Alan wyczuł podniecenie w głosie Casey. Ciekawe, czy to z powodu nowej sprawy. Lauren powiedziała mu kiedyś, że nic nie podnieca prokuratora tak jak sprawa o morderstwo, w której może zostać orzeczona kara śmierci. Pewnie odnosi się to również do obrońcy.
– Casey, chcesz z nim rozmawiać?
– Nie. Wyrwałam sobie już dosyć włosów. Do szybkiego zobaczenia, Alan.
– No i? – spytał Cozy.
– Powiedziała, że mogę ci ufać.
– Ale dała też do zrozumienia, że jestem trudnym człowiekiem, prawda?
– Tak.
– Miała rację. Lubię myśleć, że to jeden z powodów, dzięki którym odnoszę sukcesy. – Zamilkł na chwilę. – A przynajmniej tak usprawiedliwiam swoje zachowanie – dodał.
Z przedniego siedzenia dobiegł głośny wybuch śmiechu Erin.
Erin Rand ściągnęła rękawiczki i objęła rękami kubek kawy, którą kupiła w barze, zanim pojechała ulicą Baseline na miejsce zdarzenia. Spojrzała na zegarek. Kwadrans po dziesiątej.
– Cozy, kiedy strzelano? – spytała.
– Casey uważa, że koło siódmej. Może troszkę wcześniej albo później.
– Śnieg już wszystko zasypał. Nie znajdą żadnych dowodów, póki to świństwo nie stopnieje, a wtedy połowa spłynie.
Erin podjechała do policyjnej taśmy odgradzającej miejsce zbrodni. Oboje z Cozym opuścili szyby i próbowali coś zobaczyć. Śnieg, gęsty jak rozgotowana owsianka, natychmiast zaczął wpadać do środka i szybko topniał na skórze, którą obite były siedzenia.
– Jakie prognozy? Jak długo ta śnieżyca będzie jeszcze trwała? – zapytała Erin po chwili milczenia.
– Wkrótce się skończy – odpowiedział Alan. – Słyszałem w radiu, że może nawet dziś w nocy albo jutro rano.
Cozy wyglądał na zewnątrz.
– Popatrzcie, postawili wiatę. Dobry pomysł, prawda, Erin? – zauważył.
Przenośna wiata o powierzchni jakichś dziesięciu metrów kwadratowych została ustawiona w miejscu, gdzie przedtem leżał ranny.
– Znakomity – przyznała Erin. – Nigdy jeszcze tego nie widziałam. Bardzo rozsądne. Ale spójrzcie, ile śniegu już się pod nią zebrało. Pewnie dopiero ją ustawili. Jeżeli nadal będzie tak padało, załamie się pod ciężarem śniegu.
– Musisz się jednak zgodzić, że to dobry pomysł. Ktoś tu potrafi myśleć. Może to dobry znak dla nas. A może nie. Czas pokaże – powiedział Cozy.
Alan w milczeniu słuchał ich pogawędki. Cozy zanurzał torebkę herbaty w kubku gorącej wody tak starannie, jakby od tego zależało zwolnienie Lauren z aresztu.
Znajdowali się na miejscu zbrodni, powyżej miasta, na zachód od Chautauaua. Ulica była zamknięta, stało tu co najmniej sześć radiowozów. Wszystko wokół przykrywał śnieg. Od czasu do czasu wiatr się uspokajał, przez chwilę było widać trochę więcej.
Erin założyła na swojego nikona teleskopowy obiektyw i zrobiła kilka zdjęć, chociaż Alan sądził, że nawet mimo długiego czasu naświetlenia zdjęcia prawdopodobnie nie wyjdą.
– Co teraz? – spytał. – Nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji. Kiedy będę mógł zobaczyć się z Lauren?
– Chcesz, żebym cię pocieszył i powiedział coś, co pomoże ci zachować nadzieję, czy wolisz usłyszeć prawdę? – Mówiąc to, Cozy nie patrzył na niego.
– Wolę prawdą.
– Casey dzwoniła kilka minut temu. Była w komisariacie. Mam nadzieją, że już rozmawia z Lauren. Policjanci powiadomili ją, że Lauren, zanim stała się taka sprytna, przyznała się, że strzelała ze swojego pistoletu…
– Lauren nie ma pistoletu – przerwał mu Alan.
– No, w każdym razie strzelała. Jednocześnie policja twierdzi, że ofiara została postrzelona z broni palnej. Nie będą skłonni traktować tego jako zbiegu okoliczności. Na dodatek mężczyzna jest ranny w plecy. Operują go. Do tej pory nie odzyskał przytomności. Tak więc, mając na uwadze fakt, że Lauren przyznała się, że strzelała z broni palnej, a człowiek znajdujący się w pobliżu odniósł ranę od kuli, policja miała pełne prawo zatrzymać Lauren. Chwileczkę, coś mi przyszło do głowy. Czy ona ma gdzieś w tej okolicy jakąś posiadłość?
– Nie.
– No jasne. To za bardzo ułatwiłoby obrońcy zadanie. Powiem ci, co będzie dalej. Ponieważ chodzi o napaść pierwszego stopnia albo o usiłowanie zabójstwa czy nawet gorzej, o morderstwo, co jest zagrożone karą śmierci, zatrzymają ją do drugiej po południu jutro, chyba że zdobędziemy niepodważalny dowód, że nie jest zamieszana w sprawę. Jeśli jednak nam się to nie uda, rozprawa wstępna odbędzie się… Czekaj, co mamy dziś? Piątek?… Jutro postawią ją przed sądem. Możemy się wściekać, zżymać i grozić, ale właściwie nie ma szansy, żeby pozwolono ci się z nią zobaczyć wcześniej. Bardzo mi przykro, ale tak to właśnie się odbywa.
– Czyli muszę czekać do jutra do drugiej?
– Trochę dłużej. Jutro jest sobota, a w soboty rozprawy z godziny drugiej przesunięte sana czwartą. Potem będziesz mógł się z nią zobaczyć.
– A co z kaucją?
Cozy przez chwilą rozważał w milczeniu tę kwestię.
– Jeżeli przyjmiemy, że nie jest to sprawa zagrożona karą śmierci, sąd pewnie zgodzi się na kaucję. Jeśli jednak ranny umrze, mamy pięćdziesiąt procent szans. Do tej sprawy wyznaczą specjalnego prokuratora. Żeby zyskać na czasie i chronić swój tyłek, prokurator pewnie zażąda, żeby śledztwo prowadził detektyw spoza okręgu. Będzie pewnie też chciał mieć opinię niezależnego psychiatry. No i zechce zaczekać, aż nastroje ostygną… Myślę, że Lauren zostanie w areszcie co najmniej do przyszłego piątku. O wcześniejszym terminie nie ma co marzyć. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę jej dobrą reputację, kto wie, może zwolnią ją od razu.
Lauren miałaby spędzić tydzień w więzieniu? Alan był przerażony.
– Nie możemy do tego dopuścić – powiedział stanowczo. – Jakie są szanse, żebyśmy wydostali ją wcześniej?
– Staram się być z tobą szczery – odpowiedział Cozy, wzruszając ramionami. – Żeby mogła wyjść z aresztu wcześniej niż za tydzień, ktoś musiałby nagiąć przepisy. Nie sądzę, żeby ktokolwiek się na to zdobył. Może też trafić na sędziego, który akurat będzie w dobrym humorze, ale nie liczyłbym na to. Jeżeli ranny umrze, należy się spodziewać co najmniej tygodnia.
Niech to szlag!
– Cozy, czy wiesz, kogo właściwie postrzelono?
– Dobre pytanie. Casey mówi, że policja jej nie powiedziała. Ale podejrzewa, że sami nie wiedzą.
– Spójrzcie – zawołała nagle Erin, pokazując coś za oknem. - Sprawdzają samochody.
Policjant w mundurze zgarniał miotełką śnieg z samochodu zaparkowanego jakieś trzydzieści metrów za wiatą. Erin zrobiła kilka zdjęć o długim czasie naświetlenia.
– Erin, sfotografuj jego numer rejestracyjny – poprosił Cozy.
– Dziękuję za radę. Twoim zdaniem tylko tracę czas, siedząc tutaj, prawda? Lepiej zajmij się swoją pracą, porozmawiaj z klientem. Ja będę robiła to, co do mnie należy.
Cozy tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. Alan pomyślał, że Cozy jest zachwycony jej repliką.
Policjant skończył omiatać samochód, nowy model saaba, podszedł parę kroków w kierunku BMW Cozy’ego i zabrał się za następny wóz. Sportowy.
– Ciekawe. Ten ma rejestrację spoza stanu – zauważyła Erin.
– Alan, widzisz gdzieś w pobliżu samochód Lauren? – spytał Cozy.
– Nie.
Cozy zauważył, że Alan nawet się nie rozejrzał, ale nie wiedział, że pełna odpowiedź brzmiałaby tak: „Nie, ale myślę, że gdybyś poszedł podjazdem na szczyt wzgórza i zajrzał pod tamte trzy sosny, znalazłbyś go bez trudu. To jest dom Emmy Spire”.