Zwolnił więc uścisk i rozprostował palce.
– A co się stało z księżniczką? Nie żyje? – usłyszeli głos mężczyzny.
– Nie, powiadają, że widziano ją w różnych miejscach. Jej brat, następca tronu Brandenburgii, ponoć ma przyjechać na północ, by osobiście ruszyć śladem zaginionej. Zdaje się, że dotarł już do Szwecji.
– Och, Endre – westchnęła Maria z rozpaczą w głosie.
– Widziałem ją wiele razy – ciągnął pomocnik von Litzena. – Wyjątkowo uparte i zarozumiałe dziewczę. O, zdawała sobie doskonale sprawę ze swej pozycji.
Endre patrzył na nią ciepło i ledwie zauważalnie potrząsnął głową.
Maria uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– Tak, tak, potrafiła wskazać ludziom ich miejsce. Była bezlitosna i otaczała się wyłącznie arystokracją.
Do stolika obok przysiedli się nowi goście i rozmowa ucichła.
– Możemy już wyjść?
– Nie, musimy poczekać.
Ale towarzystwo nie kwapiło się bynajmniej do wyjścia. W mesie powoli pustoszało, w końcu pozostało parę osób. I wtedy Maria zrozumiała, że została zdemaskowana.
ROZDZIAŁ VII
Urzędnik od dłuższego czasu obrzucał ją badawczym spojrzeniem. Wreszcie szepnął coś swym towarzyszom i wszyscy wstali z miejsc. Powoli zbliżyli się do stolika Marii i Endrego.
– Czy my się czasem nie znamy? – zapytał, a w jego głosie zabrzmiała groźna nuta.
Maria zmarszczyła brwi.
– Nie sądzę – odpowiedziała najczystszym dialektem Valdres.
– Wstańcie, oboje! – rzekł ostro.
Wstali posłusznie, by odmowa nie została odebrana jako dowód wysokiej pozycji społecznej Marii.
Mężczyzna zmierzył ich wzrokiem z góry na dół.
– Ciebie też już chyba kiedyś widziałem – zwrócił się do młodzieńca. – Czy nie jesteś Endrem ze Svartjordet, nędznym chłopem skazanym na banicję?
Endre potrząsnął głową, udając zaskoczonego.
– To jakaś pomyłka, panie. Nazywam się Torstein Vik, a to moja żona Marit.
– Jest z wami ktoś jeszcze? Mężczyzna?
– Nie.
Urzędnik myślał intensywnie, chodząc w tę i z powrotem. Wreszcie podszedł do Marii, chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.
Dziewczyna zadrżała, a Endre spojrzał zagniewany na mężczyznę.
– Nie ruszaj, proszę, mojej żony, panie – odezwał się cicho.
– Żony – zaśmiał się szyderczo. – Zaraz sprawdzimy, czy to naprawdę twoja żona. Pocałuj ją!
– Co? – zapytał zdumiony Endre. Słyszał, że Maria z trudem łapie oddech.
– Pocałuj ją! – powtórzył.
Endre pobladł i zwrócił się do urzędnika:
– Nie mogę, panie. Bardzo bym zranił małżonkę, gdybym wystawił ją na taki widok.
Mężczyzna pochylił się, a jego twarz znalazła się tuż przy twarzy Endrego.
– A może nie masz śmiałości? Jeśli prawdą jest to, co mówisz, nie powinieneś się niczego obawiać. Jeśli jednak jesteś tym, za kogo cię uważam, nigdy się na to nie zdobędziesz. Zresztą ona też się nie zgodzi, by pocałował ją chłopski syn. Zbyt dobrze ją znam.
– Ależ zapewniam…
Gromadziło się wokół nich coraz więcej ludzi, w mesie ucichły rozmowy.
– No – warknął urzędnik. – Pocałuj ją, jeśli to twoja żona!
Endre stał jak sparaliżowany, nie mógł przecież zrobić tego księżniczce. On, taki prostak. Nie mógł!
I wtedy poczuł drobną dłoń na swej szyi, a tuż przy piersi bijące jak oszalałe serce dziewczyny. Niezwykle delikatnie objął przerażoną Marię i przyciągnął do siebie. Jego oczy wyrażały niemą prośbę o wybaczenie, co księżniczka przyjęła z lekkim uśmiechem. Była wolna, jej znienawidzony mąż opuścił wszak Norwegię, więc nikt nie mógł jej zmusić, by do niego wróciła. Tymczasem sytuacja Endrego nie zmieniła się. Jako banita pozbawiony był wszelkich praw i gdyby został zdemaskowany, groziło mu śmiertelne niebezpieczeństwo. Można go było nawet bezkarnie zabić.
Endre uświadomił sobie, że Maria nie ratuje własnej skóry, a próbuje właśnie jemu przyjść z pomocą.
Mimo to wahał się. Jej twarz znalazła się tuż przy jego twarzy. Spojrzał w urzekające oczy dziewczyny i zakręciło mu się w głowie, a wszystkie myśli nagle uleciały. Niczego bardziej w życiu nie pragnął, jak pocałować tę cudną istotę.
Przymknęła powieki. Więcej zrobić już nie mogła, reszta zależała od niego. Pochylił się więc i przywarł ustami do gorących warg księżniczki. W tej krótkiej chwili zapomnienia wyraził skrywane głęboko uczucia, jakie wobec niej żywił. Szybko się jednak opanował i wypuścił ją z objęć. Nie mógł oderwać od dziewczyny wzroku. Ona także patrzyła nań ze zdumieniem, całkiem oszołomiona.
Mario, Mario! myślał poruszony do żywego. Teraz gotów jestem umrzeć, bo czegóż więcej mógłbym oczekiwać od życia?
– No, dobrze! Upiekło się wam tym razem! – odezwał się mężczyzna. – Ale nie zamierzam spuszczać z was oka, bo nie jestem tak do końca przekonany. Podobieństwo między tobą, młoda damo, a księżniczką Brandenburgii jest nazbyt duże. Chociaż wiem na pewno, że jej wysokość nigdy nie całowałaby się z nędznym chłopem równie namiętnie jak ty.
Dopiero słowa urzędnika uświadomiły Endremu, że Maria odwzajemniła jego pocałunek. Pod wpływem doznanego szoku ugięły się pod nim kolana, aż musiał usiąść.
Tymczasem urzędnik ze swym towarzystwem opuścił mesę, a pozostali goście wrócili do stolików. Endre i Maria siedzieli w milczeniu.
Jeśli tylu doznań dostarczył mi jego pocałunek, myślała całkiem porażona, to jak będzie całować się z Magnusem? Ale dlaczego twarz Endrego wyrażała po tym takie cierpienie i tęsknotę? Endre… Czy z tego powodu nie chciał zwracać się do mnie po imieniu? Dlatego wolał utrzymywać dystans?
Nie, to niemożliwe…
Przypomniała sobie rozmowę z Magnusem, który powiedział wprost, że nigdy jej nie wyjawi, o co poróżnili się z Endrem tamtej nocy w Bergen. Czy przypadkiem nie zarzucił swojemu giermkowi, że się w niej zakochał?
Maria jęknęła zrozpaczona. Nie chciała, by te przypuszczenia okazały się prawdą. Nie chciała, by Endre cierpiał z powodu beznadziejnej miłości. Był na to zbyt dobry!
A może to wszystko jej wymysły? Ot, po prostu wybujała wyobraźnia i kobieca próżność? Pragnienie, by mieć wokół siebie mnóstwo adoratorów? Tak, na pewno…
– Mario, przepraszam za to, co się stało – odezwał się cicho Endre.
– Och, na miłość boską, Endre, nie próbuj tego robić! – zawołała rozpłomieniona. – Są chyba jakieś granice pokory!
– Zdaje się, że z rozmysłem udajesz, że mnie nie rozumiesz – uśmiechnął się. – Czy zabrzmi lepiej, jeśli podziękuję za pomoc?
– Nie zamierzałam spełniać bynajmniej żadnych dobrych uczynków… – powiedziała z ogniem i urwała gwałtownie. Ich spojrzenia spotkały się.
Endre przełknął z trudem ślinę, a Maria spąsowiała i mocno zakłopotani uciekli spojrzeniem każde w swoją stronę.
Po powrocie do kajuty odbyli naradę z Magnusem.
– A więc następca tronu wyruszył na północ i przypuszczalnie przybył już do Szwecji, z czego wynika, że wybrał drogę lądową.
– Tak – potwierdził Endre. – A von Litzen ma uczestniczyć w wyprawie wojennej króla Christiana.
Maria siedziała między przyjaciółmi oparta o ścianę. Uświadomiła sobie z radością, że bardzo się ze sobą zżyli i że razem jest im naprawdę przyjemnie,
– To znaczy, że musimy zmienić plany! – wtrąciła. – Naszym celem powinna być teraz Szwecja, nieprawdaż?
– I tak zmierzamy ku wybrzeżom Szwecji – stwierdził Magnus. – Słyszałem dziś, że statek nie ma raczej szans dotrzeć do Danii ani do Niemiec, bo cieśnina zaczyna zamarzać.