– Sweeneya i O’Gormana – powiedziałem. Do tego czasu miałem już dość dobrze opanowane nazwiska, ale w tamtej chwili pamiętałem tylko te dwa.
– Idźcie do domu. Weźcie wolny weekend. Idźcie na piwo, wyśpijcie się – Ryan, twoje oczy wyglądają jak szczyny w śniegu. Zajmijcie się dziewczynami albo czym tam chcecie. Macie wrócić w poniedziałek i zacząć od początku.
Na korytarzu nie patrzyliśmy na siebie. Nikt nie ruszył w stronę pokoju operacyjnego. Cassie oparła się o ścianę i obcasem tarła o wykładzinę.
– W pewnym sensie ma rację – rzekł w końcu Sam. – Damy sobie radę sami, na pewno.
– Nie rób tego, Sam – powiedziałem. – Nie.
– Czego? – spytał zaskoczony Sam. – Nie robić czego? – Odwróciłem głowę.
– Chodzi o wrażenie – wyjaśniła Cassie. – Nie powinniśmy się dać załatwić na tej sprawie. Mamy ciało, broń… Do teraz powinniśmy już kogoś przyskrzynić.
– No tak – wtrąciłem – wiem, co zrobię. Pójdę do najbliższego w miarę sensownego baru i upiję się do nieprzytomności. Ktoś reflektuje?
Koniec końców poszliśmy do Doyle’a, gdzie grano zbyt głośną muzykę z lat osiemdziesiątych, stolików było za mało, a przy barze tłoczyli się studenci i faceci w garniturach. Żadne z nas nie miało ochoty iść do policyjnego pubu, gdzie bez wątpienia każdy, kogo byśmy spotkali, chciałby się dowiedzieć, jak idzie Operacja Westalka. Chyba przy trzeciej kolejce, kiedy wracałem z kibelka, zderzyłem się z dziewczyną, przez co wylał jej się drink, ochlapując nas oboje. To była jej wina – odchyliła się do tyłu, śmiejąc się z czegoś, co powiedziała jedna z jej znajomych, i wpadła prosto na mnie – ale ponieważ była bardzo ładna, reprezentowała typ drobnej, eterycznej kobiety, który zawsze mi się podobał, i rzuciła mi tak subtelne, pełne zachwytu spojrzenie, kiedy obydwoje się przepraszaliśmy i porównywaliśmy szkody, kupiłem jej następnego drinka i rozpocząłem rozmowę.
Anna robiła dyplom z historii, miała kaskadę jasnych włosów, która kojarzyła mi się z ciepłymi plażami i wirującymi białymi spódniczkami z bawełny, i talię, którą mógłbym objąć dłońmi. Powiedziałem jej, że jestem wykładowcą literatury i przyjechałem z Anglii robić badania na temat Brama Stokera. Oblizywała brzeg swojej szklanki i śmiała się z moich żartów, odsłaniając małe, białe zęby.
Za jej plecami Sam uśmiechnął się i uniósł brew, a Cassie zrobiła minę dyszącego psiaka, miało to obrazować mnie, ale nie dbałem o to. Absurdalnie długo już z nikim nie spałem i miałem straszną ochotę iść z tą dziewczyną do domu, wślizgnąć się do jakiegoś studenckiego mieszkanka z artystycznymi plakatami na ścianach, owinąć obfite włosy wokół palców i pozwolić, by zniknęły wszystkie myśli, leżeć w jej słodkim, bezpiecznym łóżku przez całą noc i większość jutrzejszego dnia i ani razu nie pomyśleć o cholernej sprawie. Położyłem jej rękę na ramieniu, żeby usunąć ją z drogi faceta, który niepewnie balansował, niosąc cztery piwa, i wystawiłem Cassie i Samowi środkowy palec za jej plecami.
Fala ludzi popychała nas coraz bliżej i bliżej ku sobie. Skończyliśmy już temat naszych studiów – żałowałem, że nie wiem więcej na temat Brama Stokera – i omawialiśmy teraz wyspy Aran (Anna wraz z przyjaciółmi wybrali się tam w zeszłe lato; piękno natury, radość ucieczki od miejskiego życia z całą jego powierzchownością), zaczęła dotykać mojego nadgarstka, żeby podkreślić swoje zdanie, kiedy jeden z jej znajomych odsunął się od ryczącej grupy i za nią stanął.
– Wszystko w porządku? – zapytał znacząco i objął ją w pasie, rzucając mi groźne spojrzenie.
Anna przewróciła oczami z konspiracyjnym uśmieszkiem.
– Wszystko w porządku, Cillian – powiedziała. Raczej nie był to jej chłopak – w ogóle nie zachowywała się, jakby kogoś miała – ale na pewno mu się podobała. Był dużym facetem, w rodzaju przystojniaków wagi ciężkiej, najwyraźniej już od jakiegoś czasu pił i szukał zaczepki.
Przez chwilę nawet to rozważałem. „Słyszałeś, chłopie, co powiedziała dama, wracaj do swoich koleżków…”. Spojrzałem na Sama i Cassie; zostawili mnie w spokoju i byli teraz pochłonięci rozmową, pochylali głowy nisko w swoją stronę, żeby się słyszeć pomimo wszechobecnego hałasu, Sam pokazywał coś, rysując palcem po stole. Nagle poczułem się okropnie źle, gdy pomyślałem o sobie i swoim profesorskim alter ego, i przez proste skojarzenie również o Annie i grze, w jaką ze mną grała, a nawet o Cillianie.
– Muszę wracać do dziewczyny – powiedziałem – jeszcze raz przepraszam za to, że rozlałem ci drinka. – Odwróciłem się plecami do zaskoczonej Anny, która też otworzyła usta, i Cilliana, w którego oczach malowało się zdezorientowanie połączone z agresją.
Siadając, delikatnie przejechałem dłonią po ramionach Cassie, a ona odpowiedziała mi podejrzliwym spojrzeniem.
– Dała ci kosza? – spytał Sam.
– Nie – rzekła Cassie – założę się, że zmienił zdanie i powiedział, że ma dziewczynę. Stąd te czułe gesty. Następnym razem, jak to zrobisz, Ryan, obsypię Sama pocałunkami i pozwolę, żeby przyjaciele twojej koleżanki pobili cię za to, że jej zawracasz głowę.
– Świetnie – wesoło odezwał się Sam. – Podoba mi się ta zabawa.
Po zamknięciu pubu wróciłem z Cassie do jej mieszkania. Sam poszedł do domu, był piątek, a my nie musieliśmy wstawać jutro rano, mieliśmy wrażenie, że nie powinniśmy robić nic poza leżeniem na kanapie, piciem, zmienianiem od czasu do czasu płyty i czekaniem, aż ogień zgaśnie i zmieni się w żarzącą się poświatę.
– Wiesz – powiedziała Cassie leniwie, usiłując wyłowić kawałek lodu ze szklanki, by go schrupać – zapomnieliśmy o tym, że dzieci myślą inaczej.
– O czym ty mówisz? – Rozmawialiśmy o Szekspirze, o czymś mającym związek z bajkami w Śnie nocy letniej. Przyszło mi do głowy, że zaraz wyskoczy z jakąś późnonocną teorią na temat tego, jak rozumują dzieci, a jak myśleli ludzie w szesnastym wieku, i już się przygotowywałem do jej obalenia.
– Zastanawialiśmy się, jak ją zaciągnął na miejsce zabójstwa; nie, odwal się i słuchaj. – Trącałem jej nogę stopą i marudziłem.
– Zamknij się, nie jestem na służbie, nie słyszę cię, lalala… – Było późno, a ja sporo wypiłem, toteż wszystko widziałem jak przez mgłę i doszedłem do wniosku, że mam już dość frustrującej, poplątanej, trudnej do rozwiązania sprawy. Chciałem dalej rozmawiać o Szekspirze, może zagrać w karty.
– Kiedy miałam jedenaście lat, jakiś facet próbował mnie molestować – powiedziała Cassie.
Przestałem ją kopać i uniosłem głowę.
– Co? – spytałem trochę zbyt ostrożnie. Oto, pomyślałem, jest nareszcie tajemniczy zamknięty pokój Cassie i w końcu zostanę do niego zaproszony.
Spojrzała na mnie rozbawiona.
– Nie, nic mi nie zrobił. Nic wielkiego się nie stało.
– Och. – Czułem się głupio i w nieuzasadniony sposób trochę dotknięty. – Co się w takim razie stało?
– W naszej szkole wszyscy szaleli na punkcie kulek – wszyscy przez cały czas grali w kulki, na obiedzie, po szkole. Nosiło się je w plastikowym worku i strasznie ważne było, ile się ich miało. Kiedyś musiałam zostać po szkole…
– Ty? Zdumiewasz mnie. – Obróciłem się, żeby odszukać szklankę. Nie byłem pewien, dokąd zmierza ta historia.
– Odpieprz się, ty za to byłeś doskonale doskonały. W każdym razie już wychodziłam i ktoś z personelu – nie nauczyciel, ktoś od utrzymania boiska czy woźny – wyszedł z szopy i spytał: „Chciałabyś dostać kulki? Chodź ze mną, to ci dam". To był jakiś starszy facet, miał może z sześćdziesiąt lat, siwe włosy i wielkie wąsy. A ja trochę postałam w drzwiach szopy, a potem weszłam.