Выбрать главу

– Istnieją również dowody – dodałem – które wskazują, że to nie jest jakiś podekscytowany zabójca. Ten człowiek nie zabija z przypadku. Robi to, ponieważ uważa, że nie ma wyboru.

– Więc sądzicie, że jest nienormalny. – Jonathan wykrzywił usta. – Jakiś szaleniec.

– Niekoniecznie – odparłem. – Po prostu mówię, że czasem sytuacja wymyka się spod kontroli. Niekiedy kończy się to tragediami, których nikt tak naprawdę nie chciał.

– Jak pan widzi, panie Devlin, to znów zawęża krąg: szukamy kogoś, kto znał całą trójkę dzieci i miał motyw, by je zabić – wtrąciła się Cassie. Bujała się na krześle, ręce założyła na karku i patrzyła Jonathanowi w oczy. – Dorwiemy tego człowieka. Dzień po dniu jesteśmy coraz bliżej. Więc jeśli jest coś, co chciałby nam pan powiedzieć… cokolwiek, o obydwu sprawach… to właśnie nadeszła chwila, by to zrobić.

Jonathan milczał dłuższą chwilę. W pokoju panowała cisza, słychać było tylko delikatne buczenie świetlówek nad głowami i powolne, monotonne skrzypienie krzesła, na którym kiwała się Cassie. Odwrócił od niej wzrok i przeniósł go na fotografie: Katy wykonująca niezwykłą arabeskę, Katy śmiejąca się na rozmazanym zielonym trawniku, z rozwianymi włosami i kanapką w dłoniach, Katy z lekko otwartym okiem i krwią zaschłą na wardze. Nagi, prosty ból na jego twarzy był wręcz nieprzyzwoity. Musiałem się zmusić, by nie odwrócić wzroku.

Wyczułem, że coś niepostrzeżenie dzieje się z Jonathanem. Jest pewien specyficzny rodzaj kruszenia się, który objawia się na twarzy i w kręgosłupie, zapadnięcie się w sobie, jakby mięśnie pod spodem zmieniały się w wodę, zna to każdy detektyw: to chwila przed przyznaniem się podejrzanego, kiedy ostatecznie i wręcz z ulgą porzuca obronę. Cassie przestała się huśtać na krześle. Czułem, jak krew mi pulsuje i jak postacie z fotografii za plecami chwytają wirujące oddechy i trzymają je, przygotowując się do wyskoczenia z papieru na korytarz i w ciemny wieczór, uwolnione, w momencie gdy Devlin powie choć słowo.

Jonathan otarł dłonią usta, skrzyżował ramiona i spojrzał z powrotem na Cassie.

– Nie – powiedział. – Nie mam.

Razem z Cassie jednocześnie wypuściliśmy powietrze. Tak naprawdę wiedziałem, że nie ma co na to liczyć tak szybko i – po pierwszej sekundzie rozczarowania – już o to nie dbałem, ponieważ teraz przynajmniej byłem pewien, że Jonathan coś wie. I nam to powie.

To był w pewnym sensie szok. W całej sprawie roiło się od hipotez („Okay. Załóżmy przez chwilę, że zrobił to Mark, jasne, a choroba i stara sprawa w ogóle nie mają związku, i powiedzmy, że Melanie mówi prawdę: kogo miałby poprosić, żeby zostawił ciało?"), które powoli okazywały się fałszywe, przypominały jakiś odległy sen z dzieciństwa. Poczułem, jakbym ruszał się wśród pustych sukien zawieszonych na zakurzonym strychu i nagle wpadł na ludzkie ciało, ciepłe i żywe.

Cassie postawiła przednie nogi krzesła na podłodze.

– Dobra – powiedziała – dobra. Zacznijmy od początku. Gwałt na Sandrze Scully. Kiedy dokładnie się to wydarzyło?

Jonathan ostro odwrócił głowę w moją stronę.

– W porządku – powiedziałem przyciszonym głosem. – Przepisy o przedawnieniu. – W rzeczywistości nawet nie zawracaliśmy sobie głowy sprawdzaniem tego, ale i tak nie podlegało to dyskusji: nie było najmniejszych szans, żeby go o to oskarżyć.

Rzucił mi przeciągłe, nieufne spojrzenie.

– W lecie osiemdziesiątego czwartego. Nie znam dokładnej daty.

– Mamy zeznania, które pozwalają stwierdzić, że zdarzyło się to w ciągu dwóch pierwszych tygodni sierpnia – oznajmiła Cassie, otwierając akta. – Zgadza się pan?

– Mogło tak być.

– Mamy także zeznania, z których wynika, że byli i świadkowie.

Wzruszył ramionami.

– Skąd miałbym wiedzieć.

– W zasadzie – rzekła Cassie – powiedziano nam, że gonił ich pan po lesie i wrócił, mówiąc: „Cholerne dzieciaki". Wygląda na to, że zdawał pan sobie sprawę, że tam były.

– Może i tak. Nie pamiętam.

– Co pan myślał, wiedząc, że były tam dzieci, które widziały, co zrobiliście?

Kolejne wzruszenie ramion.

– Jak już mówiłem, nie pamiętam tego.

– Cathal twierdzi… – przewróciła kartki. – Cathal Mills twierdzi, że był pan przerażony, że pójdą na policję. Mówi, że był pan, cytuję, tak przerażony, że praktycznie srał pan w gacie, koniec cytatu.

Żadnej odpowiedzi. Głębiej zapadł się w krzesło, nieruchomy niczym ściana.

– Co pan zrobił, by je powstrzymać przed wydaniem pana?

– Nic.

Cassie się roześmiała.

– Och, niech pan da spokój. Wiemy, kim byli ci świadkowie.

– No to macie kogoś, kto mnie obciąży. I co z tego. – Jego twarz nadal nic nie wyrażała, ale na policzki zaczynał wypływać rumieniec – robił się zły.

– I zaledwie kilka dni po gwałcie dwoje z nich zniknęło. – Wstała bez pośpiechu, przeciągając się, i przeszła przez pokój w stronę ściany z fotografiami. – Peter Savage – powiedziała, kładąc palec na szkolnej fotografii. – Chciałabym, by spojrzał pan na tę fotografię, panie Devlin. – Czekała, aż Jonathan uniesie głowę i spojrzy wyzywająco w zdjęcie. – Wszyscy mówią, że był urodzonym przywódcą. Gdyby żył, mógłby razem z panem kierować kampanią „Przesunąć autostradę". Jego rodzice nie mogą się przeprowadzić, wie pan o tym? Kilka lat temu Joseph Savage otrzymał propozycję wymarzonej pracy, lecz to oznaczało przeprowadzkę do Galway, a on nie mógł znieść myśli, że Peter mógłby pewnego dnia wrócić i nie zastać ich w domu.

Jonathan zaczął coś mówić, ale ona nie pozwoliła mu skończyć.

– Germaine Rowan – przeniosła dłoń na zdjęcie obok – inaczej Jamie. Chciała być weterynarzem, kiedy dorośnie. Matka nie zmieniła ani jednej rzeczy w jej pokoju. Odkurza go co sobotę. Kiedy numery w latach dziewięćdziesiątych zmieniły się na siedmiocyfrowe… pamięta pan?… Alicia Rowan poszła do centrali Telecom Eireann i błagała ich ze łzami w oczach, żeby pozwolili jej zatrzymać dawny sześciocyfrowy, na wypadek gdyby Jamie próbowała zadzwonić do domu.

– Nie mieliśmy nic… – zaczął Jonathan, ale znów mu przerwała, podnosząc głos i zagłuszając jego słowa.

– Adam Ryan. – Moje zdjęcie, na których mam poobcierane kolana. – Jego rodzice wyprowadzili się z powodu rozgłosu i ponieważ bali się, że ktokolwiek to zrobił, może po niego wrócić. Zniknęli z pola widzenia. Ale kimkolwiek jest, na co dzień żyje z konsekwencjami tego, co się stało. Kocha pan Knocknaree, prawda? Uwielbia pan być częścią społeczności, w której mieszkał pan od czasów, gdy był pan chłopcem? Adam mógłby czuć to samo, gdyby miał szansę. Teraz jednak jest gdzieś, w świecie, i nie może wrócić do domu.

Słowa odbiły się w mojej głowie echem, niczym dźwięk zagubionych dzwonów jakiegoś podwodnego miasta. Cassie była dobra: przez ułamek sekundy przepełniało mnie tak dzikie i ogromne przygnębienie, że mógłbym odrzucić głowę do tyłu i zawyć jak pies.

– Wie pan, co Savage’owie i Alicia Rowan myślą na pana temat? – zapytała Cassie. – Zazdroszczą panu. Musiał pan pogrzebać córkę, ale jedyne, co może być gorsze od tego, to nie mieć szansy, żeby to zrobić. Pamięta pan, co czuł w dniu, kiedy zniknęła Katy? Oni czują się tak od dwudziestu lat.

– Ci ludzie zasługują na to, by wiedzieć, co się stało, panie Devlin – dodałem cicho. – I nie chodzi tylko o nich. Pracowaliśmy nad założeniem, że obydwie te sprawy coś łączy. Jeśli się mylimy, musimy to wiedzieć albo zabójca Katy nam się wyniknie.