Выбрать главу

– Czy jeden z panów to detektyw Malloy? – spytała.

– Tak, to ja.

– Telefon do pana. Ktoś jest bardzo niezadowolony, że zignorował pan pager. Czy mam go przełączyć tutaj? – Pielęgniarka mówiła znudzonym głosem. Jej dyżur już się kończył i była zbyt zmęczona, by biegać z takimi informacjami.

– Nie. Pójdę do aparatu. A wy się nigdzie stąd nie ruszajcie – rozkazał Casey i Lauren.

Sam Purdy stanął przy łóżku, po przeciwnej stronie niż Casey.

– Lauren, jak się czujesz?

Lauren pokiwała głową, wzruszyła ramionami, zamrugała, żeby powstrzymać łzy.

– Choroba jest już wystarczającym złem – szepnęła. – Ale areszt jest jeszcze gorszy. Wierz mi, miewałam lepsze noce.

Sam nie widział powodu, by dłużej utrzymywać Lauren w tym stanie. Zdenerwowanie spowodowane wyjściem Scotta niczemu nie posłuży.

– Słuchaj – powiedział. – To Scott powinien cię o tym powiadomić, nie ja, ale ten koszmar zaraz się dla ciebie skończy. Przyszliśmy ci powiedzieć, że jesteś wolna.

– Naprawdę?

– Tak. Teraz musisz się zatroszczyć już tylko o swoje zdrowie.

Lauren rozpłakała się.

Casey objęła ją otarła jej łzy, a potem chwyciła telefon i wybrała numer Alana i Cozy’ego. Nikt jednak nie odpowiadał.

Skończywszy rozmowę telefoniczną w dyżurce pielęgniarek, Scott Malloy wrócił do pokoju Lauren. Casey pomyślała, że jest zdenerwowany. Przypisała to jego zmęczeniu.

– Powiedziałeś jej? – Scott zerknął na Lauren, a potem na Sama.

– Tylko tyle, że nie jest już aresztowana. Nic więcej. Resztę ty jej opowiedz.

Nagle z ulicy dobiegł ich jęk syren. Malloy spojrzał przez okno. Podjął decyzję.

– Pani Sparrow, czy mogłaby pani pomóc swojej klientce przesiąść się na wózek inwalidzki? Na dole jest ktoś, kto bardzo by chciał z nią porozmawiać.

– O Boże! – krzyknęła Lauren. – Alan? Co mu się stało?

– Twój mąż jest cały i zdrowy – uspokoił ją Scott. – Widziałem go niedawno u was w domu.

Lauren zakryła usta ręką.

– Emma – szepnęła przerażona.

Chciała spytać, czy Emma jest ranna, czy nie usiłowała się zabić, ale nie mogła tego zrobić. Wciąż nie wiedziała, czy nie zaszkodziłaby jej, wyjawiając, że jest zamieszana w tę sprawę.

Casey wyprowadziła fotel z Lauren na korytarz. Wydawało im się, że jazda windą trwa wieczność. Gdy znalazły się na parterze, jęk był nie do zniesienia. Po chwili jedna po drugiej ucichły.

Ręka Sama na jej ramieniu działała na Lauren kojąco.

Scott liczył przybywające karteki, w miarę jak milkły syreny. Trzy. I trzy radiowozy.

Personel izby przyjęć został powiadomiony wcześniej o napływie pacjentów i teraz lekarze i pielęgniarki tłoczyli się przy drzwiach. Otoczyli pierwszy wózek i zabrali go do najbliższej sali. Przez głośnik wywołano potrzebnych specjalistów. Stłumione głosy niosły się po korytarzu.

– Wie pan, kto to był? – spytała Casey Sama. – Czy ktoś go widział?

– Nie – odparł Sam.

– Boże! – jęknęła Lauren. – Czy ktoś mógłby mi powiedzieć, co tam widać? To takie denerwujące, że nic nie mogę zobaczyć.

Scott Malloy milczał.

Pacjenta z drugiej karetki otaczali czterej mundurowi policjanci: dwaj szli przodem, dwaj z tyłu.

Sam Purdy spojrzał na Scotta. Zobaczył w jego oczach żądzę krwi.

– Boże – szepnął.

Casey Sparrow pochyliła się nad Lauren.

– Emma właśnie weszła – powiedziała cicho. – Zdaje się, że jest ranna w rękę. Lauren odchyliła głowę do tyłu, rozpaczliwie usiłując coś zobaczyć.

– Emma! – zawołała. Zwróciła się do Casey: – Tylko ręka? Poza tym… jest…

– Prowadzają policjanci. Ale idzie o własnych siłach.

Chronią ją, pomyślała Lauren. Dzięki Bogu. Widocznie Alanowi udało się załatwić dla niej trzydobową opiekę psychiatryczną. Boże, dziękuję, że nic sobie nie zrobiła.

Emma usłyszała wołanie Lauren. Spojrzała w jej stronę i zobaczyła całą trójkę przy stanowisku pielęgniarek.

Bez słowa ruszyła w stronę przyjaciółki. Jeden z policjantów pomyślał, że chce uciec, i brutalnie chwycił ją za zranioną rękę.

Emma krzyknęła z bólu. Zachwiała się, ale powiedziała wyraźnie:

– Chcę porozmawiać z Lauren Crowder, siedzi tam, na wózku inwalidzkim.

– Jestem detektyw Malloy – zawołał Scott. – Wszystko w porządku. Zostańcie tam. My do was podejdziemy.

Casey podprowadziła fotel Lauren do Emmy. Do grupki podeszła pielęgniarka z drugim fotelem i posadziła na nim Emmę, która usiadła tak, by chronić zranioną rękę.

– Lauren, tak mi przykro, że zostałaś w to wplątana – powiedziała.

– Emma! Wszystko w porządku?

– Tak. Myślę, że to już koniec. Nie musiałam…

Casey obserwowała twarze policjantów. Nie podobało jej się to, co na nich zobaczyła. Spojrzała na Scotta Malloya.

– Detektywie, czy pani Spire jest podejrzana o jakieś przestępstwo?

– Tak – odparł Scott. – Miała miejsce następna strzelanina. Pani Spire jest w to zamieszana.

Casey podeszła do Emmy i pochyliła się nad nią.

– Jestem prawniczką – powiedziała uprzejmie, ale rozkazującym tonem. – Proszę mnie posłuchać. Niech pani nic więcej nie mówi. Ani jednego cholernego słowa.

Ton Casey przypomniał Emmie jedno z najbardziej zjadliwych upomnień, jakich udzieliła jej matka.

– Scott, pod jakim zarzutem ją zatrzymaliście? – spytała Lauren.

– Sama ją spytaj. No, proszę. Spytaj ją o jej przyjaciela.

– OEthana?

– Dlaczego mnie nie dziwi, że o nim wiesz? – zakpił Scott.

Lauren podniosła wzrok w stronę, z której dochodził głos Scotta. Chwilę się zastanawiała, czy mu odpowiedzieć. W końcu jednak nic nie powiedziała i z powrotem zwróciła się do Emmy:

– Emma, patrzysz na mnie?

– Tak – wyjąkała Emma.

– Ufasz mi?

– Tak.

– Na pewno?

– Tak.

– Chciałabym ci przedstawić moją serdeczną przyjaciółkę Casey Sparrow. Będzie twoją adwokatką. Rób wszystko, co ci każe. Dobrze?

– Tak.

Casey natychmiast zaczęła wypełniać swoje obowiązki. Nie zmarnowała ani chwili.

– Panowie, czy moja klientka jest zatrzymana? – spytała mundurowych policjantów. – Zapoznaliście ją z „Mirandą”?

Scott Malloy pokiwał głową i wbrew woli się uśmiechnął.

– Sam, znowu to samo – powiedział.

Sam wskazał szklane drzwi prowadzące na podjazd. Stała tam furgonetka telewizji z Denver, a ludzie już rozstawiali sprzęt.

– No popatrz – roześmiał się. – A mówiono, że po sprawie O.J. Simpsona nic ciekawego już się nie zdarzy.

J.P. Morgan wjechał na następnym wózku. Lewą łydkę miał obandażowaną, krwawienie tamowała opaska. Jego też pilnowali policjanci. Podciągnął się do pozycji siedzącej i próbował zrozumieć to, co widzi. Emma siedziała na wózku inwalidzkim, otaczał ją prawie cały oddział policji. Ethana nigdzie nie było.

Zmusił się, by zachować spokój, i spytał najbliższą pielęgniarkę, gdzie jest Ethan Han.

– To pana krewny?

– Nie. Jestem jego przyjacielem i wspólnikiem.

– Wobec tego przykro mi, ale nie mogę panu udzielić informacji o jego stanie zdrowia.

– Dobrze. Niech mi pani tylko powie, gdzie go zabrano.

Popatrzyła na policjantów towarzyszących J.P., a potem na policjantów wokół Emmy.

– Przykro mi – powtórzyła, potrząsając głową.

– Emmo! – zawołał Morgan. – Emmo, gdzie jest Ethan? Czy wszystko z nim w porządku?

– Nie odpowiadaj – rozkazała Casey i zwróciła się do J.P. – Kim pan jest?