Teraz wydaje się oczywiste, że nawet silna osoba ma słabe punkty i że uderzyłem Cassie z całą siłą, z precyzją jubilera, który dzieli kamień na kawałki wzdłuż skazy. Musiała czasami myśleć o swojej imienniczce, na którą bogowie rzucili jedną z najbardziej pomysłowych i sadystycznych klątw – choć przepowiadała przyszłość, nikt jej nie wierzył.
Sam odwiedził mnie w poniedziałek wieczorem, późno, około dziesiątej. Właśnie wstałem, żeby zrobić sobie na kolację grzankę, po której miałem zamiar z powrotem pójść spać, kiedy rozległ się dzwonek. Poczułem przelotnie strach, że może to Cassie, odrobinę pijana, z żądaniem, byśmy sobie wszystko raz na zawsze wyjaśnili. Otwieranie zostawiłem Heather. Kiedy zastukała z irytacją do moich drzwi i powiedziała: „To do ciebie, jakiś facet, Sam", ogarnęła mnie taka ulga, że dopiero po dłuższej chwili poczułem zaskoczenie. Sam nigdy wcześniej u mnie nie był, nie zdawałem sobie sprawy, że wie, gdzie mieszkam.
Poszedłem do drzwi, wkładając koszulę do spodni, i nasłuchiwałem, jak wchodzi po schodach.
– Cześć – powiedziałem, kiedy dotarł.
– Cześć – odparł. Nie widziałem go od piątku rana. Miał na sobie duży tweedowy płaszcz, był nieogolony, a brudne włosy opadały mu na czoło długimi, wilgotnymi pasmami.
Czekałem, aż wyjaśni, czemu przyszedł, ale ponieważ się nie odzywał, wprowadziłem go do salonu. Heather ruszyła za nami i zaczęła trajkotać.
– Cześć, jestem Heather, miło cię poznać, gdzie Rob cię chował cały ten czas, nigdy nie zaprasza do domu żadnych znajomych, to okropne z jego strony, właśnie oglądałam Proste życie, oglądasz to, Boże, w tym roku to istne szaleństwo. – W końcu zrozumiała nasze jednosylabowe odpowiedzi. – No cóż. Pewnie wolicie zostać sami. – A kiedy żaden z nas nie zaprzeczył, wyszła, rzucając nam uśmiechy, Samowi ciepły, mnie zaś trochę chłodniejszy.
– Przepraszam, że przyszedłem bez uprzedzenia – powiedział Sam. Rozglądał się po pokoju (agresywne, designerskie poduszki na kanapie, półki zastawione porcelanowymi długorzęsymi zwierzętami) z pewnym zaskoczeniem.
– W porządku – odparłem. – Masz ochotę na drinka? – Nie miałem pojęcia, po co przyszedł. Nawet nie chciało mi się myśleć o możliwości, że miało to coś wspólnego z Cassie. Nie, ona na pewno nie poprosiłaby go, żeby ze mną porozmawiał, pomyślałem.
– Whiskey byłaby super.
Znalazłem w szafce w kuchni pół butelki jamesona. Kiedy przyniosłem szklanki do salonu, Sam siedział w fotelu, nadal był w płaszczu, spuścił głowę, a łokcie oparł na kolanach. Heather zostawiła włączony telewizor, na ekranie dwie identyczne kobiety, jaskrawo umalowane, kłóciły się o coś histerycznie, ale nic nie słyszeliśmy, ponieważ dźwięk został wyłączony. Światło dziko pląsało po twarzy Sama, nadając mu upiorny, potępieńczy wygląd.
Wyłączyłem telewizor i podałem mu szklankę. Spojrzał na nią jakby z zaskoczeniem, a następnie wychylił połowę jednym haustem. Dotarło do mnie, że chyba już jest trochę pijany. Nie chwiał się ani nie bełkotał, lecz zarówno jego ruchy, jak i głos zdawały się inne, szorstkie i powolne.
– O co chodzi? – powtórzyłem idiotycznie.
Sam znowu się napił. W połowie oświetlała go stojąca obok lampa.
– Pamiętasz, co się stało w piątek? – powiedział. – Taśmę?
Trochę się rozluźniłem.
– Tak?
– Nie rozmawiałem z wujkiem – powiedział.
– Nie?
– Nie. Cały weekend o tym myślałem. Ale nie zadzwoniłem do niego. – Odchrząknął. – Poszedłem do O’Kelly’ego – dodał i jeszcze raz odchrząknął. – Dziś po południu. Z taśmą. Puściłem mu ją, a potem powiedziałem, że to mój wujek.
– No! – Szczerze mówiąc, chyba się nie spodziewałem, że go na to stać. Mrugnął, patrząc na szklankę, a następnie odstawił ją na stolik. – Wiesz, co mi powiedział?
– Co?
– Zapytał mnie, czy zwariowałem. – Roześmiał się trochę jak szaleniec. – Chryste, on chyba ma rację… Powiedział mi, żebym wyczyścił taśmę, odwołał podsłuch i zostawił Andrewsa w cholerę. „To rozkaz". Dodał, że brak śladu dowodu na to, że Andrews ma cokolwiek wspólnego z morderstwem, a jeśli to zabrnie dalej, to skończymy jako mundurowi, i on, i ja. Nie od razu i nie z powodów, które by miały cokolwiek wspólnego z tą sprawą, ale pewnego dnia w najbliższej przyszłości obudzimy się i okaże się, że jesteśmy na patrolu na jakimś zadupiu, do końca życia. Powiedział: „Tej rozmowy nie było, bo nie było i taśmy".
Zaczął podnosić głos. Sypialnia Heather przylega do salonu i byłem pewien, że siedzi teraz z uchem przytkniętym do ściany.
– Chce, żebyś to zatuszował? – spytałem przyciszonym głosem, miałem nadzieję, że Sam zrozumie.
– Powiedziałbym, że do tego zmierzał, tak – rzekł z sarkazmem. Nie było to dla niego naturalne i nie zabrzmiało cynicznie ani ostro, wydał się okropnie młody, żałosny niczym nastolatek. Padł z powrotem na fotel i przejechał dłonią po włosach. – Nigdy bym się tego nie spodziewał, wiesz? Ze wszystkich rzeczy, o które się martwiłem… Nigdy bym o tym nie pomyślał.
Jeśli mam być szczery, to chyba nigdy nie traktowałem poważnie całej linii śledztwa prowadzonego przez Sama. Międzynarodowe holdingi, nieuczciwi deweloperzy i poufne transakcje kupna gruntu zawsze wydawały się niemożliwie odległe, prymitywne i prawie śmieszne jak jakiś tandemy film z Tomem Cruise’em w roli głównej, a nie coś, co mogłoby dotyczyć kogoś rzeczywistego. Zaskoczył mnie wyraz twarzy Sama. Nie pił ani nic z tych rzeczy, za to podwójny pech – wujek i O’Kelly – walnął go niczym dwie ciężarówki. Ktoś taki jak Sam nigdy nie przypuszczał, że mogą nadjechać. Przez chwilę mimo wszystko żałowałem, że nie umiem znaleźć właściwych słów, żeby go pocieszyć, powiedzieć mu, że takie rzeczy zdarzają się wszystkim i że przeżyje tak jak prawie wszyscy.
– Co robić? – spytał.
– Nie mam pojęcia – odparłem zaskoczony. Zgoda, Sam i ja spędzaliśmy ostatnio sporo czasu razem, to jednak nie czyniło z nas kumpli, a poza tym nie byłem odpowiednią osobą do dawania komuś rad. – Nie chcę, żeby zabrzmiało to nieczule, ale dlaczego zwracasz się z tym do mnie?
– A do kogo? – cicho zapytał Sam. Kiedy na mnie spojrzał, zauważyłem, że ma przekrwione oczy. – Nie mogę z tym pójść do kogoś z rodziny, prawda? To by ich dobiło. A przyjaciele są świetni, ale nie są gliniarzami, a to sprawa policji. A Cassie… wolałbym jej w to nie wciągać. Ma już dość na głowie. Wygląda ostatnio na strasznie zestresowaną. Ty już wiedziałeś, a ja po prostu musiałem z kimś o tym pogadać, zanim podejmę decyzję.
Moim zdaniem sam wyglądałem na dość zestresowanego w ciągu ostatnich kilku tygodni, chociaż pochlebiała mi sugestia, że ukrywałem to lepiej, niż mi się zdawało.
– Decyzję? – powiedziałem. – Nie wygląda wcale na to, że masz wielki wybór.
– Jest jeszcze Michael Kiely – powiedział Sam. – Mógłbym jemu dać taśmę.
– Jezu. Straciłbyś pracę, zanim jeszcze artykuł zdążyłby trafić do gazet. Może to nawet nielegalne, nie wiem.
– Zdaję sobie sprawę. – Przycisnął dłonie do oczu. – Myślisz, że to powinienem zrobić?
– Nie mam zielonego pojęcia. – Od whiskey wypitej prawie na pusty żołądek robiło mi się trochę niedobrze. Wziąłem lód z dna zamrażarki, bo tylko taki mi został – smakował trochę, jakby był przeterminowany i brudny.
– Wiesz, co by się stało, gdybym to zrobił?
– Wylaliby cię. Może skazali. – Nie odezwał się. – Mogliby zwołać trybunał, tak przypuszczam. Jeśliby stwierdzili, że twój wujek zrobił coś złego, pewnie by mu powiedzieli, żeby już więcej tego nie robił, trafiłby na kilka lat na ławkę rezerwowych, a potem wszystko wróciłoby do normy.