Casey, która musiała bronić klientki oskarżonej o usiłowanie morderstwa, liczyła na bardziej stanowcze zaprzeczenie.
Scott Malloy spacerował nerwowo przed zamkniętymi drzwiami, co chwila patrząc na zegarek. Nie zamierzał podsłuchiwać, ale nie miałby nic przeciwko temu, żeby usłyszeć choć kilka słów. Jednak jedyne, co usłyszał, to okrzyk Casey Sparrow: „Do diabła!”.
– Chcesz powiedzieć, że Emmę Spire nadal ochraniają służby specjalne? – spytała zdziwiona Casey.
– Nie, już nie. Kevin Quirk odszedł ze służby i założył własną firmę ochroniarską w Colorado Springs. Poprosiła go o pomoc.
– W Springs? To nie jest moje ulubione miasto. Jakiego rodzaju pomocy potrzebowała?
– Ochrony.
– Przed czym?
– To skomplikowane – powiedziała Lauren z namysłem. Zmusiła się do uśmiechu. – Kilka dni temu ktoś chciał… uprowadzić Emmę albo ukraść jej samochód.
– Nie pamiętam, żeby pisali o tym w gazetach.
– Bo nie zawiadomiliśmy policji. Emma nie chciała, żeby dowiedziały się media.
– Wy nie zawiadomiliście policji?
– Alan i ja też tam byliśmy. Słuchaj, Casey, mówię ci, że to skomplikowane.
Casey odpowiedziała wymuszonym śmiechem.
– Cas, naprawdę.
– Akurat ci wierzę. Lauren, włóż na chwilę swoją togę, bo ja po prostu na tyle nie znam faktów, żeby sobie z tym poradzić. Pomożemy Malloyowi i powiemy mu, kim jest ten mężczyzna, czy będziemy udawać, że go nie rozpoznałaś?
Lauren zastanowiła się nad skutkami, jakie pociągnęłoby za sobą wyjawienie policji tożsamości Kevina. Doprowadziłoby to ich prosto do Emmy.
Pojawiło się mnóstwo nowych pytań, ale na żadne nie znała odpowiedzi. Co Kevin Quirk robił na ulicy przed domem Emmy? Dlaczego był taki zły, kiedy go zobaczyłam? Dlaczego nie powiedział, kim jest, gdy go zawołałam?
– Casey, chyba mu powiemy, że nie mogłam nic zobaczyć – zdecydowała w końcu.
Malloy aż pobladł ze złości.
– Jak to nie wie, kto to jest? Nie wciskajcie mi kitu!
– Detektywie, zgodnie z naszą umową Lauren miała zdecydować, czy wyjawi panu tożsamość tego człowieka. Niestety, nie jest pewna na sto procent, więc postanowiłyśmy skorzystać z tej możliwości.
– Ale słyszałem, jak pani… – Malloy opanował się, zanim zdążył zdradzić się, że podsłuchiwał.
– Jak ja co, detektywie?
– Jak pani mówiła, że będziecie ze mną współpracować.
– Nieźle sobie pan z tym poradził. Przy takim zmęczeniu coraz trudniej myśleć, prawda? Czasami rzuca się kości i przegrywa.
– Czy pani nie rozumie, że ten człowiek jest w stanie krytycznym? Jego rodzina mogłaby dostarczyć ważnych informacji na temat jego stanu zdrowia. Przecież pani go widziała.
– Niech jego lekarz się ze mną skontaktuje. Gdzie jest ochrona Lauren? Zabiorę ją na dół, do jej sali. Chce pan iść z nami?
Gdy Cozier Maitlin wrócił do kuchni, by porozmawiać z Alanem i Adrienne, rozdzwonił się jego telefon komórkowy.
– Nie znalazłem dymiącej broni – powiedział z uśmiechem do Adrienne i odebrał.
– Cześć, tu Casey. Mam coś nowego.
Cozy słuchał dłuższą chwilę opowiadania Casey o tym, jak Lauren rozpoznała rannego. Sam opowiedział jej o strzelaninie na Mail i o tym, że wkrótce policja przeszuka dom Lauren i Alana. Rozłączył się, nie mówiąc ani słowa pożegnania.
– Jak się czuje Lauren? – spytał Alan.
– Mniej więcej tak samo. Casey mówi, że przenieśli ją do separatki i dali coś na sen. Casey zostanie z nią na noc. Poza tym Lauren rozpoznała tego faceta. Casey kazała ci przekazać, że to „Q” i żebyś mi powiedział o nim coś więcej.
Alan poczuł, jak ściska mu się żołądek. Kevin Quirk? Boże, to jeszcze bardziej wszystko komplikuje.
– Zdaje się, że Casey sądzi, że ktoś zamieszany w tę sprawę może podsłuchiwać rozmowy z mojego telefonu komórkowego – ciągnął Cozy. – W każdym razie z powodów, które – mam nadzieję – potrafisz wyjaśnić, Lauren postanowiła nie mówić detektywowi Malloyowi, kim jest ranny. A co do detektywa, według Casey, „nie był zbyt miły”. Teraz opuścił szpital, żeby się przenieść, na inne pastwiska i chyba nawet wiem na które. Tak więc oświeć mnie. Kto to jest „Q”?
Alan odwrócił się do swoich gości tyłem i postawił czajnik na kuchence. Nie chciał pokazywać im twarzy, gdy trawił rewelacje Lauren.
– Nazywa się Kevin Quirk. Był agentem służb specjalnych. Jakiś czas ochraniał Emmę.
Adrienne i Cozy usiedli na stołkach wykonanych przez zmarłego męża Adrienne, Petera. Alan przez chwilę zastanawiał się, co Peter powiedziałby o tej nocnej aferze. Brakowało mu zmarłego przyjaciela w najdziwniejszych momentach. Zaraz jednak wrócił do rzeczywistości.
– Jest agentem służb specjalnych? – zdziwił się Cozy. – Jezu, to nie ułatwi spraw twojej żonie.
– Byłym agentem – sprostował Alan. – Odszedł stamtąd i założył firmę specjalizującą się w ochronie systemów komputerowych. Teraz pomagał Emmie, bo jest jej przyjacielem. Starał się odzyskać dysk.
– Ale gdy do niego strzelono, nie miał przy sobie tego dysku, prawda? Mówiłeś, że go szukał.
Adrienne siedziała w milczeniu, co było do niej niepodobne.
– Tak, Emma powiedziała mu, że dysk zaginął – odparł Alan, bardzo starannie dobierając słowa. – Poprosiła Kevina o pomoc w jego odzyskaniu. Kiedy się z nim dziś rano widziałem, mówił, że właśnie się po niego wybiera.
– Ale nie wiemy, czy mu się udało – podsumował Cozy. – W tej chwili możemy przyjąć, że strzeliła do niego osoba, która ma dysk. Boże, ciekawe, czy policja go ma.
Alan poczuł, jak na czoło występuje mu pot. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Uratowała go Adrienne. Spojrzała na Cozy’ego z tak uwodzicielskim uśmiechem, jakiego Alan nigdy jeszcze nie widział na jej twarzy.
– Chyba moglibyśmy pójść do mnie i spytać Emmę – powiedziała.
– Co takiego? – wykrzyknął Cozy.
– Emma jest u niej. Przyszła późnym wieczorem – wyjaśnił Alan. – Schroniła się u Adriannę przed śnieżycą.
Emily powitała Adrienne i swojego pana przy drzwiach, sennie machając ogonem. Jednak na widok Cozy’ego zawarczała.
– Cś – skarciła ją Adrienne. – Obudź mi dziecko, a przestanę cię lubić.
Emma na trykotową bluzkę włożyła jeden z obszernych swetrów Adrienne. Siedziała skulona w kącie kanapy i bezmyślnie skakała z kanału TV Shop na kanał reklamujący przyrządy do gimnastyki w domu. Dobrze zbudowana kobieta w obcisłym kostiumie właśnie wyciągnęła przyrząd spod łóżka, a on rozwinął się jak gigantyczny pająk gotów wstrzyknąć jej jad i ją pożreć.
Gdy trójka przybyszów weszła do salonu, Emma ledwo rzuciła na nich okiem.
Cozy podszedł bliżej, a Emily znów zawarczała i położyła Emmie łeb na kolanach. Emma odruchowo ją pogłaskała.
Alan usiadł obok Emmy na kanapie. Oczy młodej kobiety, zwykle tak żywe, teraz wydawały się martwe nie tylko z powodu zmęczenia, lecz również z powodu ogromnego ciężaru, którym zdawała się przywalona. Na jej twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu. Zanim przyszli, była w pokoju sama i teraz też pozostała sama mimo obecności trojga ludzi i psa.
Alana przestraszył stan emocjonalny Emmy i jej wygląd, który znacznie się pogorszył, odkąd widział ją kilka godzin temu w swoim gabinecie. Przyszedł mu do głowy fachowy termin – utrata równowagi psychicznej – i pozostał tam jak niechciany gość. Tak określa się stan psychiczny człowieka, który ugina się pod ciężarem większym, niż da radę udźwignąć.
Cozy rozsiadł się w skórzanym fotelu przy stoliku do gry po drugiej stronie pokoju. Milczał, rozumiejąc instynktownie, że zwykła grzeczna prezentacja byłaby w tej sytuacji nie na miejscu. Adrienne zawołała „Cześć, kochanie” i poszła zajrzeć do synka.