Alan przypomniał sobie, że zanim poznał Emmę osobiście, też nie miał nic przeciwko temu, by śledzić jej poczynania. Nigdy nie zastanawiał się, czy ma do tego prawo. Nigdy też nie zastanawiał się nad tym, czy Emma Spire życzy sobie być bez przerwy obserwowana.
A teraz Emma siedziała przed nim, przerażona i zrozpaczona.
Wiedział, co musi zrobić. Musi dać jej jakiś powód, dla którego nie powinna dziś umrzeć. Zadał jej pytanie, które w tej chwili samo się narzucało:
– Emma, myślisz o tym, żeby się zabić?
– Czy o tym myślę? – powtórzyła, nie patrząc na niego. – Oczywiście. Od dawna o tym myślę.
– Robiłaś jakieś plany?
Emma nie odpowiedziała. Wyglądała, jakby zahipnotyzował ją coraz gęstszy śnieg za oknem.
– Myślałaś, jak się zabić? – nalegał Alan.
Zrozumiała, o co pyta.
– Mam pistolet. Należał do mojego dziadka. Mam jakieś lekarstwa. Nie wiem, czy podziałają. Myślałam o tlenku węgla. No wiesz, w garażu. Samochód z zapalonym silnikiem. To załatwiłoby sprawę, ale boję się, że będzie za długo trwało, wystraszę się i ucieknę.
– Mogłabyś się zastrzelić? – Według statystyk kobiety niechętnie używają do samobójstwa broni palnej. Tylko że statystki nie mówiły nic konkretnego na temat Emmy.
– Nie jestem pewna.
– Jakie lekarstwa masz?
– Kodeinę, trochę atenololu.
Alan uważał, że tlenek węgla zabiłby Emmę. Kodeina też. Jest niebezpieczna, potencjalnie śmiertelna. Zwłaszcza jeżeli popije się ją alkoholem. Nie wiedział nic na temat atenololu. Wydawało mu się, że to betabloker i był po prostu ciekawy, po co Emmie takie lekarstwo.
– Masz je przy sobie?
– Nie. Trzymam wszystko w domu.
– A pistolet? Masz go ze sobą? Wypuściła powietrze z płuc.
– Nie.
Alan jej nie uwierzył. Przeraziło go, że może mieć pistolet w małej skórzanej torebce, tutaj, przy sobie. I to, że postanowiła mu skłamać.
– Emma, martwię się o ciebie.
– Ja też - przyznała.
Niestety, będzie musiał odwołać wizytę Kendal Green i zająć się Emmą.
– Posłuchaj. Czy mogę mieć pewność, że jeżeli cię tu zostawię samą na kilka minut, nic sobie nie zrobisz?
– Tu? Nie. Boże, na pewno nie.
– Dajesz słowo?
– Tak. – W końcu spojrzała mu w oczy.
– Muszę porozmawiać z pacjentką, która siedzi w poczekalni. Po prostu przesunę termin wizyty i zaraz do ciebie wrócę, dobrze? Porozmawiamy, zastanowimy się, jak poradzić sobie z twoimi kłopotami, zdecydujemy, co masz dziś zrobić.
– Chcesz, żebym wyszła do poczekalni? – Alan zauważył, że Emma nie ma ochoty opuszczać jego gabinetu.
– Tak, proszę. To nie potrwa długo. Potem nie mam już żadnego pacjenta. Nikt tu nie przyjdzie. Będę miał dla ciebie tyle czasu, ile zechcesz. Razem pomyślimy, co robić dalej.
– Dobrze – powiedziała ochryple.
Alan odprowadził Emmę do poczekalni, zaczekał, aż usiądzie i wybierze sobie czasopismo do czytania. Opuścił żaluzje i poprosił Kendal do gabinetu. Zaczęła mówić, zanim zdążył usiąść.
Przerwał jej i wytłumaczył, że musi przełożyć jej wizytę na inny dzień. Pomyślał, że wygląda tak, jakby ktoś zabił jej kota.
Alan wyznaczył Kendal Green inny termin, odprowadził ją do tylnego wyjścia i wrócił po Emmę do poczekalni. Ale Emmy nie było. Alan przyłapał się na tym, że wcale go to nie zdziwiło.
Na krześle zobaczył wiadomość napisaną na kuponie prenumeraty, który wypadł z „Mirabelli”: „Nie martw się o mnie. Dotrzymam słowa”.
Zaklął, zamknął oczy i mocno odchylił głowę do tyłu, próbując naciągnąć mięśnie karku, żeby powstrzymać nadchodzącą migrenę. Gdy otworzył oczy, poczekalnia nadal była pusta.
Kartka od Emmy nadal leżała na krześle.
– Gdyby pragnienia mogły być końmi – rozmarzył się na głos.
Nagle usłyszał zbliżające się do drzwi wejściowych kroki. Ponieważ żaluzje były opuszczone, nie widział, kto idzie, ale miał nadzieję, że to Emma zmieniła zdanie i wraca.
Drzwi otworzyły się. Na progu stanął Kevin Quirk. Na czapce i płaszczu topiły mu się wielkie płatki śniegu. Wszedł do poczekalni i wytarł buty na wycieraczce.
– Całe szczęście, że cię zastałem – powiedział spokojnie. – Ale śnieżyca! Zgodnie z prognozą miało spaść najwyżej kilka centymetrów. Już spadło tyle i wciąż pada. Słuchaj, próbuję znaleźć Emmę. Widziałeś ją?
Kevin nie dał się zaskoczyć złej pogodzie. Miał na sobie zimowe ubranie, nie tak jak większość ludzi dzisiaj, którzy spodziewali się pięknego jesiennego dnia.
– Cześć, Kevin. Była tu niedawno, ale wyszła. I nie wiem, gdzie poszła. Może do domu?
– Jak się czuła?
Alan stanął przed etycznym dylematem. Nie wiedział, czy Emma przez pewien czas będzie jego pacjentką, czy też udzielił jej po prostu przyjacielskiej porady. Nie był więc pewien, ile może powiedzieć Kevinowi. Postanowił zachować ostrożność. Na tyle nonszalancko, na ile go było stać, podszedł do stolika i zaczął porządkować czasopisma; nie robił tego chyba od roku. Zależało mu przede wszystkim na tym, żeby schować kartkę, na której Emma zostawiła wiadomość. Udało mu się niepostrzeżenie wsunąć ją do kieszeni.
– Była rozkojarzona – odpowiedział.
– I dlatego miała się dziś spotkać z jakimś terapeutą, prawda? Poszła właśnie tam teraz?
– Mam nadzieję. Tak jej poradziłem wczoraj wieczorem. I dziś rano też. Ale nie sądzę, żeby zdążyła się już umówić.
– Mam pewne informacje, które mogą podnieść ją na duchu. Trafiłem na ślad dysku i mam nadzieję, że zaraz go odzyskam. No, w każdym razie jeszcze dziś.
Alan postanowił podzielić się z Kevinem wątpliwościami Emmy i dowiedzieć się, co on o tym sądzi.
– Myślisz, że w ten sposób cały problem się rozwiąże? Skąd możesz mieć pewność, że nie skopiowano nagrania?
– Nie mogę – odparł Kevin po chwili zastanowienia. – To cyfrowe nagranie i kopia będzie tak samo dobra jak oryginał.
– Właśnie tym Emma się martwi, chociaż jestem pewien, że będzie ci wdzięczna, jeśli uda ci się odzyskać oryginał. Nadal jednak będzie się bała, że któregoś dnia dżin z butelki może się wydostać na wolność. Nigdy nie będzie miała pewności, że gdzieś nie krążą jakieś kopie. Boi się nawet tego, że ludzie dowiedzą się o istnieniu nagrania. – Alan patrzył na twarz Kevina, ciągle jeszcze zaczerwienioną od zimna na dworze. – Wiesz, Kevin, gdybym ja to ukradł i dowiedział się, że ktoś z twoim doświadczeniem na mnie poluje, oddałbym dysk. Ale najpierw zrobiłbym kopie.
– Już o tym myślałem.
– Miałem taką nadzieję.
Kevin wyraźnie się zgarbił.
– Alan, ja naprawdę lubię Emmę – powiedział. – I chyba znam ją lepiej niż większość jej przyjaciół. Ona nie jest silną kobietą. Brak jej pewności i wiary w siebie. Nie jest taka, jak przedstawiają ją media. – Pokiwał głową. – Po prostu staram się jej pomóc. Jest bardzo samotna.
Alana zdziwiło, że Kevin tak dobrze rozumie Emmę. Przypomniał sobie o wiadomości, jaką ktoś zostawił Emmie po południu – o koszmarnej ofercie mężczyzny, który obiecywał, że zwróci dysk w zamian za spędzenie nocy z Emmą.
Mógł to być człowiek, z którym Kevin miał się spotkać wieczorem.
Mógł to być także sam Kevin Quirk.
Czy naprawdę mógł uknuć całą tę intrygę, żeby wreszcie zaciągnąć Emmę Spire do łóżka?
Alan żałował, że nie ma tu Lauren. Znacznie lepiej od niego umiała rozpoznać socjopatę. Umiałaby się zorientować w motywach Kevina Quirka, podczas gdy Alan miał same wątpliwości. Spojrzał uważnie na Kevina i zaproponował impulsywnie: