Выбрать главу

– Ale to my płacimy za jej leczenie. Miasto płaci.

– Zabawne. Przewidziała, że pan to powie. – Arbuthnot wyjął rękę z kieszeni i podrapał się za uchem. – Już upoważniła szpital i mnie do korzystania z jej ubezpieczenia. Podpisała też zobowiązanie finansowe na wypadek, gdyby ubezpieczenie nie wystarczyło. Tak więc pani Crowder jest moją prywatną pacjentką. Gdyby nie była w stanie mi zapłacić, to zamiast ściągać pieniądze od miasta czy okręgu, rozłożę należność na raty. W tej sytuacji nie sądzę, żebym miał wobec pana jakieś zobowiązania.

Malloy wolałby, aby ta rozmowa odbywała się bez świadków, bo aż kipiał ze złości.

– Panie doktorze, ona jest aresztowana. Nie może zostać w szpitalu bez mojej zgody.

Arbuthnot twardo spojrzał w przekrwione oczy Malloya.

– Panie detektywie, myli się pan. Wyjaśnię panu, jakie są zasady. O tym, czy zostanie w szpitalu, decyduję wyłącznie ja. Pan może jedynie decydować o tym, czy będzie leczona tutaj, czy w więziennym szpitalu w Denver. Naprawdę chce pan przewieźć ją do szpitala więziennego? Chce pan mieć do czynienia z mediami? Przecież nie ma podstaw przypuszczać, że pani Crowder ucieknie. Jest prawie niewidoma. A poza tym ma wysoko postawionych przyjaciół, którzy nie byliby zadowoleni, gdyby postąpił pan tak arbitralnie.

– W taką noc jak dziś nie dostanę nakazu sądowego – wysyczał Malloy. – I pan dobrze o tym wie.

Arbuthnot wzruszył ramionami.

– Możemy się tak spierać, póki obaj nie zaśniemy na stojąco. Przecież nie o to chodzi. Chodzi o coś, na czym ona zna się świetnie, czyli o prawo. Ja się na tym nie znam. Niech pan z nią porozmawia, skoro to ona postanowiła zachować w tajemnicy informacje dotyczące jej zdrowia. Przykro mi, ale ja nie mogę nic panu powiedzieć.

Malloy przybliżył twarz do twarzy lekarza i krzyknął:

– Nie mogę z nią rozmawiać, gdy nie ma przy niej jej adwokatów. A oni mi na to nie pozwolą. Panie doktorze, to sytuacja jak z Paragrafu 22, a przecież została popełniona zbrodnia i muszę wykryć sprawcę.

– Powiedziała mi również – oznajmił niewzruszony Arbuthnot – że, gdyby zachowywał się pan wojowniczo, mam panu przypomnieć, kto ją zostawił bez straży. – Arbuthnot odwrócił się od Malloya i dopiero wtedy pozwolił sobie na uśmiech. Lauren Crowder była nie tylko jego pacjentką, lecz również prawniczką, więc wolał raczej mieć do czynienia ze zirytowanym policjantem niż ze zirytowaną Lauren.

Malloy zapukał do pokoju Lauren, uchylił drzwi i powiedział:

– Wchodzę. Proszę ją przygotować.

Adrienne, niecałe sto pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, była gotowa do walki. Stała w nogach łóżka z palcem przy ustach. Upewniła się, że Malloy zauważył jej sygnał, a potem gestem zaprosiła go w najodleglejszy kąt pokoju.

– Śpi – szepnęła. – Ale to nie potrwa długo i nie wolno jej przeszkadzać. Zrozumiał pan?

Malloy spojrzał w dół na twarz Adrienne i poczuł się tak, jakby rozkazy wydawała mu bezczelna nastolatka.

– Chciałem tylko się upewnić, czy wszystko w porządku.

Lauren leżała na boku, zwinięta w kłębek, okryta szpitalnym kocem. Pod głową miała poduszkę. Malloy pozazdrościł jej, że może spać.

– Jak ona się czuje?

– Jeszcze przez jakiś czas nie będziemy tego wiedzieli.

– Dlaczego powiedziała pani, że nie będzie spała zbyt długo? Wydawało mi się, że jest wykończona. Gdybym ja mógł położyć się do łóżka, spałbym przez tydzień.

– Ze względu na lekarstwo. Ma mnóstwo ubocznych skutków. Jednym z nich jest stymulacja organizmu. Lauren wkrótce się obudzi.

Malloy skinął głową, zupełnie jakby zrozumiał, dlaczego podaje się środek pobudzający osobie, która traci wzrok. Już chciał o to zapytać, ale uświadomił sobie, że nie uzyska odpowiedzi.

– Naprawdę jest ślepa?

– Tak, ma bardzo osłabiony wzrok.

– A co z jej… no wie pani, z… jej…

– Jeśli chodzi o pęcherz, jesteśmy w trakcie badań i na razie nie mogę postawić diagnozy. Nie sądzę, żeby to było coś poważnego. W tej chwili naszą największą troskę budzi jej wzrok.

– Pani jest jej przyjaciółką, prawda? Nie tylko jej lekarką?

– Tak. Przyjaźnimy się. Czy to panu przeszkadza?

– I prosiła, żeby pani ze mną nie rozmawiała?

Adrienne skinęła głową.

Scott ziewnął.

– Nie znam jej zbyt dobrze. Widywaliśmy się właściwie tylko w sądzie. Była bystra, imponowała mi. A teraz ciąży na niej podejrzenie o napaść pierwszego stopnia. Albo nawet o morderstwo. Może jej grozić kara śmierci, nic nie widzi, ale nadal sama prowadzi swoje sprawy. Rządzi wszystkimi lekarzami i prawnikami, dyktuje im każdy ruch. Gra jak mistrz szachowy.

– Przecież jej umysł nie ucierpiał.

– Widzi pani, staram się wykryć sprawcę zbrodni, może nawet usiłowania morderstwa. – Malloy wiedział, że mąż Adrienne niedawno został zamordowany, próbował więc zyskać sobie jej sympatię. Jednak jego strzał chybił celu.

– Życzę panu powodzenia, detektywie. Szczerze tego panu życzę. Proponowałabym jednak, żeby poszukał pan gdzie indziej. Moja pacjentka, i przyjaciółka, jest niewinna.

– Chyba że udowodnimy jej winę.

– Tak się na pewno nie stanie. Niech pan już idzie i pozwoli jej odpocząć. Najlepsza rzecz, jaką może pan zrobić, to złapać winnego. Nie może być daleko i najwyraźniej nie lubi stosować się do wyznaczonych godzin odwiedzin. – Położyła rękę na plecach Malloya i lekko popchnęła w stronę drzwi.

Ale Malloy nie zamierzał jeszcze kończyć rozmowy.

– Obawiam się, że Lauren popełnia wielki błąd. Ktoś chce ją skrzywdzić. Musimy dowiedzieć się czegoś więcej, żeby móc ją chronić.

Adrienne spojrzała na policjantki w korytarzu. Jedna z nich stanęła na progu.

– Proszę wyjść – powiedziała Adrienne.

Malloy spojrzał w sufit. Wskazując policjantkę, Adrienne dodała:

– Ona ma wielki pistolet, detektywie. W razie potrzeby obroni Lauren.

Mówiąc to, wyszła z sali. Poszła poszukać Alana. Lauren prosiła, żeby przekazała mu pewną wiadomość.

Alan zobaczył Adrienne w połowie korytarza i wyszedł jej na spotkanie. Uściskali się, Adrienne szepnęła mu kilka słów pociechy i obiecała, że będzie pilnować Lauren przez cały czas jej pobytu w szpitalu.

Cozy Maitlin wreszcie się dobudził. Pił herbatę ze styropianowego kubka. Wyglądał świeżo, bo dzięki flirtowi z pielęgniarką dostał nową szczoteczkę do zębów, grzebień i maszynkę do golenia. Adrienne nie znała go. Jego świeży wygląd zrobił na niej wrażenie. Ona sama potrzebowała równie mało snu, co wampir i nie miała cierpliwości do ludzi, którzy więdną jak kwiaty, gdy tylko zapadnie zmrok.

Na dodatek zauważyła, że nie nosi obrączki, a ona była od niedawna wdową.

Upewniła się, że wszyscy będą jej słuchać i że detektyw Malloy nie poszedł za nią, i oznajmiła:

– Lauren prosiła, żebym wam powiedziała, że będzie bardziej szczera – to jej słowa – gdy znajdziecie Emmę. Człowiek, który ją uprowadził, chciał się dowiedzieć, gdzie jest Emma. Groził, że jeżeli powie cokolwiek policji, on upubliczni dysk. Alan, ty podobno wiesz, o co chodzi. Prosiła, żebym ci przypomniała, że masz zachować to dla siebie.

Alan skinął głową.

– Pani doktor, jak ona się czuje? – spytała Casey.

– Mam na imię Adriannie. – Uśmiechnęła się do Cozy’ego. Zwróciła się do Alana: – Nie wolno jej denerwować, tyle mogę wam powiedzieć. Wzrok jej się bardzo pogorszył. Już kiedyś miała podobne kłopoty, prawda?