Выбрать главу

– A jeżeli to ktoś, kto…

– Skomplikuje sprawę jeszcze bardziej?

– Tak.

– Wtedy Lauren, biedactwo, po prostu nic nie będzie widziała. Mamy pięćdziesiąt procent szans, a ja uwielbiam takie zakłady.

Alan zatrzymał samochód na rogu Czternastej i Pearl, przy końcu Mail. W cichą noc, taką jak ta, na zasypanej śniegiem ulicy powinno być pusto. Ale nie było.

Trzy biało-czarne radiowozy i kilka nieoznakowanych samochodów parkowało przed budynkiem Citizens National Bank.

– Coś musiało się stać – powiedział Alan. – To dom, do którego jechaliśmy. Mieszka tu przyjaciel Emmy. O Boże, mam nadzieję, że nie popełniła samobójstwa.

Cozy przetrawił wiadomość, ale nie wdawał się w spekulacje.

– Mówiłeś, że to mężczyzna, z którym Emma się spotyka, a teraz twierdzisz, że są parą?

– Po prostu wszystko jest bardzo skomplikowane. Jestem pewien, że stało się coś, w co on także jest zamieszany. Albo, uchowaj Boże, ona. Boję się o nią.

Cozy policzył radiowozy.

– Nie denerwuj się, jej na pewno nic się nie stało. Gdyby chodziło o panią Spire, byłoby tu znacznie więcej policjantów. Spójrz tam, na dach.

Trzej policjanci w mundurach stali na dachu budynku przylegającego do gmachu banku i oświetlali go reflektorami.

– Gdzie mieszka ten amant Emmy?

– Ma niewielkie mieszkanie za laboratorium na drugim piętrze Citizens National Bank.

– To może być dokładnie naprzeciwko dachu, który sprawdzają. Czy stamtąd można się dostać na ten dach?

Alan spróbował sobie przypomnieć rozkład laboratorium Ethana.

– Chyba jakieś okna wychodzą na tę stronę. – Przyjrzał się krawędzi dachu. – Myślę, że te, przy których są policjanci. To okna laboratorium. Okna mieszkania są niżej, nad aleją.

– Alan, musimy zdecydować, co teraz zrobić – powiedział Cozy. – Możemy wysiąść z samochodu, podejść do policjantów, zacząć ich wypytywać i wpakować się w śledztwo, które tu się toczy. Jeżeli tak zrobimy, policja natychmiast się zorientuje, że interesuje nas ten człowiek… Jak on się nazywa?

– Ethan Han.

Cozy przez chwilę milczał.

– Naprawdę? Ethan Han? – upewnił się w końcu.

– Tak. Słyszałeś o nim? To zajmuje się nowymi technologiami medycznymi. On…

– Wiem, kto to jest. Czy w tej sprawie nie ma ani jednej osoby, o której „People” nie pisałoby na pierwszych stronach?

– Tylko ty, ja i Lauren. Tylko my jesteśmy zwykłymi ludźmi.

– Tak, a ja jestem Kaczor Donald. No dobra, w każdym razie jeżeli tam wejdziemy, policjanci szybko się dowiedzą, że interesuje nas Ethan Han. Nie będzie trzeba długo czekać, aż ktoś sobie przypomni, że Ethan i Emma są parą. A wtedy policja na pewno się zorientuje, że w całą sprawę zamieszana jest również Emma. Musimy się więc postanowić, czy zagramy kartą Emmy, żeby zobaczyć, co się wtedy stanie, czy też dokonamy taktycznego odwrotu. Policjanci nie są głupi. Może trochę czasu im zajmie wyciągnięcie właściwych wniosków, ale sprawdzą, dlaczego interesujemy się miejscem przestępstwa.

Zanim jednak Alan zdążył odpowiedzieć, gdzieś w pobliżu rozległ się hałas.

Tym razem był to landcruiser Alana, a nie BMW adwokata, więc Sam Purdy nawet nie pytał o pozwolenie, tylko od razu otworzył tylne drzwiczki i wsiadł.

Alan i Cozy z przestrachem spojrzeli do tyłu. Purdy’ego zachwycił wyraz zdumienia na ich twarzach.

– Witam ponownie – zawołał. – Alan, słuchasz policyjnego skanera, to twoje nowe hobby? Pojawiasz się w zbyt wielu miejscach, gdzie popełniono przestępstwo, żeby to mógł być zbieg okoliczności.

– Cześć, Sam. Na mój gust też jest ich zbyt wiele. Ale na to tutaj natknęliśmy się przypadkiem. To była długa noc. Jak sobie dajesz radę?

– Jestem wykończony. Na ogół podczas takiej śnieżycy przestępcy śpią zimowym snem, a detektywi mogą podgonić papierkową robotę. Ale dziś nie mieliśmy szczęścia. Najpierw sprawa z Lauren, a teraz to.

– Jeszcze raz dobry wieczór, detektywie.

– Witam, panie Maitlin.

– Co pan miał na myśli, mówiąc „to”?

Policjant nie odpowiedział Cozy’emu, tylko sam zaczął wypytywać:

– Dlaczego włóczycie się po Mail o tej porze? To jakiś skrót przez miasto w drodze ze szpitala, o którym nie wiem?

Cozy odezwał się, zanim Alan zdążył powiedzieć coś, czego adwokat sobie nie życzył.

– Nie, detektywie. Jechaliśmy do mojej kancelarii, która jest tam – machnął ręką na południe – gdy zauważyliśmy to zamieszanie.

Purdy pomyślał, że tak dobry prawnik jak Cozier Maitlin potrafi bez trudu okłamać nawet jego, więc popatrzył na Alana, by z jego twarzy wyczytać jakieś wskazówki co do prawdomówności Cozy’ego. Alan odwrócił głowę.

– Przyjmijmy, że to prawda, panie Maitlin – zgodził się Purdy.

– To jest prawda – zapewnił go Cozy, patrząc mu prosto w oczy. – Co się stało w środku nocy w tak spokojnej dzielnicy, że trzeba było ściągnąć aż tyle policji?

– Strzelano z broni palnej.

– Strzelano? – przeraził się Alan. Kto strzelał? Emma? Ethan?

Sam rozpiął górne guziki płaszcza. Był zdecydowany wykorzystać do końca przewagę, jaką teraz uzyskał.

– Pomyślcie tylko: dwie strzelaniny jednej nocy! A zdarzały się całe lata, kiedy w naszym mieście w ogóle nie używano broni.

– Ktoś jest ranny? – spytał Alan.

– Pozwól mi zebrać myśli. To była ciężka noc. Martwisz się o kogoś szczególnie?

Cozy już chciał ostrzec Alana, by nie odpowiadał, ale postanowił sprawdzić, czy rozpozna pułapkę. Przecież nie zawsze będzie mógł go niańczyć.

– Szczególnie? Raczej nie. Po prostu nie znoszę, kiedy się do kogoś strzela.

– Czasami zapominam o twoim humanitaryzmie. Tymczasem za to właśnie cię lubię. Przebywanie w twoim towarzystwie jest jak praca dla Amnesty International. – Otworzył drzwiczki. – Panowie, miło mi was było spotkać. Ty, Alan, zastanów się, komu powinieneś ufać, kto naprawdę jest twoim przyjacielem. Natomiast pan, panie Maitlin, może jechać do swojej kancelarii, a ja będę udawał, że w to wierzę. Czyż to nie dowód dobrej woli z mojej strony? Ludzie narzekają na brutalność policji, ale nigdy nie wspominają o policjantach o tak miękkim sercu jak ja.

Pod wyraźnym ostrzeżeniem i warstwą sarkazmu Alan usłyszał pretensję: „Ja ci pomogłem, prawda? I co dostaję w zamian?”. Był ciekaw, czy Cozy też ją zauważył. Skłaniał się ku twierdzeniu, że nie.

– Byłem tu kiedyś na przyjęciu – powiedział. – W gmachu banku. Sam potarł czoło ręką w rękawiczce, a drugą zamknął drzwiczki. W samochodzie od razu zrobiło się cieplej.

– Kiedy? Dawno temu, w czasach The Good Earth, czy ostatnio? – W latach siedemdziesiątych na najwyższym piętrze budynku mieścił się jeden z najbardziej znanych nocnych lokali Boulder.

– The Good Earth? Nie, wtedy jeszcze nie chodziłem w takie miejsca. Byłem tu całkiem niedawno, w mieszkaniu czy też pracowni Ethana Hana.

– Z Lauren?

Cozy zaniepokoił się kierunkiem, w jakim zmierzała rozmowa. Sam Purdy wskazywał drogę, która w końcu doprowadzi go tam, gdzie chce dojść. Jeszcze chwila, a odnajdzie ścieżkę prowadzącą od Lauren do Emmy. Cozy nie może na to pozwolić, zanim razem z Casey nie zorientują się lepiej w łączących je stosunkach, że zostawi swojemu klientowi jeszcze odrobinę wolności i dopiero za chwilę ściągnie wodze.

– To raczej ona przyszła ze mną – powiedział Alan.

– Aha. Więc pewnie znasz Hana, który mieszka właśnie w tym budynku. Reszta pomieszczeń przeznaczona jest na biura.

– Tak mi się wydawało tamtego wieczoru.

– To było wystawne przyjęcie?