Alan doszedł do wniosku, że Lauren potwierdza podstawowe fakty.
– Skąd miałaś broń? Dlaczego strzelałaś? O co, do cholery, w tym wszystkim chodzi?
Usłyszał, jak Lauren głośno wypuszcza powietrze.
– Przecież wiesz – szepnęła ledwo dosłyszalnie.
Rzeczywiście wiedział.
– Chodzi o twoją przyjaciółkę?
– Tak.
Emma. Niech to szlag!
Coraz gorzej. A tak się modlił, żeby kłopoty Emmy nareszcie się skończyły.
– Jezu! Jest ranna?
– Nie wiem. Nie sądzę. Nie widziałam jej od rana. Po południu nie przyszła do sądu. Naprawdę nie wiem, co się z nią dzieje. Miałam nadzieję, że może ty coś słyszałeś. To by mi pomogło zdecydować, co robić dalej.
Owszem, słyszał coś, ale ostrożność Lauren okazała się zaraźliwa. Nie będzie rozmawiał o Emmie przez telefon.
– Czy Sam jest w komisariacie?
– Nie widziałam go. Większość czasu trzymali mnie samą w sali przesłuchań, ale wiem, że przyszli prawie wszyscy: komendant, szef, doradca prawny, połowa detektywów. Chyba nie wiedzą, co ze mną zrobić. W końcu jestem z biura prokuratora. Alan, większość z nich mnie lubi. Wydają się naprawdę zdenerwowani tym, że prosiłam o adwokata, bo chcieliby, żebym jak najszybciej powiedziała im coś, co pozwoli zakończyć sprawę.
– Ale ty nie możesz?
Sam najlepiej wiesz, o jaką stawkę idzie. Ona jest w wielkim niebezpieczeństwie…
– Czy Roy wie, że zostałaś aresztowana? – Royal Peterson był prokuratorem okręgowym i szefem Lauren.
– Może. Pewnie tak. Jeszcze z nim nie rozmawiałam, ale na pewno ktoś już próbował się z nim skontaktować i zawiadomić go o wszystkim.
– Skoro nie Sam się tym zajmuje, to kto?
– Scott Malloy. Ale przypuszczam, że sprawę przejmie któryś z sierżantów. O Boże, mam nadzieję, że przynajmniej tu dopisze mi szczęście.
Alan kilka razy rozmawiał z Malloyem, ale nie znał go dobrze. Natomiast nieobecny detektyw Sam Purdy był dobrym przyjacielem. Tylko że na szczęście jest już trochę za późno.
– Co masz na myśli, mówiąc o szczęściu? – spytał.
– W wydziale śledczym jest dwóch sierżantów detektywów. Z jednym miałam kłopoty, kiedy zaczynałam pracę. Pamiętasz? Modlę się, żeby nie wyznaczono właśnie jego.
Alan przypomniał sobie tamtą historię. Lauren doprowadziła do rozprawy gdy pewien człowiek oskarżył sierżanta o brutalne traktowanie.
– A czy Malloy źle cię traktował?
– Nie. Zachowywał się bardzo… oficjalnie. Z szacunkiem. Zresztą wszyscy są uprzejmi. Przepraszają, ale pilnują się, żeby nie zrobić nic, co mogłoby sprawiać wrażenie, że traktują mnie w specjalny sposób. – W jej głosie zabrakło dotychczasowej pewności i Alan zrozumiał, że Lauren zdaje sobie sprawę, w jak poważnym położeniu się znalazła.
– Moje biedactwo – powiedział. – Przyszedł już ktoś z twojego biura?
– Elliot. – Elliot Bellhaven był jednym z ulubionych kolegów z pracy Lauren.
– To dobrze, prawda? – Alan starał się nadać swoim słowom pogodny ton, jednak nie zabrzmiało to przekonująco.
– Wszedł do mnie i przywitał się. Był miły, ale to nie ma znaczenia. Natychmiast przekażą sprawę wyżej i gdy tylko Royowi uda się to załatwić, zajmie się mną prokurator spoza biura. Był u mnie też szef biura detektywów i powiedział, że pozwoli mi na jeszcze jeden telefon. Zadzwonię do Roya.
Alan wypuścił powietrze przez zaciśnięte usta.
– Jesteś pewna, że na razie cię nie wypuszczą? – Tak bardzo chciał usłyszeć, że wszystko jest jedną wielką pomyłką.
– Nie, dziś na pewno stąd nie wyjdę.
– O Boże – westchnął.
– Kochanie?
– Słucham.
– Potrzebuję moich lekarstw. I strzykawek. Wiesz, gdzie są? Nie zapomnij o wacikach ze spirytusem.
– Oczywiście. Zadzwonię do Casey i zaraz do ciebie przyjadę. Kocham cię, Lauren.
– Tak – powiedziała. – Alan, jest jeszcze jedna rzecz…
– Co takiego?
– Moje oczy – szepnęła.
– Co takiego?
Milczała. Nie chciała, żeby dowiedział się o jej sekrecie. Niech to szlag! Rano w prawym oku chwilami czuła ból.
– Bardziej boli? – spytał.
– Gorzej.
Tylko jedna rzecz mogła być gorsza.
– Znów tracisz wzrok?
– Tak. – Głos miała pewny, ale słyszał w nim rozpacz.
– Jedno oko czy oba?
– Oba, chociaż jedno jest w dużo gorszym stanie.
– Mgła?
– W jednym. W drugim pośrodku jest wielkie ciemne pole.
– Kochanie, potrzebujesz sterydów. Natychmiast. Arbuthnot będzie chciał ci je podać od razu, kiedy zapalenie dopiero się zaczyna. – Alan wiedział, jak poważnie neurolog leczący Lauren traktuje pogorszenie wzroku. Ale wiedział również, że Lauren nie cierpi sterydów.
– Teraz potrzebuję przede wszystkim Casey Sparrow. Sterydy mogą poczekać. Pospiesz się, proszę. I weź moją książeczkę czekową. Casey będzie chciała dostać zaliczkę.
– Casey poczeka na pieniądze.
– Weź książeczkę.
– Gdzie jest?
– W górnej prawej szufladzie mojego biurka. W szarej okładce. Połączenie zostało przerwane.
– Kocham cię – powiedział Alan.
Casey Sparrow mieszkała w górach, pół godziny samochodem od miasta, w pobliżu Rollinsville. Gdy zadzwonił Alan, dopiero od kilku minut była w domu, umęczona jazdą po śliskich, zdradliwych drogach. Właśnie piła pierwszą szkocką, a magnetofon ryczał na cały regulator.
– Cześć, Casey, tu Alan Gregory.
– Cześć, Alan. – Zdziwiła się, słysząc jego głos.
– Przepraszam, że przeszkadzam ci w piątkowy wieczór, ale to… nagły wypadek. Lauren ma poważne kłopoty i potrzebuje twojej pomocy. Prawnej pomocy. Natychmiast.
Wystukując numer Casey, Alan zastanawiał się, jak jej powiedzieć, jak zakomunikować, że jego żona została aresztowana za postrzelenie człowieka. I chociaż sprawa była niezwykła, jego słowa w końcu i tak zabrzmiały prozaicznie.
Wolną ręką Casey przyciszyła muzykę. Uwielbiała stare piosenki z brodwayowskich musicali, ale nie chciała, żeby ktokolwiek o tym wiedział.
– Już jestem gotowa. Opowiedz mi dokładnie, co się stało.
Wysłuchała krótkiej relacji.
– Lauren została aresztowana, a w każdym razie zatrzymana. Policja z jakiegoś powodu uważa, że kogoś postrzeliła. Chciałbym ci powiedzieć coś więcej, ale sam nic więcej nie wiem.
Casey zrzuciła z nóg futrzane bambosze i pobiegła do sypialni, żeby się ubrać do wyjścia. Pies następował jej na pięty, zaintrygowany zachowaniem swojej pani.
– Jest w komendzie czy w więzieniu?
– W komisariacie, na Trzydziestej Trzeciej ulicy.
– Ach, tak. Słuchaj. Natychmiast jadę do Boulder. Nie wiem, jaka pogoda jest w mieście, ale tutaj pada gęsty śnieg. Kiedy wracałam do domu, drogi były już prawie nieprzejezdne, a teraz na pewno jest jeszcze gorzej. Będę się spieszyć, ale ty na pewno dotrzesz do komisariatu pierwszy. Jeżeli pozwolą ci się zobaczyć z Lauren, chociaż wątpię, powiedz jej, żeby milczała. Dosłownie. Ma nic nie mówić.
– Dobrze.
– Alan, to bardzo ważne. Musi zaczekać na mnie. Twoja żona jest uparta jak diabli i pewnie uważa, że poradzi sobie bez pomocy. Słuchasz mnie? Musisz ją przekonać, żeby zaczekała z zeznaniami. Jej może się wydawać, że skoro jest zastępczynią prokuratora, policjanci są jej przyjaciółmi. Ale prawda wygląda tak, że gdy w grę wchodzi broń, przyjaźń się kończy. – Przerwała na moment, żeby zebrać myśli. – Zaraz prześlę im faksem, że zostałam zatrudniona przez Lauren. Napiszę, żeby do mojego przyjazdu zostawili ją w spokoju.
– Możesz to zrobić?