Выбрать главу

Przypomniał sobie walącą się chałupę na płaskowyżu w okolicach jeziora Mjøsa. To było dwa lata temu.

Nie wierząc własnym oczom, powoli wyszedł z izby i pchnął boczne skrzypiące drzwi.

Najpierw rzuciła mu się w oczy sztywna od brudu spódnica, spod której wystawały nogi dyndające w powietrzu. Magnus podniósł wzrok i spojrzał prosto w okropną twarz Emmy.

Niemożliwe! O pomyłce jednak nie mogło być mowy.

Magnus był człowiekiem trzeźwo myślącym i nie wierzył w przesądy, a mimo to sięgnął po nóż. Przez chwilę patrzył nań i mrucząc pod nosem jakieś słowa, wbił go z całej siły w sufit nad ciałem powieszonej.

Potem uczynił znak krzyża i pośpiesznie wyszedł z chaty.

– Tak długo ciebie nie było, panie – przywitał go chłopiec. – Co robiłeś w środku?

– Lepiej nie pytaj – odpowiedział mu i dosiadł konia.

– Uciekajmy stąd jak najszybciej.

Dotąd Magnus nie myślał o tym, co się dzieje z Marią i Endrem. Kiedy jednak zaczął zastanawiać się, gdzie zostawić chłopca, zrozumiał, że Bogesund jest teraz najniebezpieczniejszym miejscem w okolicy. Rankiem był pewien, że Szwedzi odniosą zwycięstwo, teraz jednak sytuacja całkowicie się zmieniła.

Znaleźli się w pułapce, myślał o księżniczce i przyjacielu. A ja nie zdołam wśliznąć się do miasta.

Z przeciwnej strony nadjechał traktem dość liczny oddział Szwedów i Magnus przekazał im chłopca. Kiedy ruszył naprzód, jeden z żołnierzy zawołał za nim:

– Nie wracaj, panie! W miasteczku rozpętało się prawdziwe piekło!

– Muszę jechać z powrotem do Bogesund. Zostawiłem tam przyjaciół.

– W takim razie nadłóż drogi i zajedź od północnej bramy. Tamtędy jeszcze można dostać się do miasta, ale pośpiesz się, panie, bo wkrótce Bogesund zajmą Duńczycy!

Magnus podziękował za radę i zapytał:

– A dokąd wy jedziecie?

– Sten Sture zostanie odwieziony pod Sztokholm i stamtąd będzie dowodzić. Otrzymaliśmy rozkaz, by ukryć się w lasach Tiveden. Cała szwedzka armia rozproszyła się, ale nie złożyliśmy broni.

Po dość ciepłym dniu ochłodziło się i zaczął zacinać lodowaty kapuśniaczek. Magnus uświadomił sobie nagle, jak bardzo jest głodny i zmęczony. Zupełnie stracił humor i wszystko go drażniło. Nawet to, że raz po raz zatrzymywały go walki toczące się w leśnych zagajnikach i na wzgórzach. Parę razy wdał się w potyczki, ale nie odniósł najmniejszego nawet uszczerbku. Był wszak bardzo zręcznym rycerzem, wielkie usługi oddał mu też muszkiet, który zabrał jakiemuś zabitemu Duńczykowi. Ponieważ jednak kończył się w nim proch, oddał broń Szwedom.

Walka pomiędzy Szwedami i Duńczykami przestała go interesować. Uznał, że nadszedł czas, by zająć się własną przyszłością.

Von Litzen nie żył, następnym krokiem, jaki Magnus powinien wykonać, było zatem spotkanie z Alexandrem Brandenburskim. Szkoda, że książę Brandenburgii, ojciec Marii, nie przybył osobiście, ale właściwie trudno się temu dziwić.

Północna brama miejska, zgodnie z tym co mówili napotkani żołnierze, nadal znajdowała się w rękach Szwedów i Magnus po dokładnej kontroli został wpuszczony do środka. Mieszkańcy Bogesund zażarcie bronili swego miasta, ale na ulicach panował straszliwy chaos: wszędzie można było zobaczyć pojękujących rannych, kłębił się tłum uciekinierów, którzy za murami szukali schronienia.

Nigdy ich tu nie znajdę! myślał z przerażeniem Magnus. Dom, w którym Maria i Endre zatrzymali się na nocleg, stał w południowej części miasta, zajętej już przez oddziały duńskie. Żołnierz walczący po stronie szwedzkiej nie byłby tam raczej mile widziany…

Okazało się jednak, że szczęście mu sprzyja. Wśród rannych żołnierzy i cywilów szybko dostrzegł zarumienioną i trochę zmęczoną Marię, która starała się udzielić pomocy wszystkim najbardziej potrzebującym.

Wstrzymał konia. Jaka ona piękna, pomyślał. Ma takie szlachetne rysy i czyste spojrzenie! Księżniczka z krwi i kości! Nareszcie jest wolna i będę ją mógł pojąć za żonę.

Powoli zmierzchało. Deszcz ze śniegiem rozpadał się na dobre, przykrywając ulice i rynek szarą mazią.

Maria uniosła głowę i zauważyła znajomą postać. Odgarnąwszy włosy z czoła, przecisnęła się przez tłum i przeskoczyła przez leżących na ziemi rannych.

– Magnus! Wróciłeś! – zawołała. – Chwała Bogu, że nic ci się nie stało!

– Niepotrzebnie się martwiłaś – rzekł chełpliwie, zsiadając z konia. – Mnie się kule nie imają. Ale gdzie Endre?

– Tam – wskazała Maria. – Cały dzień ciężko razem pracowaliśmy, pomagaliśmy uciekinierom i lżej rannym. Dobrze, że trafiło nam się takie zajęcie, bo dzięki temu nie mieliśmy zbyt wiele czasu, by zamartwiać się z twego powodu. Taka jestem zmęczona, ledwie trzymam się na nogach. Och, Magnus, muszę koniecznie ci coś powiedzieć!

Skinął głową.

– Ja także. Czy moglibyśmy gdzieś spokojnie porozmawiać we troje? Poza tym przemokłem do suchej nitki. Możliwe, że ta zbroja chroni przed kulami i ciosami miecza, ale z pewnością nie przed deszczem.

Maria zastanowiła się. Sama także zmokła, choć starała się tego nie dostrzegać.

– Hmm, wszędzie zakwaterowałam uciekinierów – powiedziała z uśmiechem. – I nie mam pojęcia, czy gdzieś jeszcze jest jakieś wolne miejsce…

Magnus nie bez podziwu popatrzył na dziewczynę, która pomimo zmęczenia nie traciła humoru. Gdzieś niedaleko rozbrzmiewały odgłosy bitwy i odbijały się echem o ściany domów.

– Coś mi przyszło do głowy – ożywiła się Maria. – Endre umieścił nasze konie w stajni, a kiedy musieliśmy opuścić pokój, schował tam też należące do nas rzeczy. Nie spodziewaj się luksusów! Ale zawsze to dach nad głową, będziemy mogli się ogrzać i wysuszyć.

Po drodze spotkali Endrego, który rozpromienił się na widok przyjaciela, i we troje poszli do stajni. Siedli wygodnie na jakichś workach. Magnus odchylił się do tyłu i przymknął oczy.

– Ach, jak dobrze! Przez cały dzień nie przeżyłem milszej chwili. Macie coś do jedzenia?

Maria pośpiesznie wyjęła chleb i podzieliła na równe części. Endre zdjął pelerynę i strząsnął z niej mokry śnieg, a potem dotknął przemoczonych butów Marii. Ściągnął je i otulił stopy dziewczyny słomą.

Troszczył się o nią nieustannie. Maria ze wzruszeniem popatrzyła na ciemną czuprynę chłopaka. Osobliwe myśli zaczęły krążyć jej po głowie. Tak dobrze im się razem pracowało w tym znojnym dniu! Świadomość, że Endre jest w pobliżu, napełniała ją radością. Serce zabiło jej mocniej na wspomnienie obejmujących ją ramion i gorących ust, całujących ją na statku. O tym zdarzeniu żadne z nich nie opowiedziało Magnusowi.

W poczuciu winy zerknęła na młodego szlachcica, a gdy on odwrócił głowę, oblała się rumieńcem i posłała mu zawstydzony uśmiech.

Magnus opacznie wytłumaczył sobie jej reakcję. To niesamowite, ona ciągle jeszcze czerwieni się na mój widok, mimo że tyle czasu spędziliśmy razem, pomyślał. Na pewno przypomniała sobie poranny pocałunek. Jak niewiele trzeba, żeby rzucić ją na kolana.

Cóż! Właściwie to chyba jestem w niej zakochany, zastanawiał się dalej. Pasujemy do siebie: jest piękna, pochodzi z książęcego rodu, bogata, może się podobać. Ale zdaje się, że z natury jest nieco zazdrosna. Czy w przyszłości nie stanie się to dla mnie trochę uciążliwe?