– Nie.
– I nie zadał ci żadnych pytań?
– Nie. Scott postępuje zgodnie z regulaminem. Nie sądzę, żeby znaleźli ślady prochu. Gdy strzeliłam, miałam na rękach grube przemoknięte rękawice. Twarz też miałam mokrą. Testy nic nie wykażą.
– I Malloy nie próbował cię przesłuchiwać?
– Nie. Trzymał się przepisów. Ale ja rozmawiałam z nim wcześniej, zanim mnie aresztowano.
– Pamiętasz, co mówiłaś? Ważny jest każdy szczegół.
Lauren przeczesała palcami włosy, podrapała się w głowę.
– Niech chwilę pomyślę. To wszystko musi mi stanąć przed oczami. Zatrudniłaś Cozy’ego? To dziwne. Lauren przypuszczała, że Casey wkrótce zaangażuje drugiego prawnika, ale nie sądziła, że stanie się to aż tak szybko.
– A ty zatrudniłaś mnie. To też jest dziwne – powiedziała Casey.
– Jesteś dobra.
– No tak. Maitlin też jest dobry. Uspokój się. Mimo że jestem dobra, nigdy nie broniłam w poważnej sprawie tu, w mieście. Natomiast Maitlin brał udział w przynajmniej trzech sprawach o morderstwo, a na pewno w kilku więcej, tylko że o tym nie słyszałam. Sama wiesz, że w okręgu Boulder jest gwiazdą wśród obrońców w takich sprawach. To oczywiste, że go wybrałam. Dziwi mnie tylko, że ty go nie zaangażowałaś. Były między wami jakieś nieporozumienia, o których powinnam wiedzieć? Może narobić kłopotów?
– Chciałam, żeby tę sprawę wzięła kobieta.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Nigdy nie miałam kłopotów z Cozym. Czasami wygrywałam z nim w sądzie. To on miał kłopoty ze mną.
– Nie sprawiał wrażenia, jakby miał ci to za złe. Wręcz przeciwnie, wydawało mi się, że z chęcią ci pomoże. Dlaczego chcesz, żeby była przy tobie kobieta? Chodzi o moralne wsparcie? – Głos Casey był na tyle ostry, aby zirytować Lauren, ale nie aż tak, żeby się obraziła.
– Lubię kobiety.
– Ja też. Wszyscy o tym wiedzą. Lauren, powiedz prawdę. Stawka jest zbyt wysoka.
– Ale to takie skomplikowane.
– Nie mów, że zachwyciły cię moje rude włosy – zażartowała Casey, a potem, już na poważnie, ciągnęła: – Doskonale sobie radzę ze skomplikowanymi sprawami. Skoro mam być twoją adwokatką, muszę dokładnie wiedzieć, co się tu dzieje. I przede wszystkim chcę, żebyś mi powiedziała, dlaczego zatrudniłaś właśnie mnie. Bo nie jestem stąd? Bo nie musisz codziennie występować przeciwko mnie w sądzie? O to ci chodzi?
– Częściowo.
Casey westchnęła. Pożałowała, że zasugerowała Lauren tak proste wyjaśnienie.
– Lauren, nie pozwolą mi tu gadać z tobą całą noc.
– Ile mamy czasu?
– Malloy powiedział, że najwyżej pół godziny. Chcą cię przewieźć do więzienia. Zobaczymy się dopiero jutro rano, a mamy mnóstwo do omówienia.
Lauren kilka razy poruszyła głową do przodu i do tyłu, żeby rozruszać zesztywniałe mięśnie karku. Potarła oczy.
– Pamiętasz, co mi kiedyś mówiłaś… jak płynął czas… kiedy cię gwałcono?
Serce podskoczyło Casey w piersi.
– Ktoś cię zgwałcił? O Boże! – Pomyślała natychmiast, że jeżeli tak się stało, wydostanie stąd Lauren w ciągu godziny.
– Nie, nie zgwałcono mnie. To ja starałam się przeszkodzić gwałtowi. Dlatego właśnie miałam ze sobą pistolet.
– I dlatego strzelałaś?
– Coś w tym rodzaju.
Casey osunęła się na krzesło i głęboko odetchnęła.
– Ale ciebie nikt nie zgwałcił, prawda? Powiedz, że nie!
– Nie. Przysięgam, że nie.
– Zapobiegłaś gwałtowi?
– Mam nadzieję. Naprawdę nie wiem.
– Co to znaczy „mam nadzieję”? Czy na sali operacyjnej jest teraz właśnie niedoszły gwałciciel?
– Nie tylko nie wiem, kto miałby być gwałcicielem, ale też nie mam pojęcia, kim jest mężczyzna, którego znaleziono na ulicy z raną postrzałową. Mogę ci tylko powiedzieć, że to nie ja miałam być ofiarą gwałtu.
– Więc dlaczego strzelałaś do tego człowieka?
– Wcale nie jestem pewna, czy rzeczywiście do niego strzeliłam.
Casey pomyślała, że sprawa rzeczywiście jest tak skomplikowana, jak utrzymywała Lauren.
– Więc kogo ten człowiek chciał zgwałcić?
– Obiecujesz, że uwierzysz w to, co ci powiem? – spytała Lauren.
– Jasne. Lauren, sama jesteś prawniczką i wiesz, że obrońca w sprawach kryminalnych musi wierzyć klientowi nawet wtedy, gdy słyszy najdziwniejsze wyjaśnienia. Musi mu wierzyć tak mocno, jak papież wierzy swoim księżom.
Tym razem Lauren roześmiała się szczerze. Próbowała spojrzeć tam, gdzie powinna znajdować się Casey.
– To, co zrobiłam dziś wieczorem, zrobiłam dla Emmy Spire.
– No, tak – powiedziała Casey z uśmiechem. Nie spuszczając wzroku z Lauren, kontynuowała: – Coś podobnego! To prawda?
– Tak.
– Nadal coś jej zagraża?
– Być może. Nie wiem, co się stało z tym mężczyzną, którego widziałam przy jej domu. No i nie wiem, co się działo po tym, jak mnie stamtąd zabrano.
– Czy policja wie o tym?
– Nie. Na pewno nie.
– Bo to takie skomplikowane?
– Właśnie. Nie chodzi o jej bezpieczeństwo fizyczne, tylko o prywatność. Ale myślę, że jej życie też jest w niebezpieczeństwie.
– Emma Spire nie ma prywatnego życia. Wystawiono ją na widok publiczny częściej niż zwłoki w akademii medycznej.
– Policja nie może się dowiedzieć o tym, co ci teraz powiem – oznajmiła stanowczo Lauren. – Musisz mi to obiecać. Powiem ci wszystko, ale policja dowie się dopiero wtedy, gdy ja się na to zgodzę. Zrozumiesz mnie, kiedy dowiesz się więcej.
– Lauren, mówisz bzdury. Prawdopodobnie czeka cię oskarżenie o morderstwo, a ty mi każesz, żebym cię broniła z zawiązanymi rękami, bo chcesz chronić czyjąś reputację?
– To nie takie proste.
– Więc o co właściwie chodzi?
– Powiem ci tylko, że jeżeli policja albo ktokolwiek inny odkryje, o co tu naprawdę chodzi, konsekwencje tego będą dla Emmy gorsze niż gwałt.
Pod oczami Casey przesunął się film w technikolorze – szeroki ekran, Dolby stereo. Dwadzieścia minut piekła, jakie przeżyła, gdy miała dwadzieścia lat i usiłowała walczyć z pijanym kowbojem w samochodzie na kempingu w Yellowstone.
– Tylko mi nie mów, że może być coś gorszego niż gwałt – warknęła.
– Casey, jedyna rzecz gorsza od gwałtu to być gwałconym wielokrotnie, wciąż od nowa.
Casey spojrzała na zegarek i powiedziała:
– Do diabła! Z takim stwierdzeniem nie mogę dyskutować. Zostało nam najwyżej pięć minut. Chciałabym, żebyś przez te pięć minut wykombinowała, jak włączyć mnie do tej waszej konspiracji, i żebyś wyjaśniła mi, co tu jest grane.
– W sprawie Emmy?
– Tak. I w sprawie tego wielokrotnego gwałtu. – Casey zobaczyła, że Lauren dziwnie pochyla głowę. – Chcę też wiedzieć, co się dzieje z twoim wzrokiem.
– Słucham?
– Alan mi powiedział, że jesteś chora. I że masz kłopoty ze wzrokiem. Nie rozumiem, dlaczego chcesz to zachować w sekrecie, ale to inna sprawa. Co mogę zrobić, żeby ci pomóc?
Casey spodziewała się, że jej klientka się wkurzy. Tymczasem Lauren wyglądała tak, jakby poczuła wielką ulgę. I rozpacz.
– Casey, ja chyba ślepnę. Już kiedyś traciłam wzrok… Tak się boję.
– Alan mówił, że potrzebujesz lekarstw.
Lauren skinęła głową i rozpłakała się.
– Chyba tak. Jeżeli od razu podadzą mi sterydy, mam większą szansę, żeby zachować wzrok. – Wytarła ręką twarz. – A przynajmniej tę część oka, która produkuje łzy – dodała.
W tym momencie do drzwi zapukał Scott Malloy, ale nie wszedł do pokoju.
– Czas minął – oznajmił. – Zabieramy panią Crowder do więzienia. Może pani potem tam z nią porozmawiać. Postaram się to załatwić. Myślę, że rejestracja potrwa ze dwie godziny w zależności od tego, jak bardzo są zajęci.