– Jeśli tak, to zacznie zacierać ślady, prawda? Pozbywać się dowodów, zanim rozpocznie się śledztwo.
– Zakładam, że tak by zrobił.
– Jeśli mu nie powiem… jeśli się dowie, że mogłem dać mu cynk i nie zrobiłem tego…
– Przykro mi. – Przelotnie zastanawiałem się, gdzie, do diabła, podziewa się Cassie.
– A wiesz, co jest najgorsze? – odezwał się po chwili. – Że gdybyś mnie dziś rano spytał, do kogo pójdę, jeśli zdarzy się coś w tym stylu i nie będę wiedział, co zrobić, tobym powiedział, że do Reda.
Milczałem. Patrzyłem na jego szczerą, miłą twarz i nagle poczułem się od niego dziwnie odseparowany, od całej tej sceny. To było uczucie, które przyprawia o zawrót głowy, jakbym obserwował wydarzenia rozwijające się w oświetlonym pudełku setki metrów ode mnie. Siedzieliśmy przez długą chwilę, aż do środka wpadł O’Gorman i zaczął coś krzyczeć o rugby, a Sam bez słowa włożył taśmę do kieszeni, zebrał swoje rzeczy i wyszedł.
Tego popołudnia, kiedy wyszedłem na papierosa, Cassie poszła za mną.
– Masz zapalniczkę? – spytała.
Straciła na wadze, policzki jej się wyostrzyły, a ja zastanawiałem się, czy stało się to niezauważalnie w trakcie Operacji Westalka, czy – na samą myśl poczułem ukłucie niepokoju – w ciągu kilku ostatnich dni. Wyłowiłem zapalniczkę i jej podałem.
Było zimne, pochmurne popołudnie, pod murem zaczynały gromadzić się opadłe liście, Cassie odwróciła się plecami do wiatru i zapaliła papierosa. Miała tusz na rzęsach i coś różowego na policzkach, lecz jej twarz wciąż była zbyt blada, prawie szara.
– Co się dzieje, Rob? – spytała.
Żołądek podszedł mi do gardła. Wszyscy kiedyś przeprowadzaliśmy te koszmarne rozmowy, ale nie znam choćby jednego mężczyzny, który by uważał, że służą one czemukolwiek. Nie odnosiły też pozytywnego skutku. Wbrew wszelkim nadziejom liczyłem na to, że Cassie okaże się jedną z tych kobiet, które nie będą drążyć tematu.
– Nic się nie dzieje.
– Dlaczego zachowujesz się wobec mnie dziwnie?
Wzruszyłem ramionami.
– Jestem wykończony, sprawa jest w opłakanym stanie, ostatnie tygodnie dały mi w kość. To nic osobistego.
– Daj spokój, Rob. Jest. Zachowujesz się, jakbym była trędowata od… – Spiąłem się, lecz Cassie nie dokończyła.
– Nie. Potrzebuję tylko trochę przestrzeni, jasne?
– Nie wiem nawet, co to znaczy. Wiem tylko, że się na mnie wyżywasz, a ja nie mogę nic zrobić, skoro nie rozumiem, czemu to robisz.
Kątem oka widziałem, jak z determinacją zacisnęła szczęki, i wiedziałem, że nie uda mi się tego uniknąć.
– Nie wyżywam się – rzuciłem skrępowany. – Po prostu nie chcę jeszcze bardziej wszystkiego komplikować. I zdecydowanie nie jestem teraz w stanie rozpoczynać związku i nie chcę, żebyś odniosła mylne wrażenie…
– Związku? – Cassie uniosła brwi, prawie się roześmiała. – Jezu, to o to chodzi? Nie, Ryan, nie oczekuję, że się ze mną ożenisz i będziemy mieli dzieci. Dlaczego, do diabła, myślisz, że chcę związku? Chcę po prostu, żeby wszystko było normalnie, bo to jakiś absurd.
Nie uwierzyłem jej. Przedstawienie było przekonujące – lekko zdziwiony wyraz twarzy, niedbałe oparcie się o mur, każdy na moim miejscu westchnąłby z ulgą i przytulił ją z zakłopotaniem, aby następnie wspólnie, ramię w ramię, powrócić do czegoś w rodzaju normalności. Tylko że ja znałem zagrywki Cassie jak własną kieszeń. Przyspieszony oddech, napięcie ramion, nikła, nieśmiała nuta w głosie – była przerażona, a to z kolei przerażało mnie.
– Tak. W porządku.
– Wiesz o tym, prawda, Rob? – Znów dostrzegłem delikatne drżenie.
– W takim razie nie sądzę, żeby powrót do normalności był możliwy. Sobotnia noc była dużym błędem i żałuję, że się w ogóle zdarzyła, ale jest już za późno. I tak zostanie.
Cassie strzepnęła popiół na kocie łby, lecz i tak dostrzegłem, że jest zraniona i zaskoczona, jakbym wymierzył jej policzek.
– No tak. Nie wiem, czy to błąd – odezwała się po chwili.
– Nie powinno do tego dojść – powiedziałem. Przyciskałem plecy do muru tak mocno, że przez garnitur czułem jego chropowatość. – Nigdy by się nie zdarzyło, gdybym nie był w tak fatalnym stanie. Przepraszam, ale tak wygląda rzeczywistość.
– Okay – odrzekła bardzo ostrożnie – okay, tyle że to nie musi być wielka sprawa. Jesteśmy przyjaciółmi, jesteśmy ze sobą blisko, dlatego się to zdarzyło, powinno nas jeszcze bardziej zbliżyć, koniec kropka.
To, co mówiła, było wyjątkowo rozsądne; wiedziałem, że to ja byłem niedojrzały, melodramatyczny i to jeszcze bardziej mnie zabolało. Tylko te jej oczy: już kiedyś widziałem w nich taki wyraz, gdy patrzyłem na nią znad igły ćpuna w mieszkaniu, gdzie nie powinien nikt mieszkać, wtedy też jej głos brzmiał przekonująco i spokojnie.
– Tak. – Odwróciłem głowę. – Może. Potrzebuję tylko trochę czasu, żeby wszystko sobie poukładać. I jeszcze na dodatek cała ta reszta.
Cassie rozłożyła ręce.
– Rob – powiedziała zdziwionym tonem, którego już nigdy nie zapomnę. – Rob, to tylko ja.
Nie słyszałem jej. Ledwie ją widziałem, jej twarz wyglądała obco. Chciałem znaleźć się gdzieś indziej.
– Muszę iść – oznajmiłem, wyrzucając papierosa. – Możesz mi oddać zapalniczkę?
Nie umiem wyjaśnić, dlaczego nie wziąłem pod uwagę tego, że Cassie mogła mówić prawdę o tym, czego ode mnie chce. W końcu nigdy wcześniej nie widziałem, żeby kłamała ani mnie, ani komu innemu, i nie jestem pewien, dlaczego założyłem, że nagle zaczęła to robić. Ani razu nie pomyślałem, że jej fatalne samopoczucie mogło tak naprawdę nie być wynikiem nieodwzajemnionej namiętności, ale wzięło się z utraty najbliższego przyjaciela – którym byłem, jak twierdzę bez zbytniej skromności.
Myślenie o sobie jak o jakimś casanowie było aroganckie, ale wszystko się zagmatwało. Musicie pamiętać, że nigdy nie widziałem Cassie w takim stanie. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek widział, jak płacze, a na palcach jednej ręki mógłbym policzyć chwile, kiedy widziałem, jak się boi. Teraz jej oczy były zapuchnięte, a dochodził jeszcze ten cień strachu czy rozpaczliwego wołania, jaki się w nich malował za każdym razem, kiedy na mnie spojrzała. Co miałem myśleć? Słowa Rosalind – trzydziestolatka, zegar biologiczny, nie może sobie pozwolić na czekanie – wracały do mnie niczym ból zęba, a wszystko, co przeczytałem na ten temat (obszarpane magazyny w poczekalniach i „Cosmo" Heather, przeglądane przy śniadaniu), je potwierdzało: dziesięć sposobów dla trzydziestolatek, żeby wykorzystać ostatnią szansę, Okropne Ostrzeżenia na temat zbyt długiego odkładania urodzenia dziecka, i w szczególności jeden artykuł o tym, jak nie powinno się nigdy sypiać z przyjaciółmi, bo to nieuchronnie prowadzi do „uczucia" ze strony kobiety, obaw przed zaangażowaniem ze strony mężczyzny, niepotrzebnych kłopotów.
Zawsze mi się wydawało, że Cassie jest ponad takie truizmy, ale z drugiej strony (czasami, kiedy jest się z kimś blisko, pewnych rzeczy się nie dostrzega. Inni je widzą, lecz my nie potrafimy ich zobaczyć) myślałem także, że jesteśmy wyjątkiem od reguły, a teraz proszę, co się okazało. Jednak nie miałem najmniejszego zamiaru zmieniać swojego życia w banał. Musicie także pamiętać, że Cassie nie była jedyną, której życie się pogmatwało, ja też byłem zagubiony i roztrzęsiony, i trzymałem się jedynych wytycznych, jakie udało mi się znaleźć.
Szybko też nauczyłem się zakładać, że w sercu wszystkiego, co kocham, kryje się zawsze coś ciemnego i śmiertelnie groźnego. Sytuacja, gdy nie potrafiłem nic znaleźć, napawała mnie zdumieniem, robiłem się wówczas ostrożny.