Выбрать главу

Drzwi otwarły się z trzaskiem – Cassie podskoczyła, Rosalind się nie poruszyła, nawet nie oderwała wzroku od twarzy Cassie – a do pomieszczenia wpadł O’Kelly, kamera ustawiona była pod takim kątem, że rozpoznałem go tylko dzięki pożyczce.

– Maddox – powiedział szorstko. – Na słówko.

Przypomniałem sobie, że kiedy wyprowadzałem Damiena, widziałem O’Kelly’ego w pomieszczeniu obserwacyjnym, kiwał się na piętach, gapił niecierpliwie przez szybę. Nie mogłem już dłużej patrzeć. Złapałem pilot i wcisnąłem „stop", wpatrywałem się teraz w wibrujący, błękitny kwadrat.

– Cassie – odezwałem się po długiej chwili.

– Spytał mnie, czy to prawda – rzekła spokojnie, jak gdyby czytała raport. – Powiedziałam, że nie, i nawet gdyby tak było, to już na pewno jej byś o tym nie mówił.

– Nie powiedziałem – bąknąłem. Chciałem, żeby Cassie o tym wiedziała. – Nie powiedziałem. Mówiłem tylko, że kiedy byłem dzieckiem, zginęła dwójka znajomych… chciałem, żeby wiedziała, że rozumiem, przez co przechodzi. Nigdy nie pomyślałem, że dowie się o Peterze i Jamie i że złoży wszystko do kupy. Nigdy mi to do głowy nie przyszło.

Cassie czekała, aż skończę.

– Oskarżył mnie, że cię kryję – odezwała się, gdy umilkłem – i dodał, że już dawno powinien nas rozdzielić. Obiecał, że porówna twoje odciski z tymi ze starej sprawy, nawet gdyby miał wyciągnąć specjalistę od odcisków z łóżka. Jeśli będą się zgadzały, to módlmy się, żebyśmy nie stracili pracy. Kazał mi odesłać Rosalind do domu. Przekazałam ją Sweeneyowi i zaczęłam do ciebie dzwonić.

Gdzieś w głowie usłyszałem kliknięcie, ciche i nieodwołalne. Pamięć wyolbrzymia je do odbijającego się echem huknięcia, lecz prawda jest taka, że właśnie przez to, iż było tak ciche, wydawało się okropne. Długo siedzieliśmy bez słowa. Wiatr zacinał deszczem o okno. Usłyszałem, jak Cassie głęboko wciąga powietrze, i pomyślałem, że płacze, ale kiedy się odwróciłem, na jej twarzy nie ujrzałem łez, była blada, cicha i bardzo, bardzo smutna.

23

Kiedy Sam przyszedł, jeszcze siedzieliśmy.

– Co się stało? – spytał, drapiąc się po głowie, i włączył światło.

Cassie drgnęła i podniosła głowę.

– O’Kelly chce, żebyśmy jeszcze raz spróbowali odkryć motyw Damiena. Mundurowi go doprowadzą.

– Świetnie – rzekł Sam – zobaczymy, czy nowa twarz go wytrąci z równowagi – ale równocześnie obrzucił nas szybkim spojrzeniem, a ja zastanawiałem się, ile zgadł, po raz pierwszy zastanawiałem się, ile przez cały czas wiedział, tylko się do tego nie przyznawał.

Przysunął krzesło do krzesła Cassie i zaczęli omawiać, jak dobrać się do Damiena. Nigdy wcześniej nikogo razem nie przesłuchiwali, rozmawiali nieśmiało, poważnie, pozostawiali sobie otwarte pytania: Myślisz, że powinniśmy…? A co, jeśli…? Cassie ponownie zmieniła kasety w magnetowidzie i puściła Samowi kawałki z wczorajszego przesłuchania. Faks wydał z siebie kilka dziwnych dźwięków i wypluł billingi telefoniczne komórki Damiena; pochylili się nad kartkami z mazakami w dłoni.

Kiedy wreszcie wyszli – Sam skinął mi przelotnie głową – czekałem w pustym pokoju operacyjnym do chwili, gdy miałem pewność, że zaczęli już przesłuchanie, a wtedy poszedłem ich poszukać. Byli w głównym pokoju przesłuchań. Wcisnąłem się ukradkiem do pomieszczenia obserwacyjnego, czułem, że płoną mi uszy, jakbym się zakradł do księgami z książkami dla dorosłych. Wiedziałem, że to ostatnia rzecz, jaką miałbym ochotę oglądać, ale nie mogłem się powstrzymać.

Urządzili pokój tak przytulnie i ludzko, jak tylko to było możliwe, na krzesłach leżały torby, płaszcze i szaliki, na stole zobaczyłem kubki z kawą i torebki z cukrem oraz komórki, dzbanek z wodą i talerz z lepiącymi się drożdżówkami z cukierni znajdującej się po sąsiedzku. Damien był w tym samym brudnym, za dużym swetrze i bojówkach – wyglądało na to, że w tym spał – kulił się i rozglądał dokoła, szeroko otwierając oczy, po celi aresztu tu musiał się czuć praktycznie jak w niebie, bezpiecznie i ciepło, prawie jak w domu. Pod pewnym kątem dał się zauważyć jasny, kilkudniowy zarost na szczęce. Cassie i Sam wesoło rozmawiali, przysiadali na stole i narzekali na pogodę, pytali, czy chce mleka. Usłyszałem w korytarzu kroki i wstrzymałem oddech – gdyby to był O’Kelly, to na pewno by mnie stąd wyrzucił, z powrotem do gorącej linii, z tym przesłuchaniem nie miałem już nic wspólnego – ale po pewnym czasie ucichły. Oparłem czoło o szybę i zamknąłem oczy.

Najpierw przerobili z nim mniej ważne, bezpieczne szczegóły. Głosy Cassie i Sama zlewały się ze sobą, działały kojąco niczym kołysanka na dobranoc: Jak udało ci się wyjść z domu, nie budząc mamy? Tak? Ja też tak kiedyś robiłem, kiedy byłem nastolatkiem… Robiłeś tak już wcześniej? Boże, co za lura, masz ochotę na colę albo coś innego? Dobrze sobie razem radzili, naprawdę dobrze. Damien się uspokajał. Raz udało mu się nawet roześmiać, choć był to żałosny pisk.

– Pamiętasz „Przesunąć autostradę", prawda? – odezwała się w końcu Cassie, niemal nie zmieniając tonu, ale ja wychwyciłem delikatną różnicę, która oznaczała, że zmierza do sedna. Otwarłem oczy i wyprostowałem się. – Kiedy zacząłeś tam działać?

– Tej wiosny – szybko odparł Damien – w marcu albo coś koło tego. Na tablicy ogłoszeń na wydziale wisiała informacja o proteście. Wiedziałem, że będę pracował w Knocknaree latem, więc pomyślałem, że… Nie wiem, poczułem się związany? I poszedłem.

– Brałeś udział w proteście dwudziestego marca? – spytał znad dokumentów Sam i podrapał się po głowie. Odgrywał rolę porządnego, wiejskiego gliniarza, przyjaznego, ale niezbyt lotnego.

– Tak, tak mi się wydaje. To było gdzieś za parlamentem. – Do tego czasu Damien zdążył się już odprężyć, opierał się o stół, bawił kubkiem z kawą, był rozmowny i przejęty, jakby odbywał rozmowę o pracę. Już to widywałem, zwłaszcza u przestępców, którzy po raz pierwszy zadarli z prawem: nie są przyzwyczajeni, by myśleć o nas jak o wrogu, a jak już opadnie pierwszy szok po aresztowaniu, robi im się słabo i starają się być pomocni, głównie dlatego, że odczuwają ulgę, pozbywając się napięcia.

– I to wtedy przyłączyłeś się do kampanii?

– Tak. To naprawdę bardzo ważne miejsce, to znaczy Knocknaree, było zamieszkiwane od…

– Mark nam powiedział. – Cassie się uśmiechnęła. – Czy to wtedy poznałeś Rosalind Devlin, czy znałeś ją już wcześniej?

Krótkie wahanie.

– Co?

– Tamtego dnia zbierała podpisy. Czy to wtedy ją poznałeś?

Kolejne wahanie.

– Nie wiem, o co pani chodzi.

– Daj spokój, Damien. – Cassie pochyliła się do przodu, by spojrzeć mu w oczy, ponieważ wpatrywał się w kubek z kawą. – Tak świetnie sobie radzisz, nie zawiedź mnie teraz, dobrze?

– Z billingów wynika, że pisałeś do niej wiadomości i dzwoniłeś – wtrącił się Sam i wyciągnął kartki z podkreślonymi numerami, a następnie podsunął je Damienowi, który spojrzał na nie niewidzącym wzrokiem.

– Dlaczego nie chciałeś, byśmy się dowiedzieli, że jesteście przyjaciółmi? – spytała Cassie. – Nie ma w tym nic złego.

– Nie chcę jej w to wciągać – odparł Damien. Zaczynał się robić spięty.

– Nikogo nie chcemy w nic wciągać – łagodnie powiedziała Cassie. – Chcemy tylko zrozumieć, co się stało.

– Już wam mówiłem.

– Wiem, wiem. Poczekaj chwilkę, dobrze? Musimy sobie wyjaśnić kilka szczegółów. Czy to wtedy poznałeś Rosalind na proteście?