Выбрать главу

– Jak?

– Tamtej nocy… no wiesz, gdy dokonano nagrania – tłumaczył Alan – mój przyjaciel Raoul wziął cały napęd z laboratorium Ethana. Skasował zapis. Nie ma kopii. Powiedziałem policji, że na dysku były nagrane osobiste informacje. Coś w tym rodzaju. Nie muszą wiedzieć, co tam było naprawdę. Wystarczy, jeśli będę wiedzieć, że to cię mogło bardzo upokorzyć. Prasa będzie się tym przez chwilę interesować, ale w końcu dadzą spokój. A ty sobie poradzisz. Musisz tylko pamiętać, że nagranie już nie istnieje.

– I nie ma kopii?

– Nie.

– Jesteś pewien?

– Absolutnie.

– Więc nie będę się niczym przejmowała. Teraz mogę tu zostać. – Pociągnęła za więzienną bluzę. – Dzięki temu nie będę musiała się opędzać od pismaków. Ale strasznie mi przykro, że wy tak ucierpieliście. Alan, bardzo przepraszam.

Emma wstała, na jej twarz powróciły kolory. Z wahaniem ruszyła w stronę Alana, odwróciła się i znów spojrzała na niego.

– Dziś rano, w holu u Ethana, gdy wytrąciłeś mi pistolet z ręki, myślałeś, że do kogo chcę strzelać?

Alan spojrzał na Casey, potem znów na Emmę.

– Mówiłem policji, że pomyślałem, że chcesz chronić policjanta na schodach.

– Nie, nie. Jestem ci wdzięczna, ale nie interesuje mnie, co im powiedziałeś. Powiedz, co pomyślałeś, gdy się na mnie rzuciłeś.

– Nie byłem pewien. To działo się zbyt szybko. Zobaczyłem pistolet i się przestraszyłem. Mogłaś chcieć się zabić. Mogłaś nawet chcieć zabić Ethana, w takim byłaś stanie.

Emma zdrową ręką odsunęła włosy z twarzy.

– Chcesz wiedzieć, o czym wtedy myślałam? Myślałam o Nelsonie Newellu i jego spaczonym poczuciu sprawiedliwości, gdy strzelał do mojego ojca. On był taki pewny, że postępuje słusznie. Chyba uważałam, że mam prawo zabić Ethana i Morgana za to, że bawili się moim życiem. Stali tam, odbijając mój los między sobą jak cholerną piłeczkę tenisową. Pistolet dał mi władzę, to prawda. – Emma straciła panowanie nad sobą, w jej oczach pojawiły się łzy. – Ale gdy J.P. wymierzył w policjanta – mówiła drżącym głosem – wszystko się zmieniło. Jedyne, czego chciałam, to uratować go. Tylko tyle. Po prostu chciałam położyć kres zabijaniu.

– I uratowałaś go, skarbie – powiedziała Lauren. – Uratowałaś tego policjanta.

W więziennej sali sądowej nie ma ławy dla przysięgłych. Emma kierowała swoje słowa w stronę stołu sędziowskiego, w stronę Cozy’ego.

– Nie. Nie rozumiesz. Chciałam uratować ojca. – Jej głos zabrzmiał jak głos dziecka. – Wiesz, że… mogłam uratować tatusia, ale nie zdążyłam? Próbowałam. Naprawdę. Ale nie mogłam. Wszyscy mówią, że tamtego dnia zachowałam się wyjątkowo, a przecież nic nie zrobiłam. Nic. Mój tatuś umarł. Umarł w moich ramionach. – Zacisnęła powieki, żeby nie patrzeć na jakiś obraz. – Dziś rano udało mi się kogoś uratować. To dobrze. Żałuję, że Ethan musiał umrzeć, ale nie czuję się tak, jakbym go zabiła. Może jutro tak się poczuję. Wiem jednak, co czułam w sercu, kiedy naciskałam spust. Czy nie to właśnie się liczy? To, co czujesz w sercu? – Emma mówiła urywanym głosem przez łzy. – To, co masz w sercu? Tylko to się liczy, prawda? Prawda?

Lauren wstała i kierując się odgłosami płaczu, dotarła do Emmy. Przytuliła ją i kołysała dotąd, aż wspomnienia zbladły.

Ściany sali sądowej były szklane. Casey i Cozy stali w takim miejscu, że zauważyli Sama Purdy’ego i Scotta Malloya wchodzących na korytarz obok. Cozy uderzył młotkiem sędziowskim w stół.

– Uwaga, mamy gości – oznajmił, a dla Lauren sprecyzował: – Sam Purdy i Scott Malloy.

Scott otworzył drzwi i wszedł przed Samem.

– Przepraszam za najście – zawołał. – Nie zabawimy długo.

– Czy to nie mogło poczekać? – spytał Cozy.

– Nie.

Malloy podszedł do Emmy i pokazał jej dwa zdjęcia, które wyciągnął z szarej koperty.

– Rozpoznaje pani któregoś z tych mężczyzn?

Emma szepnęła coś do Casey, a ona pozwoliła jej odpowiedzieć.

– Tak. To ci dwaj chłopcy, którzy w zeszłym tygodniu chcieli mnie porwać z garażu na rogu Jedenastej i Spruce.

– Tak myślałem. Punki. Na pewno ucieszy panią wiadomość, że ich zatrzymaliśmy. Spróbowali raz jeszcze, dwa dni temu w garażu na Walnut.

– Czy komuś stała się krzywda? – spytała Lauren bez tchu.

– Nie – odparł Purdy. – Zostawili kobietę kilka domów dalej. Chcieli tylko pieniędzy i samochodu.

Cozy popatrzył na detektywów, którzy wcale nie zbierali się do wyjścia.

– Po co tu naprawdę przyszliście? Z tą sprawą mogliście poczekać do jutra. Nie fatygowalibyście się dla takiego drobiazgu.

– To prawda, nie fatygowalibyśmy się dla takiego drobiazgu. – Scott Malloy włożył ręce do kieszeni i podszedł bliżej stołu sędziowskiego. – Analiza balistyczna potwierdziła wersję pani Spire. Pani Spire nie celowała do Ethana Hana. Jej kula chybiła Morgana o centymetr.

– I? – spytała Casey.

– I… kula, którą chirurg wyjął z płuca Ethana Hana, pochodziła z policyjnego pistoletu. Nie z pistoletu pani Spire. Oszczędzę wam szczegółów i powiem tylko, że pani Spire jest wolna.

– Nie zabiłam go?

– Nie, pani go nie zabiła.

– I mogę iść do domu?

– Wszyscy możecie iść do domu – burknął Scott Malloy. – I powiem wam jedno: nawet nie macie pojęcia, jak się cieszę, że wyniesiecie się stąd do diabła, a ja nie będę musiał mieć z wami więcej do czynienia.

Podziękowania

Gdy potrzebowałem pomocy prawnej, mogłem liczyć na czworo ochotników: Paul McCormick, Peggy Jessel, Donald Wilson i Harry MacLean chętnie dzielili się ze mną swoim doświadczeniem i mądrością.

O pracy organów ścigania i sprawiedliwości opowiadali mi profesjonaliści z wielu okręgów. Szczególnie wdzięczny jestem: sierżantowi Tomowi Groffowi z Biura Szeryfa Okręgu Boulder, detektywom Carey Weinheimer, Melissie Hickman i Virginii Lucy z Departamentu Policji Boulder oraz detektywom Stephenowi Adamsowi i Johnowi Grahamowi z Departamentu Policji Arvada.

Stephenowi Millerowi zawdzięczam nieocenioną pomoc w sprawach dotyczących technologii i środowiska przedsiębiorców, a doktor Terry Lapid i doktor Stan Galansky nigdy nie odmówili odpowiedzi na moje pytania w sprawach związanych z medycyną.

Pierwsi czytelnicy rękopisu wyłapali luki i nieścisłości, których nie zauważyłem. Chcę tu wymienić osoby, którym jestem wyjątkowo wdzięczny: Lee Miller, Kay McCormick, Mark Graham, Vicki Emery, Elyse Morgan, Ann Nemeth, Greg Moody i Ellen Greenhouse; wszyscy oni na ochotnika podjęli się tego trudnego obowiązku. Specjalne podziękowania należą się Patricii i Jeffreyowi Limerickom i Ann Crammond, a także prawdziwemu doktorowi Larry’emu Arbuthnotowi za to, że tak chętnie włączyli się do gry.

Czuję się zaszczycony tym, że moim wydawcą i przyjacielem jest Al Silverman. Nie tylko jest prawdziwym profesjonalistą, jest też niezwykle uroczym i lojalnym człowiekiem. Im dłużej ze sobą pracujemy, tym bardziej imponuje mi jego mądrość. Natomiast Elaine Koster, Michaela Hamilton, Joe Pittman i Dutton Signet obdarowali mnie niecodziennym prezentem: rzucili mi linę i wierzyli, że będę umiał dobrze ją wykorzystać.

Lynn Nesbit, Erie Simonoff, a także ludzie, którzy pracowali z nimi w firmie Janklow Nesbit, dodawali mi sił. Jestem im ogromnie wdzięczny.

To zaś, że oddycham twórczą atmosferą, zawdzięczam miłości, jaką okazywała mi moja rodzina. Dziękuję Rosę i Alexandrowi, mojej matce, Sarze White Kellas, i wszystkim Walshom od Kerry po Nową Anglię i aż do Lewego Wybrzeża.