– Mógłbyś sprawdzić, co go z nimi łączy?
– Tak. Znam kogoś, do kogo mogę zadzwonić.
– Kevin, ty zawsze znasz kogoś, do kogo możesz zadzwonić. Ale proszę, bądź dyskretny.
– Co mogę ujawnić?
– Bądź dyskretny.
– Jasne. Zostaw to mnie.
– A co z twoją rodziną? Nie musisz wracać do domu?
– Już się przyzwyczaili, że często mnie nie ma. Co będziesz dziś robiła? Powiedziała mu.
– Masz pager albo telefon komórkowy?
– Telefon komórkowy.
– Daj mi numer. Podała.
– Zadzwonię do ciebie, gdy tylko czegoś się dowiem. Zamierzam odnaleźć ten cholerny dysk i zniszczyć go. A ty musisz mi obiecać, że będziesz ostrożniejsza przy wyborze mężczyzn, z którymi sypiasz.
Aż się wzdrygnęła, słysząc jego twardy ton. Przecież jestem ostrożna, pomyślała. Udało jej się jednak opanować.
– Kevin, dziękuję ci za to, że mi pomagasz. Do widzenia.
Potem zadzwonił Alan.
– Emma, jak się czujesz? – spytał.
– Zaczynam mieć dość mówienia ludziom, że czuję się dobrze – odparła ze złością.
– Masz prawo. Tylko że my martwimy się o ciebie. Dam ci numery dwóch terapeutów, którzy mogą cię dziś przyjąć.
Alan spodziewał się, że rozpacz Emmy jeszcze się pogłębiła, tymczasem usłyszał energiczne:
– Świetnie. Podaj mi te numery. – Zapisała je i powiedziała: – Teraz muszę lecieć, bo spóźnię się na zajęcia. Jak tylko będę miała wolną chwilę, zadzwonię do któregoś.
Nie spytała, dlaczego Alan poleca właśnie ich ani który jest lepszy, nie wspomniała, że pójdzie na wizytę.
– Emma, naprawdę dobrze się czujesz?
– Nie przejmuj się mną aż tak. Nie zamierzam strzelać sobie w łeb.
Alan się przeraził. Teraz już wiedział, w jaki sposób Emma zamierza odebrać sobie życie.
Wykładowca Emmy uważał, że sędzia Lance Ito, który konfiskuje odzywające się podczas rozprawy pagery i telefony komórkowe, ma absolutną rację. Pomysł tak mu się spodobał, że wprowadził go w życie na swoich wykładach. Od początku semestru odebrał studentom sześć pagerów i dwa telefony komórkowe i w czasie zajęć eksponował na katedrze ten łup w plastikowej torbie. Pod koniec semestru poprosi jakiegoś artystę, żeby twórczo go wykorzystał, na przykład zrobił coś w rodzaju sędziowskiego młotka. Efekt jego pracy zamierzał powiesić na ścianie w gabinecie.
Jak łowieckie trofeum.
Żeby uchronić się przed konfiskatą, wchodząc na salę wykładową, Emma zawsze wyłączała swój telefon.
A potem często zapominała go włączyć. Tak jak dziś.
Kevinowi Quirkowi nie udało się z nią skontaktować. Próbował kilka razy bezskutecznie, aż w końcu zostawił wiadomość na sekretarce w domu Emmy. Dla pewności zadzwonił również do biura prokuratora. Nie zastał jej tam, więc zostawił dyskretną wiadomość:
– Cześć, to ja. Chyba coś mam. Zadzwonię później.
Gdy Emma wyszła na dwór po ostatnim wykładzie, było gorąco i bezwietrznie. Resztka liści na drzewach trwała nieruchomo. Z Kanady nadciągał arktyczny front, ale dopiero za kilka godzin nieuchronnie zderzy się z wielką masą ciepłego, wilgotnego powietrza znad Zatoki Meksykańskiej, leniwie sunącego na północ. Strefa wyjątkowo niskiego ciśnienia po cichu napływała nad Four Corners, tworząc ogromny wir, który wkrótce porwie obie masy powietrza i po wschodniej stronie kontynentalnego działu wodnego narodzi się wielki huragan.
Meteorolodzy nazywali to klasycznym zderzeniem dwóch frontów, a mieszkańcy Boulder cholerną śnieżycą.
Emma nie myślała o nadchodzącej zamieci. Miała na sobie czarne dżinsy i skromną czarną trykotową bluzkę. Jej twarz ocieniała czapka z daszkiem, gęste kasztanowe włosy splotła starannie we francuski warkocz. Oczy zasłoniła ciemnymi okularami. Wiedziała, że w takim stroju nikt przypadkowy jej nie rozpozna. Jeżeli wydawcy brukowców nie polecili swoim pismakom, by przypomnieli o niej czytelnikom, nie przyciągnie niczyjej uwagi.
Na wykładach myślała właściwie tylko o zaginionym dysku. Już nie liczyła na jego odnalezienie. Doszła do wniosku, że ktokolwiek go ukradł, zrobił to dlatego, że wiedział, co tam zarejestrowano, i był na tyle sprytny, by trafnie ocenić wartość nagrania. No i z pewnością umiał je skopiować. Raz, dziesięć czy tysiąc razy.
Mimo optymistycznych zapewnień Lauren Emma czuła, że nie ma żadnej nadziei.
Dzień Alana Gregory’ego zaczął się psuć krótko po trzeciej. Miał pacjenta, gdy zadzwoniła Lauren i powiedziała, że Emma nie przyszła do sądu na rozprawę, na którą tak czekała, a telefon w jej domu nie odpowiada. Może odezwała się do niego?
Nie, nie odezwała się. Był ciekaw, czy zadzwoniła do któregoś z terapeutów. Stracił godzinę przy telefonie, żeby się dowiedzieć, że nie skontaktowała się z żadnym z nich.
Kwadrans po czwartej Alan włożył ręce do kieszeni spodni i poszedł do poczekalni zaprosić kolejną pacjentkę, Kendal Green, delikatną kobietę, która nie tylko musiała zmagać się z niską samooceną, lecz także prowadziła trudną walkę o opiekę nad małymi dziećmi.
W poczekalni stało sześć krzeseł i kanapa, a przed nią stary sosnowy stół z czasopismami. Kendal na ogół wybierała krzesło naprzeciwko drzwi, w najdalszym kącie pokoju. Alan od razu tam spojrzał, ale zamiast Kendal Green zobaczył Emmę Spire. Emma nerwowo przebierała palcami po grzbiecie czasopisma, które trzymała na kolanach. Spojrzenie utkwiła w jedynym oknie.
Zdenerwowana Kendal siedziała na brzeżku kanapy, plecy miała wyprostowane jak żołnierz piechoty morskiej, na kolanach trzymała torebkę ze znakiem firmy Gucci.
Alan nie wiedział, co robić. Na tę godzinę zapisana była Kendal, ale nagłe pojawienie się Emmy zaalarmowało go. Pomyślał, że Emmie grozi w tej chwili bezpośrednie niebezpieczeństwo. Podszedł zatem do Kendal, pochylił się nad nią i powiedział:
– Muszę chwilę porozmawiać z tamtą panią. To bardzo pilne. Czy mogłabyś kilka minut zaczekać?
Kendal spojrzała na Emmę tak, jakby dopiero teraz zauważyła, że oprócz niej ktoś tu jeszcze jest.
– Nie… możesz mnie przyjąć?
– Oczywiście, że cię przyjmę. Porozmawiamy, tyle że troszkę później. Po prostu zdarzył się nagły wypadek.
– Wiesz, że jutro mam spotkanie z ludźmi z opieki. – W jej głosie słychać było jednocześnie panikę i niezadowolenie.
– Wiem. Przepraszam, że musisz chwilę poczekać. Naprawdę, bardzo cię przepraszam.
Kendal w końcu uświadomiła sobie, kim jest młodsza kobieta.
– O Boże – szepnęła. – Ale poświęcisz mi tyle czasu, co zawsze?
Alan wprost fizycznie odczuwał niepewność Kendal. Bała się, że jej terapeuta zachowa się tak samo jak mąż i porzuci ją dla młodszej i bardziej atrakcyjnej kobiety.
– Mam nadzieję, ale nie mogę ci tego obiecać. Pozwól, że najpierw porozmawiam z tamtą pacjentką, a potem zobaczymy, dobrze?
Kendal była zdruzgotana.
Alan podszedł do Emmy i powiedział cicho:
– Emma, chodź, proszę, do gabinetu.
Wstała powoli, nie patrząc mu w oczy. Pomyślał, że każdy ruch kosztuje ją wiele wysiłku.
W gabinecie Emma usiadła daleko od biurka i podwinęła pod siebie nogi.
Alan czekał.
Patrzyła w okno. Zaczął wiać silny wiatr – zapowiedź zimnego frontu. Drzewa wyginały się, za szybą fruwały liście i gałązki. Temperatura w ciągu godziny spadła o dwa stopnie.
– Cześć – odezwała się w końcu, nadal nie patrząc na Alana.
Alan zastanawiał się, jak ma w tej sytuacji postąpić.
Na ogół ludzie pogrążeni w rozpaczy mają podkrążone oczy i przetłuszczone włosy, brudne ubranie i brzydko pachnący oddech. Ale wiedział, że rozpacz jest jak kameleon. W dżinsach i trykotowej bluzce Emma wyglądała świeżo i wydawało się, że po prostu jest w nie najlepszym humorze. Podążył wzrokiem za jej spojrzeniem i zobaczył, jak bardzo popsuła się pogoda. Miał nadzieję, że ma w samochodzie ciepłą kurtkę, ale zaraz uświadomił sobie, że Emma potrzebuje ochrony przed czymś o wiele poważniejszym niż zimno.