Выбрать главу

– Nie widzę żadnych przeciwwskazań – zgodziła się Laurie. – Ale pozwól mi chwilę odsapnąć.

Laurie wyszła z pokoju, a tuż po jej wyjściu zjawił się Vinnie. Twarz miał ziemistą, podkrążone, przekrwione oczy. Przypominał Jackowi jednego ze sztywniaków z parteru.

– Wyglądasz jak śmierć – odezwał się Jack.

– Kac – wyjaśnił Vinnie. – Kumpel urządzał wczoraj wieczór kawalerski. Wszyscy nieźle zabalowali.

Rzucił na biurko gazetę i natychmiast skierował kroki w stronę szafki, w której trzymali kawę.

– Kawa jest już zrobiona – zauważył Jack.

Vinnie musiał przez dłuższą chwilę wpatrywać się w pełen napoju dzbanek, zanim dotarło do jego rozkołatanego umysłu, że podjęty właśnie wysiłek jest całkowicie niepotrzebny.

– A może zamiast kawy zrobimy to? – zapytał Jack, pokazując Vinniemu teczkę Marii Lopez. – To może pobudzić do życia bardziej niż kawa. Pamiętaj: "Kto rano wstaje…"

– Daj spokój z tymi frazesami – zaprotestował Vinnie. Wziął teczkę i otworzył. – Szczerze powiedziawszy, nie jestem w nastroju do wysłuchiwania twoich soczystych powiedzonek. Wkurza mnie, że nie możesz zjawić się tu w porze, kiedy inni przychodzą.

– Laurie już jest – przypomniał mu Jack.

– Tak, ale ona ma teraz kierowniczą zmianę. Nie ma dla ciebie usprawiedliwienia. – Szybko przeczytał kawałek raportu. – Cudownie! Następna zakaźnie chora! Uwielbiam to! Powinienem był zostać w łóżku.

– Za parę minut będę na dole – oznajmił Jack.

Poirytowany Vinnie złapał gazetę i poszedł na dół.

Laurie wróciła do pokoju ze stertą teczek. Położyła je na biurku.

– No, no, mamy dziś do wykonania kawał roboty – zakomunikowała.

– Wysłałem już Vinnie'ego na dół, żeby przygotował jeden z tych nocnych przypadków – poinformował koleżankę Jack. – Mam nadzieję, że nie przekroczyłem kompetencji. Wiem, że jeszcze im się nie przyjrzałaś, ale wszystkie wyglądają na dżumę, tyle że z negatywnym wynikiem testu. Powinniśmy przynajmniej postawić diagnozę.

– Nie mam zastrzeżeń. Pójdę jednak na dół i zrobię, co do mnie należy. Kiedy przeprowadzę zewnętrzne oględziny, będziesz mógł się nią zająć. Chodźmy. – Zabrała ze sobą listę przywiezionych w nocy zwłok.

– Czego dowiedziałeś się o tej zmarłej, od której chcesz zacząć? – zapytała, gdy szli do windy.

Krótko streścił historię Marii Lopez. Podkreślił, że pracowała w Manhattan General w centralnym zaopatrzeniu. Przypomniał, iż ofiara, która zmarła poprzedniej nocy, także pracowała w tym dziale. Weszli do windy.

– To raczej dziwne, nie? – zapytała Laurie.

– Dla mnie owszem.

– Sądzisz, że ma to jakieś szczególne znaczenie?

Winda zatrzymała się i drzwi otworzyły. Wyszli, nie przerywając rozmowy.

– Intuicja podpowiada mi, że tak. Dlatego bardzo chcę wykonać tę pracę. Za skarby świata nie potrafię sobie jeszcze wyobrazić, na czym mógłby polegać związek.

Gdy przechodzili obok biura kostnicy, Laurie skinęła na Sala. Podszedł natychmiast. Wręczając mu listę przywiezionych ofiar, powiedziała:

– W takim razie najpierw zobaczmy ciało Marii Lopez.

Maria Lopez, podobnie jak jej współpracowniczka, Katherine Mueller, była kobietą tęgą. Włosy miała proste, ufarbowane na dziwny rudopomarańczowy kolor. W lewej ręce i w szyi ciągle jeszcze tkwiły igły po kroplówce.

– Całkiem młoda kobieta – zauważyła Laurie.

Jack skinął i dodała:

– Miała tylko czterdzieści dwa lata.

Laurie spojrzała pod światło na zdjęcia rentgenowskie całego ciała zmarłej. Jedynie wygląd płuc odbiegał od normy.

– Zabieraj się do pracy – poleciła Jackowi.

Zakręcił się na pięcie i pomaszerował do przebieralni, gdzie czekał kombinezon.

– A jeśli chodzi o pozostałe dwa przypadki, o których mówiłeś na górze, to którym z nich chciałbyś się zająć w następnej kolejności?! – zwołała Laurie za oddalającym się Jackiem.

– Lagenthorpe – odpowiedział.

Laurie uniosła kciuk na znak, że się zgadza.

Pomimo kaca Vinnie, jak zawsze, sprawnie przygotował ciało Marii Lopez do autopsji. Zanim skończył, Jack po raz drugi przejrzał teczkę ofiary, a następnie włożył strój ochronny.

Poza nim i Vinniem w sali nikogo nie było. Jack mógł się łatwo skoncentrować. Na oględziny zewnętrzne poświęcił o wiele więcej czasu niż zwykle. Uznał, że jeżeli jest na ciele ślad ukąszenia, to on go musi znaleźć. I znowu, jak u Katherine Mueller, było kilka miejsc o dyskusyjnym wyglądzie – wszystkie sfotografował – ale ukąszenia nie znalazł.

Kac Vinnie'ego pomagał Jackowi się skoncentrować. Vinnie, chcąc ukoić ból głowy, milczał. Mógł się doskonale obejść bez ciętych dowcipów Jacka, jego chorych żartów i nieustających komentarzy na temat nic nikogo nie obchodzących szczegółów wydarzeń sportowych. Jack rewanżował się również wiele znaczącym milczeniem.

Po zewnętrznych oględzinach przystąpił do badania organów wewnętrznych, tak jak przy wszystkich poprzednich przypadkach. Zachowywał tylko jeszcze większą ostrożność, aby do zera zmniejszyć ryzyko rozsiania śmiercionośnych bakterii.

W miarę postępu badań Jacka ogarniało przeświadczenie, iż przypadek Lopez jest lustrzanym odbiciem tego, co widział u Susanne Hard, a nie u Katherine Mueller. W efekcie jego wstępną diagnozą była tularemia, nie dżuma. To jednak jeszcze bardziej zmuszało do zastanowienia się, jak dwie kobiety z działu zaopatrzenia mogły zarazić się chorobami, podczas gdy reszta personelu, bardziej przecież narażona na kontakt z chorymi, zarażenia uniknęła.

Kiedy skończył badać organy wewnętrzne, przygotował próbki laboratoryjne z płuc, żeby zanieść je później Agnes Finn. Wszystkie próbki, także te pobrane od Joy Hester i Donalda Lagenthorpe'a, chciał jak najszybciej wysłać do laboratorium miejskiego w celu przebadania na obecność zarazków tularemii.

Kiedy zabrali się do szycia zwłok, dobiegły ich odgłosy z umywalni i spoza sali.

– Zjawili się normalni, cywilizowani ludzie – zauważył Vinnie.

Jack nie odpowiedział.

Otworzyły się drzwi do umywalni. Do sali weszły dwie osoby ubrane w kombinezony i wolnym krokiem ruszyły w stronę stołu Jacka. Okazało się, że to Laurie i Chet.

– Chłopcy, już skończyliście? – zapytał Chet.

– Mnie w to nie mieszajcie – odparł Vinnie. – To szalony rowerzysta, musi zaczynać, zanim wzejdzie słońce.

– I co to jest twoim zdaniem? Dżuma czy tularemia? -zapytała Laurie.

– Moim zdaniem tularemia – odparł Jack.

– No więc jeżeli w pozostałych dwóch przypadkach również stwierdzimy tularemię, będziemy mieli sześć zachorowań.

– Wiem. Fatalna sprawa. Choroba przekazywana przez ludzi to niezwykle rzadko spotykana droga zakażenia. Nie ma to sensu, ale z biegu zdarzeń wynika, że właśnie tak się rozprzestrzenia.

– A jak się rozprzestrzenia tularemia? – zapytał Chet. – Nigdy nie miałem z nią do czynienia.

– Roznoszą ją kleszcze. Ewentualnie można się zarazić przez kontakt z chorym zwierzęciem, dajmy na to królikiem – poinformował Jack.

– Zapisałam, że teraz zajmiesz się Lagenthorpe'em. Trzeci przypadek zamierzam sama zbadać – stwierdziła Laurie.

– Z ochotą zajmę się również Hester – odpowiedział.

– Nie ma potrzeby. Nie mamy dzisiaj aż tak wielu autopsji, jak sądziłam. Większość z przywiezionych w nocy denatów nie wymaga sekcji. Nie mogę więc pozwolić, abyś jedynie ty dobrze się bawił.

Zaczęto wwozić ciała. Stoły na kółkach pchali pracownicy kostnicy. Oni też poukładali ciała na stołach autopsyjnych. Laurie i Chet odeszli do swoich zajęć, a Jack i Vinnie wrócili do szycia. Gdy skończyli, Jack pomógł Vinniemu przenieść ciało na wózek. Następnie zapytał, jak długo będzie trwało przygotowanie Lagenthorpe'a.

– Co za krwiopijca – poskarżył się Vinnie. – Czy nie możemy jak wszyscy inni wypić kawę?

– Wolałbym mieć to już za sobą. A potem możesz sobie pić kawę przez resztę dnia.

– Bzdury. Zaraz zagonią mnie do pomocy komuś innemu.

Narzekając na swój los, Vinnie wyprowadził wózek z ciałem Marii Lopez. Jack tymczasem podszedł do stołu Laurie. Była pochłonięta pracą. Przeprowadzała oględziny, ale gdy zauważyła Jacka kątem oka, natychmiast powiedziała:

– Biedaczka miała trzydzieści sześć lat. Cóż za tragedia.

– Co znalazłaś? Jakieś ślady po ukąszeniu owadów albo zadrapanie?