Выбрать главу

– Przykuwa uwagę – odparłem. – W środku musi być jeszcze zabawniej.

– Mówię wam. Niezły ubaw. Boże, widzieliście to cholerne oko? Nie mogłem się przyzwyczaić, na początku myślałem, że po prostu nie potrafi się skupić…

– Twój podejrzany jest zabawniejszy od naszego – wtrąciła Cassie. – Nasz nie ma nawet żadnego tiku.

– Skoro już o tym mowa – rzekłem – nie umawiaj się na konfrontację na dziś wieczór. Devlin ma dziś spotkanie, a potem, jak szczęście nam dopisze, zupełnie nie będzie w nastroju do czegokolwiek. – Dobrze wiedziałem, że jeśli naprawdę będziemy mieli szczęście, to sprawa – obydwie sprawy – mogła się skończyć tego wieczoru i nie będzie najmniejszej potrzeby, aby Andrews robił cokolwiek, ale o tym nie wspomniałem. Nawet sama myśl sprawiała, że ściskała mi się krtań.

– Boże, racja – powiedział Sam. – Zapomniałem. Przepraszam. Coś się zaczyna dziać, nie? Dwóch podejrzanych jednego dnia.

– Nieźli jesteśmy – oceniła Cassie. – Andrews, przybij piątkę! – Zrobiła zeza, zamachnęła się w stronę ręki Sama i spudłowała. Byliśmy strasznie podenerwowani.

– Uważaj, jak ktoś cię uderzy w tył głowy, to tak ci już zostanie – ostrzegł Sam. – To właśnie przydarzyło się Andrewsowi.

– Walnij go jeszcze raz i zobacz, czy uda ci się to naprawić.

– Boże, jakaś ty politycznie niepoprawna – powiedziałem. – Będę musiał złożyć na ciebie donos do Krajowego Komitetu Praw Zezowatych Łajdaków.

– Na razie praktycznie nic nie mam – przyznał Sam. – Ale nie oczekiwałem, że coś z niego dzisiaj wyciągnę. Chciałem nim tylko trochę potrząsnąć i zmusić, żeby się zgodził na konfrontację głosową. Jak już będę miał identyfikację, to mogę go przycisnąć.

– Poczekaj. Czy on nie jest przypadkiem pod gazem? – spytała Cassie. Pochyliła się do przodu, jej oddech zaparował szybę, przyglądała się gestykulującemu Andrewsowi, który wściekle mamrotał coś do ucha prawnikowi.

Sam się uśmiechnął.

– Trafiłaś. Nie przypuszczam, żeby był pijany… na pewno nie na tyle, żeby się zrobił rozmowny, a szkoda… ale kiedy się zbliżyć, czuć od niego alkohol. Skoro sama myśl o przyjściu tutaj tak go poruszyła, że musiał się napić, to na pewno ma coś do ukrycia. Może to tylko telefony, chociaż…

Prawnik Andrewsa wstał, pocierając dłonie o spodnie, i nerwowo pomachał w stronę szyby.

– Druga runda – oznajmił Sam, usiłując poprawić krawat. – Na razie. Powodzenia.

Cassie rzuciła ogryzkiem do kosza w kącie i spudłowała.

***

Zostawiliśmy go samego i wyszliśmy na zewnątrz na papierosa – zanim będziemy mieć okazję zapalić następnego, może upłynąć sporo czasu. Jedną z dróżek prowadzących do oficjalnego ogrodu przecina mały most, gdzie usiedliśmy, opierając się plecami o barierkę. Teren należący do zamku mienił się złotem i wyglądał nostalgicznie oświetlany chylącym się ku zachodowi słońcem. Obok przechodzili turyści w krótkich spodenkach i z plecakami, gapiąc się na flanki; jeden z nich pstryknął nam zdjęcie, zupełnie nie wiem czemu. Kilkoro małych dzieci kręciło się wokół labiryntu ceglastych szlaków w ogrodzie i unosiło ręce, naśladując Supermana.

Nagle humor Cassie się zmienił, żywiołowość znikła, a ona się zamyśliła; siedziała z rękami na kolanach, nierówne smugi dymu ciągnęły się z papierosa przez zapomnienie trzymanego między palcami. Czasem wpada w taki nastrój i tym razem byłem nawet z tego zadowolony. Nie miałem ochoty rozmawiać. Mogłem myśleć tylko o tym, że musimy mocno uderzyć Jonathana Devlina wszystkim, co mamy, a jeśli w ogóle ma pęknąć, to nastąpi to dzisiaj; i kompletnie nie miałem pojęcia, co zrobię, jeśli tak się stanie.

Nagle Cassie uniosła głowę; jej wzrok powędrował ponad moim ramieniem.

– Patrz – powiedziała.

Odwróciłem się. Przez dziedziniec szedł Jonathan Devlin z rękami wciśniętymi głęboko w kieszenie wielkiego brązowego płaszcza. Rzędy wyniosłych budynków, wśród których szedł, powinny go przytłoczyć, ale zamiast tego wydało mi się, że w jakiś przedziwny sposób dają mu schronienie. Nie zauważył nas. Szedł z pochyloną głową, a słońce, nisko unoszące się nad ogrodami, świeciło mu prosto w twarz; dla niego byliśmy tylko niewyraźnym zarysem, zawieszeni w jasnej aureoli niczym wyrzeźbieni święci i gargulce. Za nim ciągnął się przez kocie łby długi, czarny cień.

Przeszedł dokładnie pod nami, a my obserwowaliśmy jego plecy, kiedy mozolnie maszerował w stronę drzwi.

– No tak – powiedziałem. Zdusiłem papierosa. – Zdaje się, że na nas już czas.

Wstałem i wyciągnąłem rękę, żeby pomóc Cassie się podnieść, lecz ona się nie poruszyła. Jej wzrok wpatrzony we mnie był niespodziewanie trzeźwy, skupiony i pytający.

– Co? – spytałem.

– Nie powinieneś przeprowadzać tego przesłuchania.

Nie odpowiedziałem. Nie poruszyłem się, stałem tylko na moście z ręką wyciągniętą w jej stronę. Po chwili z cierpką miną pokręciła głową, a wyraz twarzy, który tak mnie zaskoczył, zniknął, ona zaś chwyciła moją dłoń i pozwoliła się pociągnąć.

***

Przyprowadziliśmy go do pokoju przesłuchań. Kiedy zobaczył ściany, otworzył szeroko oczy, ale się nie odezwał.

– Detektyw Maddox i Ryan przesłuchują Jonathana Michaela Devlina – powiedziała Cassie, przerzucając zawartość jednego z pudełek i wyjmując pękate akta. – Nie musi pan nic mówić, chyba że wyrazi pan takie życzenie, ale wszystko, co pan powie, zostanie zapisane i może zostać użyte jako dowód. W porządku?

– Czy ja jestem aresztowany? – zapytał Jonathan. Nie ruszył się od drzwi. – Za co?

– Co? – spytałem zdziwiony. – Ach, pouczenie… Broń Boże. Taka procedura. Chcemy pana poinformować o postępach śledztwa i zobaczymy, czy pomoże nam pan posunąć niektóre rzeczy do przodu.

– Gdyby był pan aresztowany – powiedziała Cassie, rzucając akta na stół – toby pan o tym wiedział. Dlaczego pan myśli, że mógłby zostać aresztowany?

Jonathan wzruszył ramionami. Uśmiechnęła się do niego i wysunęła krzesło, które stało naprzeciw ściany oblepionej przerażającymi zdjęciami.

– Proszę usiąść. – Po chwili powoli zdjął płaszcz i usiadł.

Przedstawiłem mu aktualne informacje. To mnie powierzył swoją historię, a jego zaufanie stanowiło broń bliskiego zasięgu, z której miałem zamiar wypalić we właściwej chwili. Teraz należałem do jego sojuszników. W dużym stopniu byłem z nim szczery. Powiedziałem mu o tropach, które sprawdzaliśmy, o testach, jakie przeprowadziło laboratorium. Wymieniłem po kolei wszystkich podejrzanych, których zidentyfikowaliśmy i wyeliminowaliśmy: miejscowych, którzy uważali, że Jonathan powstrzymuje rozwój, pedofilów i wariatów, którzy się przyznali do popełnienia czynu, mężczyznę w dresie oraz faceta, który uważał, że strój Katy jest nieskromny, Sandrę. Prawie cały czas czułem za plecami małą, niemą armię fotografii, która czekała. Jonathan dobrze sobie radził, cały czas patrzył mi w oczy, widziałem jednak, jak wiele wysiłku musiał w to wkładać.

– Więc mówi mi pan, że do niczego nie doszliście – powiedział ciężko. Wyglądał na strasznie zmęczonego.

– Broń Boże – wtrąciła Cassie. Siedziała przy rogu stołu, brodę opierając na dłoni i obserwując nas w milczeniu. – W żadnym wypadku. Detektyw Ryan mówi panu, że przebyliśmy przez te ostatnie tygodnie długą drogę. Sporo wyeliminowaliśmy. I to właśnie nam zostało. – Wskazała głową na ścianę. Nie oderwał wzroku od jej twarzy. – Mamy dowody, że morderca pana córki to miejscowy, który dobrze zna Knocknaree. Mamy wyniki ekspertyzy sądowej, które łączą jej śmierć ze zniknięciem Petera Savage’a i Germaine Rowan w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym, co wskazuje, że morderca ma prawdopodobnie co najmniej trzydzieści pięć lat i przez ostatnie dwadzieścia był mocno związany z tym obszarem. Jest wielu mężczyzn, którzy pasują do tego opisu, i mają alibi, więc to jeszcze bardziej zawęża krąg podejrzanych.