– Shane – powiedziałem – najwyraźniej znalazł się poza nawiasem.
– Tak. To dlatego wszystko poszło nie tak. Shane się dowiedział i zaczął się wściekać. Myślę, że i on też od zawsze szalał za Sandrą; ale co gorsza, uważał, że go zdradziliśmy. Był załamany. Kłóciliśmy się o to, praktycznie codziennie, tygodniami. Przez większość czasu nawet nie chciał z nami rozmawiać. Byłem przygnębiony, czułem się tak, jakby wszystko się rozpadało… wie pan, jak to jest, kiedy jest się w tym wieku, każda najmniejsza rzecz to koniec świata…
Zamilkł na chwilę.
– I co się stało potem?
– Potem Cathal wbił sobie do głowy, że skoro to Sandra nas poróżniła, to Sandra będzie musiała nas z powrotem pogodzić. Miał obsesję, nie potrafił przestać o tym mówić. Gdybyśmy wszyscy byli z tą samą dziewczyną, toby ostatecznie przypieczętowało naszą przyjaźń; jak ta sprawa z braterstwem krwi, tylko że silniej. Teraz już nie wiem, czy naprawdę w to wierzył, czy po prostu… Nie wiem. Cathal miał w sobie coś dziwnego, zwłaszcza kiedy chodziło o takie rzeczy jak… No tak. Miałem wątpliwości, ale on nie przestawał o tym mówić i oczywiście Shane całkowicie go popierał.
– Nigdy żadnemu z was nie przyszło do głowy, by spytać Sandrę, jakie jest jej zdanie na ten temat?
Jonathan odchylił do tyłu głowę i oparł ją o szybę z lekkim stuknięciem.
– Powinniśmy – powiedział po chwili cicho. – Jasne, że powinniśmy. Ale my żyliśmy we własnym świecie, cała nasza trójka. Nikt inny nie wydawał się prawdziwy. Ja miałem bzika na punkcie Sandry, ale tak samo miałem bzika na punkcie księżniczki Lei czy kogokolwiek, kto podobał nam się w danym tygodniu, to nie było tak, jak wtedy, gdy kocha się prawdziwą kobietę. To nie usprawiedliwienie… tego, co zrobiliśmy, nie da się usprawiedliwić. Ale powód owszem.
– Co się stało?
Potarł dłonią twarz.
– Byliśmy w lesie. Nasza czwórka; już nie spotykałem się z Claire. Na tej polanie, gdzie czasem chodziliśmy. Nie wiem, czy pan pamięta, ale tamtego roku mieliśmy piękne lato: gorące jak w Grecji albo gdzie indziej, ani chmurki na niebie, jasno do wpół do jedenastej w nocy. Każdy dzień spędzaliśmy poza domem, w lesie albo włócząc się na skraju lasu. Opaliliśmy się na czarno, ja wyglądałem jak włoski student, miałem tylko białe ślady wokół oczu po okularach przeciwsłonecznych…
Było późne popołudnie. Wszyscy spędziliśmy cały dzień na polanie, piliśmy i paliliśmy skręty. Myślę, że mieliśmy niezły odlot; nie chodzi tylko o cydr i prochy, ale słońce i zawrót głowy, który odczuwa się w tym wieku… Siłowałem się na ręce z Shane’em… choć raz był w prawie przyzwoitym nastroju… i pozwoliłem mu wygrać, wygłupialiśmy się, przepychając się i bijąc w trawie, wie pan. jak to robią chłopaki. Cathal i Sandra krzyczeli, zachęcali nas, a potem Cathal zaczął łaskotać Sandrę, a ona śmiała się i krzyczała. Sturlali się pod nasze stopy, a potem my zwaliliśmy się na nich. I nagle Cathal krzyknął „Teraz!"…
Odczekałem długą chwilę.
– Czy wszyscy trzej ją zgwałciliście? – zapytałem w końcu cicho.
– Tylko Shane. Co w niczym nie pomaga. Ja też ją przytrzymywałem… – Szybko nabrał powietrza, wciągając je przez zęby. – Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Myślę, że trochę nam odbiło. To nie wydawało się prawdziwe, rozumie pan? Było jak koszmar lub fatalny odlot. Trwało wieki. Było piekielnie gorąco, pociłem się jak świnia, kręciło mi się w głowie. Rozejrzałem się po drzewach, a one się nad nami zamykały, strzelały nowiutkimi gałęziami, pomyślałem, że za chwilę się wokół nas owiną; z kolorami też było coś nie tak, wyglądały jak w jednym z tych pokolorowanych starych filmów. Niebo zrobiło się prawie białe, coś po nim przelatywało, coś małego, czarnego. Obejrzałem się za siebie, pomyślałem, że powinienem ostrzec pozostałych, że coś się dzieje, coś jest nie tak, a trzymałem… trzymałem ją, ale nie czułem rąk, nie wyglądały jak moje ręce. Nie wiedziałem, czyje to ręce. Byłem przerażony. Cathal siedział naprzeciwko mnie i oddychał tak, że wydawało mi się to najgłośniejszą rzeczą na świecie, ale nie rozpoznawałem go, nie pamiętałem, kto to, do diabła, jest i co robimy. Sandra walczyła i jeszcze te hałasy. Jezu. Przez chwilę poczułem się tak, jakbyśmy byli myśliwymi, a Sandra to zwierzę, które upolowaliśmy, i Shane je zabija…
Jego ton zaczynał mi się nie podobać.
– Jeśli pana zrozumiałem – powiedziałem zimno – był pan pod wpływem zarówno alkoholu, jak i nielegalnych substancji, mógł pan również mieć udar słoneczny i był pan także silnie pobudzony. Nie uważa pan, że te czynniki mogły wpłynąć na te doznania?
Jonathan na chwilę zatrzymał na mnie wzrok, potem wzruszył ramionami, było to zrezygnowane, niewielkie drgnięcie.
– Tak, jasne – powiedział cicho. – Prawdopodobnie. Raz jeszcze powtórzę, nie twierdzę, że coś nas usprawiedliwia. Ja tylko panu opowiadam. Sam pan pytał.
To oczywiście była absurdalna historia, melodramatyczna, wyrachowana i całkowicie przewidywalna; wszyscy przestępcy, jakich przesłuchiwałem, opowiadali długie, wstrząsające historie, dowodząc, że tak naprawdę to nie była ich wina lub że przynajmniej nie jest to aż tak straszne, jak wygląda, ale większość tych bajeczek była o wiele lepsza od tej. Spokoju nie dawało mi to, że jakaś część mnie wierzyła w tę historię. Idealistyczne pobudki Cathala kompletnie mnie nie przekonały, ale Jonathan był zagubiony w wieku dziewiętnastu lat, na wpół zakochany w swoich przyjaciołach miłością przewyższającą miłość do kobiet, rozpaczliwie pragnący jakiegoś mistycznego rytuału, który cofnąłby czas i przywrócił ich prywatny, rozbity świat. Nietrudno byłoby mu postrzegać ten gwałt jako akt miłości, jakkolwiek ciemny, pokręcony i nieprzetłumaczalny byłby on dla okrutnego świata na zewnątrz. Oczywiście nie stanowiło to żadnej różnicy: zastanawiałem się, co jeszcze zrobiłby dla swojej sprawy.
– I nie utrzymuje pan już kontaktu z Cathalem Millsem i Shane’em Watersem? – spytałem trochę okrutnie.
– Nie – szepnął. Odwrócił wzrok, spojrzał przez okno i roześmiał się, był to krótki wymuszony śmiech. – Po tym wszystkim, co? Wysyłamy sobie z Cathalem kartki na Boże Narodzenie; żona podpisuje się za niego. Shane’a nie widziałem od lat. Napisałem do niego jeden list, ale nigdy nie odpisał. Więcej nie próbowałem.
– Wasze drogi zaczęły się rozchodzić wkrótce po gwałcie.
– To był powolny proces, zajął lata. Choć tak, kiedy się temu przyjrzeć, to pewnie wszystko zaczęło się tego dnia w lesie. Po wszystkim było dziwnie: Cathal chciał o tym w kółko rozmawiać, a Shane robił się od tego nerwowy, siedział jak na rozżarzonych węglach; czułem się winny jak cholera, nie miałem najmniejszej ochoty o tym gadać… Ironia losu, co? Myśleliśmy, że to będzie coś, co nas połączy na zawsze. – Szybko pokręcił głową jak koń strząsający muchę. – Ale można powiedzieć, że i tak rozeszlibyśmy się w swoje strony, jasne. Zdarza się. Cathal się wyprowadził, ożenił się…
– A Shane?
– Zakładam, że pan wie, że Shane siedzi w więzieniu. Niech pan posłucha, gdyby ten biedny idiota urodził się dziesięć lat później, byłby wielki. Nie mówię, że odniósłby jakiś wielki sukces, ale miałby przyzwoitą pracę i może rodzinę. Był ofiarą lat osiemdziesiątych. Tu żyje całe pokolenie, któremu się nie powiodło. Do czasu Celtyckiego Tygrysa dla większości nas było już za późno, byliśmy za starzy, żeby zaczynać od nowa. Cathal i ja po prostu mieliśmy szczęście. Ja byłem kiepski ze wszystkiego poza matmą, dostałem piątkę na świadectwie ukończenia szkoły, więc w końcu udało mi się dostać pracę w banku. A Cathal zaczął się spotykać z jakąś młodą bogaczką, która miała komputer i nauczyła go z niego korzystać, dla żartu; kilka lat później, kiedy wszyscy szukali ludzi, którzy znali się na komputerach, on był jednym z niewielu w kraju, którzy potrafili zrobić coś więcej poza włączeniem tej cholernej maszyny. Cathal zawsze spadał na cztery łapy. Ale Shane… nie miał pracy, wykształcenia, perspektyw, rodziny. Co miał do stracenia, gdy robił napad?