Książęcy orszak przemierzył cało i zdrowo niespokojne trakty, aż któregoś wieczoru utknął w posiadłości szlacheckiej w pobliżu granicy z Norwegią. Niedaleko stąd toczyły się walki. Gdyby książę podjął najmniejszą nawet próbę wmieszania się w zbrojne starcia, glejt umożliwiający mu swobodne poruszanie się na terenach objętych wojną straciłby ważność.
Magnus, Endre i Maria siedzieli w pięknej komnacie i rozmawiali o zaistniałej sytuacji.
– No tak, znów dostaliśmy się w sam środek wydarzeń – stwierdził Magnus. – Póki co mamy pożywienie i dach nad głową. Ale doprawdy korci mnie, żeby trochę przetrzepać skórę tym Duńczykom.
– To nie są Duńczycy – wtrącił się Endre – lecz knechci szkoccy z wojska zaciężnego. Okrutni i bezwzględni.
– Wiem. Tym bardziej należałoby zrobić z nimi porządek. Ale mówiąc poważnie, jeśli o mnie chodzi, to nie wracam do Norwegii.
– Jak to? – zdziwił się Endre. – Dlaczego?
– Nie mogę, jeszcze nie nadszedł czas. Zapomniałeś, że zamierzałem powrócić jako wódz? Jak więc mam się zjawić jako Magnus Maar, uboższy niż kiedykolwiek? Nie… Zamierzam porozmawiać najpierw ze Stenem Sture. On mógłby mi nadać wyższy tytuł szlachecki, dzięki czemu zyskałbym większy respekt. Co powiesz na to, Endre, byśmy ruszyli stąd w stronę Sztokholmu?
Endre długo wpatrywał się w siedzącą z boku Marię. Nie odzywała się. Jej piękna twarz w obramowaniu czarnych włosów i na tle wspaniałych brokatowych draperii wydawała się bledsza niż zwykle. Miała na sobie głęboko wydekoltowaną suknię z aksamitu w kolorze czerwonego wina. Nie nosiła biżuterii. W jej oczach wpatrujących się marzycielsko gdzieś w niewiadome odbijał się blask świec.
Magnus mógł ją zdobyć, a tymczasem złamał jej serce, pomyślał Endre.
Powoli odwrócił wzrok na przyjaciela i powiedział:
– Nie, Magnusie. Tym razem nie będę ci towarzyszył.
Twarz Magnusa oblała się gwałtownym rumieńcem.
– Co? Zostawisz mnie samego? Chcesz mnie zdradzić?
– Wydaje mi się, że raczej powinieneś unikać tego słowa Magnusie – powiedziała cicho Maria.
Magnus zacisnął dłonie na poręczy fotela.
– Endre, zapomniałeś, kim jestem? Zapomniałeś, że kiedyś przyrzekłeś wspierać mnie w walce o koronę Norwegii? A teraz, gdy twoja sytuacja trochę się poprawiła, chcesz zrezygnować? Zaprzepaścić na dobre nasze wielkie zadanie!
Endre westchnął głęboko i odezwał się cicho smutnym głosem:
– Wiesz, Magnusie, kiedyś byłeś moim ideałem, bohaterem. Od dnia, w którym twoja matka poprosiła mnie, bym pilnował, żebyś nie wpadł do stawu, a miałeś wówczas cztery albo pięć lat, uwielbiałem cię i starałem się osłonić przed wszelkim niebezpieczeństwem. Kiedy dorosłeś, byłeś mi niczym gwiazda, a twój cel był moim celem. Ale nie mogłem cię ochronić przed złem tkwiącym w tobie. Pomyśl, nie zauważyłeś zmiany, jaka dokonała się w twej duszy? Dawniej mówiłeś: „Kiedy Norwegia odzyska niepodległość”, a teraz w kółko powtarzasz: „Kiedy zostanę królem Norwegii”!
Magnus uczynił niecierpliwy gest.
– Przecież to w gruncie rzeczy to samo!
– Nie – zaprzeczył Endre. – To nieprawda. Jeszcze niedawno mówiłeś o tym, czego dokonasz dla ludu norweskiego, a ja słuchałem ciebie z nabożeństwem i bezgranicznie podziwiałem. Ale w ostatnim czasie twoje plany sprowadzają się do zemsty.
– To z powodu kłopotów – usprawiedliwił się Magnus.
Endre potrząsnął głową.
– Przykro mi o tym mówić – wtrąciła się Maria. – Ale nie jesteś ulany z odpowiedniego stopu, by zostać królem, Magnusie. Wszystkie swoje zamierzenia opierasz na pomocy innych. Zależało ci na przykład na mnie, bo chciałeś czerpać korzyści z mego książęcego pochodzenia. A ponieważ okazało się, że sytuacja się zmieniła, odrzuciłeś mnie jak zużyty przedmiot. Teraz zamierzasz się posłużyć Stenem Sture, który być może kiedyś zostanie królem Szwecji i będzie mógł nadać ci wyższy tytuł. Poświęciłeś swego przyjaciela…
– Nie – zaprotestował Magnus gwałtownie. – Endre sam tego chciał. Wtedy jeszcze wierzył w naszą sprawę. Jak to się stało, że nagle zmieniłeś zdanie?
Endre popatrzył na niego ze smutkiem
– Nie, Magnusie – powiedział. – Już dawno zrozumiałem, że twoje ideały nie są moimi. To nie dla Norwegii się poświęciłem, kiedy powstrzymywałem przy moście Duńczyków. Wtedy, szczerze mówiąc, było mi to całkiem obojętne. Zależało mi jedynie na tym, żeby Maria dotarła bezpiecznie do celu.
– Nazywasz ją po imieniu? Czy to nie nazbyt śmiałe jak na chłopskiego syna? – rzucił ostro Magnus.
– Ma na to od dawna moje przyzwolenie – powiedziała spokojnie Maria.
Endre skinął głową. Na moment spojrzenia obojga napotkały się i Magnus oniemiał ze zdumienia.
To niemożliwe, pomyślał, Endre i Maria, za moimi plecami?
Wezbrała w nim gwałtowna wściekłość.
– Endre! – rzekł lodowatym tonem. – Nie po to wyciągnąłem cię z gnoju, byś kradł mi księżniczkę.
– Kto tu mówi o kradzieży? – obruszyła się Maria. – Endre nigdy mnie o nic nie prosił, a tobie nigdy na mnie nie zależało. Opamiętaj się, Magnusie. Wracaj z nami do Norwegii!
– Tak – poparł ją gorąco Endre. – Wróćmy w nasze rodzinne strony i zacznijmy wszystko od nowa. Jako Magnus Maar i Endre ze Svartjordet. Myślę, że mogłoby być wspaniale.
Magnus patrzył ze złością to na jedno, to na drugie.
– Nigdy! – zawołał. – Ani myślę stać się na powrót Magnusem Maarem, który przyjaźni się z ubogim chłopem. Zostanę kimś wielkim. I to bez waszej pomocy.
Wybiegł z komnaty, trzaskając mocno drzwiami.
Endre i Maria popatrzyli tylko na siebie i westchnęli ciężko.
– Jako dziecko był wspaniały – powiedział Endre. – Ale zawsze tkwiła w nim nieodparta potrzeba wywyższania się. Z początku uważałem to za jego zaletę, ale teraz…
Nie dokończył zdania.
Maria stała przez chwilę w milczeniu, a potem zapytała cicho:
– Endre, ty pamiętasz, co zdarzyło się tamtej nocy, prawda? Poznaję to po twoich oczach.
– Tak, Mario. Pamiętam wszystko. Domyślam się, że byłem odurzony proszkiem z ziół… Ta noc stanowi moje najcenniejsze wspomnienie.
– Wobec świata powinniśmy o tym zapomnieć – rzekła czule. – Ale ja nigdy nie zapomnę!
– Mario – szepnął Endre. – Wracajmy do pozostałych, bo jeszcze porwę cię w ramiona, a ponieważ jestem przy zdrowych zmysłach, nie wybaczono by mi tego.
W oczach dziewczyny zalśniły łzy, ale pokiwała głową, próbując się uśmiechnąć, i wyszła pierwsza z salonu.
W hallu zobaczyli Magnusa, rozmawiającego z następcą tronu. Patrzył na księcia Alexandra z niedowierzaniem, poruszony do żywego.
– Co się stało? – spytał Endre.
Odwrócił się jak lunatyk.
– Sten Sture nie dotarł do Sztokholmu. Umarł podczas przeprawy przez zamarznięte jezioro Mälaren.
– O, nie! – wykrzyknęła Maria z rozpaczą w głosie.
– Szwecja straciła jednego z najwspanialszych przywódców w historii – powiedział z żalem książę Alexander. – Nieprędko pojawi się w tym kraju człowiek takiego formatu, tak świetnie się zapowiadający.
– A Christian ma otwartą drogę do tronu szwedzkiego – rzekł Magnus z goryczą. – Nikt już mu w tym nie przeszkodzi.
Magnus ukrył twarz w dłoniach.
– Przepadła moja ostatnia nadzieja – wyszeptał. – Co mam teraz robić? Brandenburgia została podbita, Sten Sture nie żyje. W Norwegii nie zyskam poparcia, zniszczyłem przyjaźń z Endrem. Odrzuciłem Marię. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, kogo utraciłem. Bo na swój sposób ją kochałem. Teraz jest już za późno. Ona wybrała Endrego. A czy ja, Magnus Maar, kompletne zero, które karmi się złudzeniami, mogę się z nim porównywać? Nie mam najmniejszych szans!