Och, nie powinnam teraz myśleć o smutnych rzeczach. Powinnam się skoncentrować na pozytywach, przygotować się na swoje pierwsze publiczne przewodzenie uroczystościom i tworzenie własnego kręgu. Damien powrócił do głównej Sali z tacą, na której chybotały się cztery świece symbolizujące cztery żywioły: żółta – powietrze, czerwona – ogień, niebieska – wodę i zielona – ziemię. Fioletowa świeca oznaczająca ducha stała już na stole Nyks. Uśmiechnęłam się na widok swoich przyjaciół szykownie ubranych na czarno, ze srebrnymi naszyjnikami, które oznaczały przynależność organizacyjną. Stevie Rae zajęła już swoje miejsce na najdalej wysuniętym na północ miejscu kręgu, gdzie powinna znajdować się ziemia. Damien podał jej zieloną świecę. Akurat na nich patrzyłam, więc byłam świadkiem tego, co się stało. Gdy Stevie Rae dotknęła świecy, otworzyła szeroko oczy i wydała dziwny okrzyk, który wyrażał przerażenie pomieszane z bezgranicznym zdumieniem. Damien cofnął się tak gwałtownie, że świece niechybnie by pospadały z tacy, gdyby ich w porę nie złapał.
– Czułeś? – zapytała Stevie Rae nieswoim głosem, przytłumionym, ale jednak dobrze słyszalnym.
Damien, dygocząc, skinął głową i odpowiedział:
– Tak, i poczułem też zapach.
Obydwoje odwrócili się w moją stronę.
– Zoey, czy możesz przyjść tu do nas na chwilkę? – zapytał Damien. Jego głos brzmiał już normalnie i gdybym nie widziała tego całego zdarzenia, mogłabym pomyśleć, że nic szczególnego się nie dzieje i że najwyżej potrzebują mojej pomocy przy świecach.
Ponieważ jednak widziałam, nie zawołałam do nich przez całą długość Sali, czego chcą. Podbiegłam szybko i zapytałam przyciszonym głosem:
– Co się dzieje?
– Powiedz jej – zwrócił się Damien do Stevie Rae.
Nadal pobladła i z rozszerzonymi źrenicami Stevie Rae odpowiedziała pytaniem:
– Nie czujesz tego zapachu?
Zmarszczyłam czoło.
– Jakiego zapachu? – I wtedy poczułam zapach świeżo skoszonej trawy, lonicery i czegoś jeszcze, co mi się kojarzyło z dopiero co przeoraną ziemią na lawendowym poletku Babci. – Czuję – odpowiedziałam spłoszona. – Ale ja przecież nie przywoływałam jeszcze ziemi do kręgu. – Moja zdolność kontaktowania się z żywiołami, moc nadana mi przez Nyks, polegała na ich materializowaniu się, nawet po upływie miesiąca nie wiedziałam, jakie uprawnienia daje mi ta moc, jedno natomiast wiedziałam na pewno: za każdym razem gdy przywoływałam kolejny żywioł, fizycznie manifestował swoją obecność. Tak więc kiedy przywoływałam powietrze, czułam podmuchy wiatru wokół siebie. Ogień sprawiał, że twarz mi pałała, oblewała mnie gorąco i zaczynałam się pocić (to fakt!). Woda manifestowała swoją obecność chłodną nadmorską bryzą. Kiedy zaś przywoływałam ziemię, czułam ziemskie zapachy, a pod stopami miękkość trawy (nawet jeśli miałam na sobie buty).
Ale jak powiedziałam, jeszcze nie zaczęłam przywoływać żadnego z żywiołu, a jednak nie tylko ja, bo też Stevie Rae i /Damien czuli wyraźnie zapachy ziemi.
Wtedy Damien ze świstem wciągnął powietrze, szeroki uśmiech rozjaśnił mu twarz.
– Stevie Rae ma zdolność odczuwania żywiołu ziemi!
– Co? – zapytałam inteligentnie.
– W żadnym razie – zarzekła się Stevie Rae.
– Spróbuj tak zrobić – mówił rozgorączkowany Damien. – Stevie Rae, zamknij oczy i skup się przez chwilę, myśląc wyłącznie o ziemi. – Spojrzał teraz na mnie. – A ty nie myśl o tym.
– Dobra – zgodziłam się szybko. Udzieliło mi się jego podekscytowanie. Byłoby wspaniale, gdyby i Stevie Rae miała dar współgrania z żywiołem ziemi. Zdolność bliskiego odbierania żywiołów była wielkim darem Nyks, byłabym szczęśliwa, gdyby maja najlepsza przyjaciółka została w ten sposób wyróżniona przez naszą boginię.
– Okay – zgodziła się Stevie Rae. Wstrzymała oddech i zamknęła oczy.
– Co się dzieje? – zapytała Erin.
– Dlaczego ona ma zamknięte oczy? – chciała wiedzieć Shaunee. I zaraz pociągnęła nosem. – Dlaczego tu pachnie sianem? Stevie Rae, jeżeli wypróbowujesz na nas jakieś wieśniackie perfumy, to przysięgam, że cię rąbnę.
– Ćś! – Damien położył palce na ustach, by ją uciszyć. – Wydaje nam się, że u Stevie Rae rozwinęła się zdolność kontaktowania z żywiołem ziemi.
Shaunee przetarła oczy.
– Nie mów.
– Coś ty! – zdziwiła się Erin.
– Jak mam się skoncentrować, kiedy bez przerwy gadacie? – zdenerwowała się Stevie Rae i zgromiła wzrokiem Bliźniaczki.
– Przepraszam – mruknęły obie.
– Spróbuj jeszcze raz – poradziłam jej.
Kiwnęła głową na znak zgody. Znów zamknęła oczy i zmarszczyła czoła dla lepszej koncentracji, myśląc intensywnie o ziemi. Ja starałam się wyłączyć myślenie na ten temat, co wcale nie było łatwe, gdyż w jednej chwili powietrze zaczęło pachnieć świeżo skoszoną trawą i kwiatami, a ptaki ćwierkać oszalałe…
– O matko!… Stevie Rae kontaktuje z żywiołem ziemi! – wybuchnęłam.
Stevie Rae gwałtownie otworzyła oczy i przytknęła obie dłonie do ust, zaszokowana i zachwycona.
– Stevie Rae, to niesamowite! – orzekł Damien, a po chwili wszyscy rzuciliśmy się do niej z gratulacjami. Stevie Rae chichotała, ocierając łzy szczęścia.
Wtedy rozpoznałam wyraźnie przeczucie. Tym razem było to przeczucie czegoś dobrego.
– Damien, Erin, Shaunee, zajmijcie teraz swoje miejsca w kręgu.
Popatrzyli na mnie pytająco, ale poznali po moim tonie, że mają natychmiast wykonać, co im poleciłam. Oficjalnie nie byłam ich przełożoną, ale moi przyjaciele odnosili się z respektem do tego, że przygotowuję się do objęcia pewnego dnia pozycji starszej kapłanki. Bez szemrania więc poszli zająć wyznaczone im miejsca w kręgu, które określiłam jeszcze przed kilkoma tygodniami, kiedy tylko w piątkę tworzyliśmy krąg na próbę, bo chciałam się przekonać, czy rzeczywiście otrzymałam od bogini dar kontaktowania się z żywiołami, czy też był to wynik mojej bujnej wyobraźni.
Kiedy zajęli już swoje miejsca, rozejrzałam się po sali. Ewidentnie potrzebna mi była pomoc z zewnątrz. Wtedy zobaczyłam Erika, jak wchodzi do Sali rekreacyjnej wraz z Jackiem. Uśmiechnęłam się do nich i przywołałam do nas wymownym gestem.
– Co się stało, Z? – zapytał Erik. – Wyglądasz, jakbyś za chwilę miała pęknąć z wrażenia. – Nachylił się do mnie i przyciszonym głosem, przeznaczonym tylko dla moich uszu, dodał: – Świetnie wyglądasz w tej sukni, tak jak myślałem.
– Dziękuję! Bardzo mi się podoba! – Obróciłam się wokół zalotnie, tak by suknia zawirowała, szczęśliwa również z powodu czegoś, co za chwilę miało się wydarzyć, tego byłam pewna. – Jack, czy mógłbyś podejść do Damiena, wziąć od niego tacą ze świecami i przynieść je tu, na środek kręgu?
– Aha – odpowiedział ochoczo Jack i pogalopował zrobić to, o co go poprosiłam. Może nie dosłownie pogalopował, ale ruszał się bardzo energicznie.
– Co się dzieje? – zapytał Erik.
– Zobaczysz – odpowiedziałam z tajemniczym uśmiechem, podekscytowana do granic możliwości.
Kiedy Jack wrócił ze świecami, odłożyłam tacę na stół Nyks. Skupiłam się, by posłyszeć co podpowiada mi instynkt, i po chwili już wiedziałam, że ogień będzie najbardziej odpowiednim żywiołem. Sięgnęłam po czerwoną świecę i podałam ją Erikowi.
– Okay, podaj ją Shaunee.
Erik zmarszczył czoło.
– Podaj ją Shaunee? Tylko tyle?
– Tak. Daj jej tę świecę i patrz, co się stanie.
– Co się ma stać?
– Na razie nie powiem.
Wzruszył ramionami z miną, która mówiła, że choć uważa iż wyglądam seksownie w tej sukni, to również uważa, że mogłam postradać zmysły. Niemniej spełnił moje życzenie: podszedł do najbardziej wysuniętej na południe części kręgu, czyli do miejsca, skąd przyzywałam żywioł ognia. Tam się zatrzymał. Shaunee spojrzała znad jego ramienia na mnie.