Выбрать главу

– Maddox, jesteś gwiazdą. – Spokoju nie dawał mi jedynie fakt, że zrobiłem z siebie głupka i naprowadziłem nas na fałszywy trop. Koniec końców nie było to bezcelowe. – Ale myślałem, że tobie się wydaje, że Devlin to nasz człowiek.

Cassie wzruszyła ramionami.

– Niezupełnie. Coś ukrywa, ale to może być tylko maltretowanie. No tak, nie tylko, wiesz, o co mi chodzi: albo kryje Margaret, albo… nie jestem tak przekonana o jego winie jak ty, ale chciałabym zobaczyć, co jest w tych kartach, to wszystko.

– Ja też nie jestem przekonany.

Uniosła brew.

– Wczoraj wydawałeś się przekonany.

– Skoro o tym mowa, nie wiesz, czy złożył na mnie skargę? Nie mam odwagi sprawdzać.

– Ponieważ przeprosiłeś mnie tak ładnie – powiedziała mi Cassie – to zapomnę o całej sprawie. Mnie nic o tym nie wspominał, ale przecież wiedziałbyś, gdyby to zrobił: O’Kelly’ego pewnie byłoby słychać aż w Knocknaree. Dlatego też zakładam, że Cathal Mills nie złożył żadnej skargi na mnie za to, że powiedziałam, że ma małego ptaszka.

– Nie zrobi tego. Wyobrażasz go sobie, jak siedzi z jakimś sierżantem i wyjaśnia mu, że zasugerowałaś, że może mieć zwiotczałego minisiurka? Devlin to inna historia. I tak ma już trochę niepoukładane w głowie…

– Nie narzekaj na Jonathana Devlina – powiedział Sam, wpadając do pokoju operacyjnego. Był czerwony i podekscytowany, kołnierz miał przekręcony, a włosy wpadały mu do oczu. – Devlin to gość. Szczerze, gdybym nie myślał, że mnie źle zrozumie, to obsypałbym go pocałunkami.

– Tworzylibyście uroczą parę – oznajmiłem, odkładając długopis. – Co takiego zrobił? – Cassie okręciła się na krześle, na twarz zaczął jej wypływać przewidujący uśmiech.

Sam z rozmachem wysunął krzesło, padł na nie i zarzucił nogi na stół niczym prywatny detektyw w starych filmach; gdyby miał kapelusz, to pewnie rzuciłby go przez pokój.

– Wybrał Andrewsa podczas konfrontacji głosowej. Na wieść o tym Andrews i jego prawnik dostali szału, a i Devlin niezbyt się ucieszył, kiedy się z nim skontaktowałem. Coście mu, do diabła, powiedzieli? Zadzwoniłem do Devlina… pomyślałem, że tak będzie najlepiej, wiecie, jak to jest, jak każdy głos brzmi inaczej przez telefon… i kazałem Andrewsowi i kilku innym facetom powiedzieć parę zdań z tamtych rozmów: „Masz ładną dziewczynkę", „Nie masz pojęcia, z kim zadzierasz…”.

Odgarnął włosy z czoła nadgarstkiem, na uśmiechniętej i otwartej twarzy malował się wyraz triumfu jak u małego chłopca.

– Andrews mamrotał i zaciągał, jak tylko mógł, starał się, żeby jego głos brzmiał inaczej, ale mój człowiek, Jonathan, zidentyfikował go w sekundę, nawet się nie zastanawiał. Krzyczał na mnie przez telefon, chciał wiedzieć, kto to, a Andrews i jego prawnik… rozmawiałem z waszym człowiekiem Devlinem przez głośnik, tak żeby wszystko słyszeli, nie chciałem później żadnych kłótni… siedzieli z minami zbitych psiaków. To było genialne.

– Świetna robota – pochwaliła Cassie i pochyliła się nad stołem, żeby przybić mu piątkę. Sam z uśmiechem wyciągnął drugą dłoń do mnie.

– Szczerze mówiąc, też jestem sobą zachwycony. I tak nie ma nic, żeby oskarżyć go o morderstwo, ale możemy prawdopodobnie wnieść oskarżenie o jakiś rodzaj nękania, a już na pewno wystarczy tego, żeby zatrzymać go na przesłuchanie i zobaczyć, dokąd nas to zaprowadzi.

– Zatrzymałeś go? – spytałem.

Sam potrząsnął głową.

– Nie odezwałem się do niego ani słowem po konfrontacji, tylko mu podziękowałem i powiedziałem, że się skontaktuję. Chcę, żeby się przez chwilę pomartwił.

– Ależ jesteś perfidny, O’Neill – powiedziałem poważnie. – Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał. – Fajnie było żartować z Sama. Nie zawsze się dołączał, ale jak już, to na dobre.

Rzucił mi miażdżące spojrzenie.

– I chciałbym także sprawdzić, czy jest jakaś szansa na założenie podsłuchu na jego telefon. Jeśli to nasz człowiek, to założę się, że sam tego nie zrobił. Alibi potwierdzone, a poza tym to nie jest typ od brudnej roboty, raczej kogoś wynajął. Po identyfikacji głosu mógł wpaść w panikę i zadzwonić do płatnego zabójcy albo przynajmniej powiedzieć komuś coś głupiego.

– Sprawdź jeszcze raz spis telefonów – przypomniałem mu. – Zobacz, z kim rozmawiał w zeszłym miesiącu.

– O’Gorman już to robi – odparł zadowolony z siebie Sam. – Dam Andrewsowi tydzień lub dwa, zobaczę, czy coś się stanie, a potem go wezwę. I – nagle się zawstydził – pamiętacie, jak Devlin powiedział, że Andrews mówił jakby z budki telefonicznej? I jak zastanawialiśmy się wczoraj, czy nie był cokolwiek wstawiony? Myślę, że nasz chłoptaś może mieć niewielki problem z alkoholem. Zastanawiam się, jak by się zachował, gdybyśmy poszli się z nim zobaczyć o ósmej czy dziewiątej wieczorem. Mógłby, no wiecie… chętniej mówić i nie być skorym do wzywania prawnika. Wiem, że to nieładnie wykorzystywać słabość faceta, ale…

– Rob ma rację. – Cassie potrząsnęła głową. – Potrafisz być okrutny.

Sam na chwilę szeroko otworzył oczy z przerażenia, ale chwilę potem zrozumiał.

– A idźta w cholerę – rzucił wesoło i okręcił się dokoła na krześle, podciągając nogi.

***

Tego wieczoru wszyscy byliśmy podekscytowani jak dzieci, które niespodziewanie miały dzień wolny od szkoły. Samowi, ku naszemu niedowierzaniu, udało się namówić O’Kelly’ego, żeby przekonał sędziego do założenia na dwa tygodnie podsłuchu na telefon Andrewsa. Normalnie nie można dostać takiego zezwolenia, jeśli w grę wchodzi terroryzm, ale Operacja Westalka nie opuszczała pierwszych stron gazet i prawie każdego dnia można było przeczytać – „Brak nowych tropów w sprawie morderstwa Katy (patrz str. 5 „Czy twoje dziecko jest bezpieczne?") – i dramatyzm sprawy pozwalał nam skutecznie wywierać nacisk. Sam nie posiadał się z radości.

– Wiem, że ten dupek coś ukrywa, ludzie, założę się o każde pieniądze. Wystarczy tylko kilka piw któregoś wieczoru i bęc, mamy go. – Dla uczczenia przyniósł wyśmienite białe wino ze spiżami. Kręciło mi się w głowie i czułem większy głód niż w ciągu kilku ostatnich tygodni, usmażyłem ogromny omlet po hiszpańsku, usiłowałem go podrzucić jak naleśnik i o mało co nie wylądował w zlewie. Cassie biegała po mieszkaniu na bosaka, w obciętych spodenkach dżinsowych, kroiła bagietkę, podkręcała głośniej Michelle Schocked i ganiła moją koordynację ruchów. – A ktoś dał temu facetowi pozwolenie na posiadanie broni palnej, to tylko kwestia czasu, zanim zacznie ją pokazywać, żeby zrobić wrażenie na jakiejś dziewczynie, i postrzeli się w nogę…

Po kolacji graliśmy w cranium, na poczekaniu zaimprowizowaną wersję dla trzech osób. Długie białe zasłony wydymały się i wirowały na wietrze wpadającym przez otwarte okno, srebrzysty księżyc wisiał na ciemniejącym niebie, a ja nie pamiętałem, kiedy ostatni raz przeżyłem taki wieczór, szczęśliwy, zabawny wieczór bez żadnych ponurych tematów pojawiających się podczas każdej rozmowy.

Kiedy Sam poszedł, Cassie nauczyła mnie tańczyć swinga. Po kolacji napiliśmy się cappuccino, żeby ochrzcić nową maszynę, i obydwojgu nam nie chciało się spać, a z odtwarzacza płynęła stara, trzeszcząca muzyka, Cassie złapała mnie za ręce i wyciągnęła z kanapy.

– Skąd, do diabła, umiesz tańczyć swinga? – spytałem.

– Ciocia i wujek uważali, że dzieci powinny chodzić na różne lekcje. Potrafię też robić szkice węglem i grać na fortepianie.

– Jednocześnie? Ja potrafię grać na trójkącie. I mam dwie lewe nogi.

– Nieważne. Mam ochotę potańczyć.