Выбрать главу

Zanim przyjechał na kontynent, żeby studiować na UCLA, jego najstarszy brat stracił nogę powyżej kolana i rękę poniżej łokcia w wypadku na polu trzciny cukrowej, a jedna z jego sióstr malutkie dziecko. Drugiej usunięto macicę po krwotoku spowodowanym aborcją.

Trudności, jakie miał jego brat z przyzwyczajeniem się do protez, sprawiły, że Ethan zainteresował się medycyną, chociaż nie myślał o tym, gdy opuszczał Hawaje, żeby zacząć studia na wydziale informatyki na Uniwersytecie Kalifornijskim. Wkrótce więcej czasu spędzał z konstruktorami urządzeń medycznych niż na własnym wydziale. Po dwóch latach na UCLA przeniósł się do CalTech i zaczął myśleć o oprogramowaniu i sprzęcie potrzebnym do konstrukcji protez. Takie były początki BiModalu.

Ethan Han nie widział powodu, by protezy nie mogłyby być tak zaprogramowane, żeby „czuć” to, co ludzka skóra.

Mechanizm odczuć zmysłowych nie jest specjalnie skomplikowany. Czujniki w skórze wykrywają ciepło, nacisk i światło i zamieniając te wrażenia w impulsy elektryczne, które biegną do mózgu, gdzie są przetwarzane i rozszyfrowywane. Ethan przypuszczał, że te naturalne czujniki można zastąpić czujnikami elektronicznymi. Miał teraz tylko jeden ceclass="underline" zaprojektować protezę ręki i nogi, która pozwoliłaby jego starszemu bratu czuć ciepło, zimno, nacisk i ruch.

W czasie gdy zaczął nad tym pracować, dokonał się znaczny postęp w technice wytwarzania baterii, dzięki czemu elektroniczne protezy zostały znacznie ulepszone. Ethan przypuszczał, że teraz trzeba już tylko zminiaturyzować elektroniczne czujniki i zaprojektować sprzęt komputerowy oraz oprogramowanie potrzebne do interpretowania sygnałów i przekazywania ich do mózgu. Gdyby mógł połączyć tę nową technologię z postępami, jakie w dziedzinie elektroniki czynili codziennie naukowcy, powstałaby nowa generacja „czujących” protez.

W wieku dwudziestu czterech lat Ethan Han podarował swojemu bratu pierwsze protezy ręki i nogi, które reagowały na zmiany temperatury.

I tak narodził się BiModal.

Emma odeszła od klawiatury, której zabroniono jej dotykać, i poszła wzdłuż rzędu blatów, aż wreszcie zatrzymała się przy macintoshu. Włączyła go, kilka razy kliknęła myszką, żeby wybrać edytor tekstów i napisała: „Chyba pójdę się wykąpać”. Ożyła drukarka stojąca blisko Ethana. Zanim do niej podeszła, tekst był już wydrukowany.

Wyciągnęła kartkę, położyła ją ostrożnie na klawiaturze przed Ethanem, znów pocałowała go w ucho, tym razem bez wsuwania języka, i poszła w stronę drzwi. Miała nadzieję, że patrzy za nią, ale się nie odwróciła. Zdjęła przez głowę bluzkę, sięgnęła na plecy, rozpięła stanik i pozwoliła ramiączkom opaść. Gdy przechodziła przez drzwi, stanik kołysał się jej na palcu.

Chociaż lubiła rolę kusicielki, dawno już się w to nie bawiła. Nie miała ochoty. Nigdy nie rozumiała, dlaczego uwielbienie tłumów było dla jej narzeczonego Pica takim afrodyzjakiem. Dla niej perwersyjne zainteresowanie obcych jej sprawami było jak nowokaina otępiająca zmysły.

Ale dziś czuła się żywa. Zastanawiała się, czy podziałała tak na nią powściągliwość Ethana. Doszła do wniosku, że to nieważne.

Dziwne, stwierdziła, wyłączając suszarkę do włosów, którą znalazła w łazience Ethana. W mieszkaniu rozbrzmiewała muzyka klasyczna, a nie to, co słyszała, gdy bywała tu wcześniej. Kiedyś Ethan powiedział jej, że gdy jest sam, najchętniej słucha bluesa.

Nie ubierając się, umyła zęby szczoteczką, którą nosiła w torebce, podkreśliła kredką oczy i nałożyła lekką warstwę cieni. Bardzo starannie umalowała usta. Kolejne tematy symfonii działały na nią pobudzająco. Po raz pierwszy od rana zapomniała o przerażających wydarzeniach w garażu.

Zdjęła z wieszaka na drzwiach szlafrok w kratę i przytuliła do twarzy. Pachniał Ethanem, jego skórą po dniu spędzonym na słońcu, świeżym męskim potem. Włożyła szlafrok i poszła się dowiedzieć, gdzie będą jedli kolację.

Na ekranach tańczyły wzory wygaszaczy, rzucając delikatną poświatę na ściany. Ethana w laboratorium nie było. Emma zajrzała do małej kuchni i do sypialni. Pusto. Tam też go nie było. Muzyka dochodziła z frontowego pokoju, ale światło się tam nie paliło.

Zawołała Ethana. Jej głos załamał się jak u chłopca podczas mutacji. Słysząc to, zrozumiała, że zaczyna się bać. W duchu przeklęła strach, jaki Nelson Newell zasiał w jej sercu dwiema kulami wystrzelonymi na lotnisku. Przedtem, zanim jej ojciec został zamordowany, właściwie nie bała się niczego.

– Ethan, jesteś tu?

Podeszła do miejsca, gdzie przedtem siedział, w nadziei, że zostawił jej wiadomość. Nic. Przebiegła wzdłuż blatu, klikając każdą myszką, żeby wyłączyć wygaszacze. Wiadomość mogła być na którymś z ekranów. Ale pojawiły się tylko niezrozumiałe kody.

– Ethan!

Bała się coraz bardziej i było to okropne uczucie. Uspokój się, spokojnie, napomniała się w duchu. Podniosła słuchawkę telefonu i nasłuchiwała. Sygnał był pokrzepiający jak bicie serca.

Wyszedł na chwilę. To nic takiego. Może poszedł kupić coś na kolację.

Wróciła do telefonu. Pomyślała, że zadzwoni do Kevina. Nie, nie zrobi tego. Do Lauren? Też nie.

– Ethan, gdzie jesteś?

W odpowiedzi słyszała tylko muzykę Beethovena, basy sprawiały, że podłoga drżała.

Pokój rozjaśniało tylko światło padające z ekranów. Wygaszacze nieustannie zmieniały kolory. Okna na zachodniej ścianie wychodziły na dachy sąsiednich budynków, a wschodnie na dzielnicę willową i dalej na łąki. Żeby zobaczyć ludzi, musiałaby wejść do frontowego pokoju. Wieczorem na Mail pełno było pieszych. Zdecydowała jednak, że tu, przy oknie, czuje się bezpiecznie, zaczeka, aż Ethan wróci.

Hol wydawał jej się czarnym tunelem, drzwi były zamknięte. Czy to ja je zamknęłam? Próbowała sobie przypomnieć, ale nie mogła.

– Ethan?

Mosiężna klamka łagodnie opadła pod naciskiem jej ręki. Pokój, na progu którego teraz stała, był tak szeroki jak cały budynek. Przez cienkie zaciągnięte zasłony wpadało tu tylko światło latarń z Mail. Przypomniała sobie, jak wychylała się przez okno, żeby pomachać Lauren. Wtedy zasłony nie były zaciągnięte. Szybko podeszła do okna i usiadła na szerokim parapecie. Podciągnęła kolana pod brodę i zaczęła się przyglądać ludziom na chodniku. Ich obecność dodawała jej odwagi.

Nagle z tyłu usłyszała jakiś dźwięk, elektroniczne „klik”. Wzdrygnęła się. Zeskoczyła z parapetu i pobiegła w stronę tego dźwięku, bezwiednie zaciskając na szyi kołnierz szlafroka.

Po drugiej stronie pokoju, na samym krańcu perskiego dywanu Ethan Han siedział wygodnie na jednym z krzeseł. To akurat było jasno-pomarańczowe. Ethan miał wpółprzymknięte oczy, jakby drzemał. Obok stał ten sam wózek z komputerami, który Emma widziała podczas przyjęcia. Ethan założył obręcz, którą Dianę miała na szyi w czasie pokazu.

W pierwszej chwili ta scena wydała się Emmie kadrem z futurystycznego filmu. Zaraz jednak pojawiły się inne wrażenia.

Oprócz obręczy Ethan miał na sobie niewiele. Jego szczupła muskularna pierś była naga, tak samo jak nogi. Przez chwilę myślała, że w ogóle jest nagi, ale zobaczyła nylonowe slipki. Były w kolorze ciemnej miedzi i zlewały się z jego skórą.

– Ethan, dobrze się czujesz? – spytała.

Gdy Ethan się uśmiechał, kąciki jego ust właściwie się nie unosiły, tylko wargi lekko się rozciągały. Tak właśnie stało się teraz. Emma uznała, że cieszy go jej widok.