Выбрать главу

– Tak. – Damien spoglądał na nas niespokojnie. – Przepraszam. Po prostu myślałem…

– Przesłuchanie zawieszone – powiedziała Cassie i wyszła. Poszedłem za nią z ciężkim sercem, odprowadzany trwożliwym:

– Co… co…? – Damiena.

***

Instynkt kazał nam iść do pokoju obok, gdzie Sam wcześniej przepytywał Marka, nie mogliśmy zostać ani na korytarzu, ani wracać do pokoju przesłuchań. Na stole walały się jeszcze resztki po pizzy, zgniecione serwetki, styropianowe kubki, dostrzegłem ciemną plamę po rozlanym napoju, widocznie ktoś walnął pięścią w stół albo odsunął ze złością krzesło.

– W porządku! – powiedziała Cassie, było to coś pomiędzy westchnieniem a śmiechem. – Udało nam się, Rob! – rzuciła notes na stół i objęła mnie. Był to szybki gest zadowolenia, wykonany bez zastanowienia, ale podziałał mi na nerwy. Pracowaliśmy razem w starym, doskonałym porozumieniu, udając, że nic się nie wydarzyło, jednak to było wyłącznie na użytek Damiena i dlatego, że wymagała tego sprawa, nie sądziłem, że muszę to Cassie wyjaśniać.

– Na to wygląda, tak.

– Kiedy to w końcu powiedział… Boże, szczęka mi opadła. Szampan wieczorem obowiązkowy, niezależnie od tego, o której skończymy, i to dużo. – Wypuściła powietrze, oparła się o stół i potargała włosy. – Będziesz musiał iść po Rosalind.

Spiąłem się.

– Dlaczego? – spytałem chłodno.

– Bo mnie nie lubi.

– Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Ale po co ktokolwiek ma po nią iść?

Cassie zatrzymała się w połowie ruchu i przyjrzała mi się.

– Rob, zarówno ona, jak i Damien podsunęli nam identyczny fałszywy trop. Musi istnieć jakiś związek.

– Właściwie to Jessica i Damien naprowadzili nas na ten sam fałszywy trop.

– A ty myślisz, że to Damien i Jessica w tym razem siedzą? Daj spokój.

– Nie sądzę, żeby ktokolwiek w tym siedział. Myślę, że Rosalind przeszła już wystarczająco dużo w swoim życiu i chyba nie ma takiej możliwości, żeby brała udział w zamordowaniu siostry, więc nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy ją tutaj ściągać i narażać ją na kolejne traumatyczne przeżycia.

Cassie usiadła na stole i spojrzała na mnie. W jej spojrzeniu było coś, czego nie rozumiałem.

– A myślisz, że ten dureń sam to wszystko wymyślił?

– Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi – powiedziałem niczym O’Kelly, ale nie potrafiłem się powstrzymać. – Może Andrews albo jeden z jego kumpli go zatrudnił. To by wyjaśniało, dlaczego kryje motyw, bo boi się, że jeśli ich wsypie, to się zemszczą.

– Tak, poza tym, że nie mamy ani grama dowodu na jakikolwiek związek między nimi, a Andrews…

– Mimo to.

– Za to mamy dowody na związek między nim a Rosalind.

– Słyszałaś, co powiedziałem. Powiedziałem „mimo to". O’Kelly pracuje nad wyciągami telefonicznymi i bankowymi. Kiedy je dostaniemy, zobaczymy, z czym mamy do czynienia i od tego zaczniemy.

– Do czasu aż dostaniemy wyciągi, Damien się uspokoi, weźmie sobie prawnika, a Rosalind dowie się o aresztowaniu z gazet i zacznie się pilnować. Wzywamy ją teraz i tak długo będziemy ich maglować, aż dowiemy się, o co chodzi.

Przypomniałem sobie głos Kiernana albo McCabe’a, to przyprawiające o zawrót głowy uczucie, gdy puszczały mi hamulce i odpływałem w łagodną, nieskończenie przyjemną nicość.

– Nie – odparłem – nie wzywamy. To delikatna dziewczyna, Maddox. Jest wrażliwa i łatwo ją zranić, właśnie straciła siostrę i nie ma pojęcia dlaczego. A ty chcesz bawić się z nią i zabójcą jej siostry? Jezu, Cassie. Mamy obowiązek opiekować się tą dziewczyną.

– Nie, wcale nie mamy, Rob. To robota dla ludzi z wydziału pomocy ofiarom. My mamy obowiązki względem Katy i musimy poznać prawdę o tym, co tu się, do cholery, zdarzyło, i to wszystko. Cała reszta to sprawa drugoplanowa.

– A jeśli Rosalind wpadnie w depresję albo przeżyje załamanie nerwowe, bo będziemy ją dręczyć? Wtedy też powiesz, że to robota dla wydziału pomocy ofiarom? Nie rozumiesz, że i jej życie możemy zniszczyć? Dopóki nie będziemy mieć czegoś lepszego niż jakiś drobny zbieg okoliczności, zostawiamy dziewczynę w spokoju.

– Drobny zbieg okoliczności? – Cassie wcisnęła ręce do kieszeni. – Rob. Gdyby chodziło o kogoś innego niż Rosalind, to co byś zrobił?

Poczułem, jak ogarnia mnie wściekłość, furia w najczystszej postaci.

– Nie, Maddox. Nie. Tak nie pogrywaj. Ty nigdy nie lubiłaś Rosalind, prawda? Od samego początku chciałaś mieć powód, żeby się do niej dobrać, teraz Damien daje ci żałosny cień powodu, a ty się go chwytasz niczym tonący brzytwy. Boże, biedna dziewczyna opowiadała mi, że kobiety są o nią zazdrosne, ale o tobie miałem lepsze zdanie. Jak widać, myliłem się.

– Zazdrosna, o Jezu, Rob, masz czelność! Miałam o tobie lepsze zdanie, bo nie myślałam, że będziesz chronił podejrzaną tylko dlatego, że jej współczujesz i ci się podoba, i jesteś na mnie wściekły z jakiegoś cholernie dziwacznego powodu, który sobie wymyśliłeś…

Szybko traciła panowanie nad sobą i patrzyłem na to z przyjemnością. Moja złość jest zimna, kontrolowana, klarowna, w każdej chwili potrafi odeprzeć gwałtowne ataki, jak ten Cassie.

– Bardzo proszę, byś nie podnosiła głosu – wycedziłem. – Przynosisz sobie wstyd.

– Ach, tak myślisz? A ty przynosisz wstyd całemu pieprzonemu wydziałowi. – Wepchnęła notes do kieszeni, zginając kartki. – Wzywam Rosalind Devlin…

– Nie wzywasz. Na litość boską, zachowuj się jak detektyw, do cholery, a nie jakaś rozhisteryzowana nastolatka prowadząca wendetę.

– Tak, Rob, taka właśnie jestem. A ty razem z Damienem możesz sobie zrobić, co ci się żywnie podoba, możecie się całować po dupach i jak dla mnie możecie nawet skisnąć…

– No cóż – powiedziałem – to z pewnością daje mi do myślenia. Bardzo profesjonalne.

– Co się z tobą, do kurwy nędzy, dzieje?! – wrzasnęła Cassie. Kopnęła drzwi i zatrzasnęła je za sobą z takim hukiem, że usłyszałem rozbrzmiewające w korytarzu echo, donośne i złowieszcze.

***

Odczekałem jakiś czas, a potem poszedłem na papierosa – Damien może się przez kilka minut sam sobą zająć, w końcu jest dużym chłopcem. Zaczynało się już ściemniać, ale dalej padał rzęsisty deszcz. Podniosłem kołnierz marynarki i przecisnąłem się przez drzwi. Już wcześniej miewaliśmy z Cassie kłótnie, to jasne, partnerzy kłócą się tak samo zajadle jak kochankowie. Kiedyś tak ją rozwścieczyłem, że walnęła pięścią w biurko i spuchł jej nadgarstek, nie rozmawialiśmy wtedy przez dwa dni. Ale nawet wówczas było inaczej, zupełnie inaczej.

Wyrzuciłem wypalonego do połowy i przemokniętego papierosa i wróciłem do środka. Jakaś cząstka mnie chciała załatwić Damiena, mieć spokój i iść do domu, pozwolić Cassie, by się zajęła robotą, ale wiedziałem, że na taki luksus nie mogę sobie pozwolić, musiałem odkryć motyw, żeby uchronić Rosalind przed bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z Cassie.

Damien zaczynał sobie powoli zdawać sprawę z tego, co się dzieje. Szalał z niepokoju, obgryzał paznokcie i podrygiwały mu nogi, ciągle powtarzał: Co się teraz stanie? Pójdę do więzienia, prawda? Na jak długo? Mama dostanie ataku serca. Czy więzienie jest naprawdę niebezpieczne, jak w pokazują w telewizji?

Miałem nadzieję, że dla swojego dobra nie oglądał Skazanego na śmierć.

Lecz kiedy tylko za bardzo zbliżałem się do tematu motywu, zamykał się w sobie, kulił jak jeż, przestawał mi patrzeć w oczy i zaczynał twierdzić, że ma luki w pamięci. Kłótnia z Cassie wyraźnie wytrąciła mnie z rytmu, wszystko wydawało się okropnie irytujące, i choć bardzo się starałem, Damien ciągle wpatrywał się w stół i potrząsał ze smutkiem głową.