Выбрать главу

Osiemnaście minut po telefonie Sama Lucy podjechała do jego samochodu. Miała ze sobą wykrywacz metali, ale nie przywiozła kawy. Nie była też umalowana, a o jej humor lepiej było nie pytać.

Sam podszedł do niej.

– Ani słowa na temat tego, jak wyglądam. Poszłam spać bardzo późno.

– Daj spokój, jestem zbyt zmęczony, żeby cię krytykować. Ja w ogóle się nie kładłem. Dzięki, że przyjechałaś.

– Żartujesz? Jesteś na nogach całą noc? Faktycznie, wyglądasz dość marnie. Co się dzieje?

Sam opowiedział jej o wszystkim, co się do tej pory wydarzyło. Było to bardzo zwięzłe opowiadanie, idealnie dla „USA Today”.

– A do czego to ci jest potrzebne? – spytała, wskazując wykrywacz metali.

– Chcę znaleźć pod śniegiem łuskę. Wiem, gdzie szukać. – Wskazał podjazd do jednego z domów. – Zaczniemy od chodnika. A tak przy okazji, to dom Emmy Spire.

– Poważnie? Jest w to jakoś zamieszana? Sam wzruszył ramionami.

– Czuję to – powiedział.

Lucy skinęła głową i wróciła do samochodu. Miała na sobie obcisłe dżinsy, nogawki wpuściła w buty. Wszystko jedno, czy będzie miała na ubranie się pięć minut, czy pięć godzin, zawsze będzie wyglądała jak z obrazka.

Potrzebowali tylko kilku minut, by na chodniku pod śniegiem znaleźć łuskę. Sam poinstruował policjantów, którzy od początku pilnowali miejsca przestępstwa, by otoczyli taśmą również chodnik przed domem Emmy Spire. Następnie wezwał z powrotem techników.

Potem wszyscy troje – Sam, Lucy i chłopak – wrócili do mazdy. Poszukiwanie kuli trwało dziesięć minut. Wbiła się w oparcie tylnego siedzenia. Lucy ogrodziła taśmą samochód, a Sam poszedł do techników. Powiedział im, że znalazł kulę i chce ją natychmiast zabrać.

Przyjechał specjalista od oględzin miejsc zbrodni, zręcznie wydobył kulę z siedzenia samochodu i podał ją Lucy, która nadstawiła torebkę na dowody.

– Myślisz, że to kula z pistoletu Lauren? – spytała Sama.

– Tak. Fakty się zgadzają. Oddała ostrzegawczy strzał w powietrze. Trajektoria by pasowała. Pojadę do laboratorium i poproszę, żeby szybko zrobili wstępne badania kuli i łuski. Chcę wiedzieć, czy pochodzą z jej pistoletu. Myślę, że tak. A jeżeli tak, to musimy zacząć szukać drugiego strzelca.

– Lauren strzelała tylko raz? Jesteś pewien?

– Na to wygląda. W magazynku jej glocka brakuje tylko jednego naboju.

– A wiadomo, czemu strzelała?

Sam wzruszył ramionami.

– To chyba był strzał ostrzegawczy. Mogła też niechcący nacisnąć spust. To prawniczka i nic nam nie powie. Zresztą ma rację, że milczy.

– A ty i Scott jesteście przekonani, że ofiara została postrzelona z bliska?

– Na jego kurtce są ślady osmalenia. Zbadają ją technicy. A łuska, którą znaleźliśmy, leżała jakieś – jak myślisz – piętnaście metrów od miejsca, gdzie upadła ofiara?

– Co najmniej piętnaście, może nawet więcej – przyznała Lucy. – Więc, twoim zdaniem, strzelano do niego tutaj czy gdzieś indziej?

– Dobre pytanie.

– Czyli Lauren tego nie zrobiła, prawda?

Sam znów wzruszył ramionami.

– Emma Spire – mruknęła Lucy. – Sammy, to byłoby okropne. Jednak jeżeli twoje odczucia się potwierdzą, będę wszystkim mówiła, że dziś rano nie wychodziłam z domu.

Adrienne zaniepokoiła się, gdy automatycznie zamykane drzwi jej garażu zaczęły z trzaskiem przesuwać się na prowadnicach. W garażu zapaliło się światło. Na serio jednak przestraszyła się dopiero wtedy, gdy przez huk silnika swojego traktorka usłyszała inny silnik i zobaczyła, że zapalają się reflektory samochodu Emmy.

Jej mały traktorek był zaprojektowany tak, by wiele wytrzymać, ale nie rozwijał zbyt dużej prędkości. Nie zdążyłaby dotrzeć do swojego garażu i zatrzymać Emmy. Wiedziała też, że w obecności tuzina policjantów przetrząsających okolicę nie może jej zawołać.

Policjant w mundurze, któremu kazano pilnować maniaczkę jeżdżącą na traktorze, zauważył samochód w garażu i skuloną sylwetkę za kierownicą.

– Kto to jest? – krzyknął do Adrienne.

– Opiekunka do dziecka – odkrzyknęła Adrienne. W pierwszej chwili przyszła jej do głowy tylko taka odpowiedź, ale zaraz odzyskała rezon i spytała: – A co pan tu robi? To mój dom i mój garaż. Ma pan nakaz przeszukania mojej posiadłości? Bo jeżeli nie… – nie dokończyła.

Bezradnie patrzyła, jak tylne światła samochodu Emmy znikają w oddali. Zaparkowała traktor przed domem sąsiadów, zgasiła silnik i poszła poszukać Alana albo tego wysokiego prawnika, żeby im powiedzieć, że Emma odjechała. Wiedziała, że nie będę zadowoleni. Czuła się jak wartowniczka, która zawiodła swój oddział.

Najpierw natknęła się na Cozy’ego. Szepnęła:

– Nasza przyjaciółka odjechała. Gdzie jest Alan?

Alan nie wiedział, co się z nim dzieje.

Adrienne ubrana od stóp do głów w różowy kombinezon potrząsała nim i wołała, żeby się obudził. Mężczyzna co najmniej na trzy metry wysoki stał za nim i też go do tego namawiał.

Niestety włókna nerwowe Alana zamarzły. Pomógłby dłuższy sen, ale spał za krótko. Przez chwilę zastanawiał się, czy doznał wstrząsu mózgu i nie pamięta o tym.

– Co? Co takiego?

Adrienne pochyliła się nad nim i szepnęła:

– Odjechała. Sknociłam sprawę. Przepraszam.

– Kto odjechał? – Alan wciąż jeszcze nie był w stanie przyjąć do wiadomości, że to naprawdę Adrienne. Próbował też rozpoznać wysokiego mężczyznę.

Adrienne wskazała głową w kierunku swojego domu.

– Przecież wiesz.

– Emily uciekła? – Alan poczuł skurcz w sercu. O Boże, nie chce stracić następnego psa. Powoli do jego żył zaczęła przenikać adrenalina.

– Nie, ta druga – powiedziała Adrienne. – Pamiętasz, u mnie w domu, na kanapie? Ma kłopoty.

Emma.

Boże. Wszystko wróciło na swoje miejsce, obrazy przesuwały się jak w fotoplastikonie. Lauren aresztowano i jest w szpitalu. Ten wysoki facet to jej adwokat. Są tu policjanci – w moim domu – i przeprowadzają rewizję. Szukają Bóg wie czego. Dysk optyczny nadal się nie znalazł.

A teraz jeszcze Emma gdzieś sobie pojechała.

– Jak? Kiedy?

– Po prostu odjechała swoim samochodem. Siedziałam na traktorze i pilnowałam, żeby policja trzymała się z daleka od mojego domu. Nie sądziłam, że ucieknie. Sknociłam sprawę. Przepraszam.

– Ren, niczego nie sknociłaś – powiedział Alan, wzdychając. – To ja nawaliłem. Ile razy w ciągu jednego dnia mogę źle kogoś osądzić?

Adrienne przeprosiła jeszcze kilka razy, w końcu poszła do siebie zajrzeć do synka. Cozy odprowadzał ostatniego policjanta do drzwi.

Alan chciał być sam. Chciał też zadzwonić do Sama Purdy’ego i umówić się z nim na wczesne śniadanie w Village Coffee Shop. To byłaby wielka pociecha – razem wypiliby kawę, zamówiłby lekkostrawny dżem owocowy i ciemne pieczywo i patrzyłby, jak Sam zajada się kiełbaskami i stertą naleśników polanych masłem. Chciał wszystko Samowi opowiedzieć i poprosić go o radę. Potrzebował przyjaciela.

Ale zamiast przyjaciela miał przy sobie Cozy’ego Maitlina.

Cozy żegnał się właśnie ze Scottem Malloyem. Radził mu, żeby detektyw poszedł do domu i trochę się przespał. Policyjne samochody odjeżdżały jeden za drugim.

– Co za ulga – stwierdził Cozy, gdy zostali sami. – Nie znaleźli w sypialni zakrwawionych skarpetek.

– Cozy, muszę poszukać Emmy – oświadczył Alan. – Obawiam się, że grozi jej poważne niebezpieczeństwo.

– Obawiasz się tego jako psycholog czy jako prawnik-amator?