– Ale potrzebne jest mi twoje pozwolenie – ciągnął Loren – Nie chciałbym ci przeszkadzać w odprawianiu rytuału.
– Ależ nie! – zaprzeczyłam. I zaraz sobie uświadomiłam, że mógłby opacznie zrozumieć moja początkowe milczenie, a potem wykrzyknik: „O, nie!”. Wzięłam się w garść i szybko wyjaśniłam: – Chcę przez to powiedzieć, ze nie, nie będziesz mi przeszkadzał, i tak, przyjmuję twoją ofertę. Wdzięcznością – dodałam na koniec, myśląc jednocześnie, jak to się dzieje, że przy nim zawsze czuję się dorosła i seksowna.
Uśmiechnął się do mnie, a ja rozpłynęłam się w zachwycie.
– Doskonale. Daj mi znać, kiedy mam rozpocząć twój występ. – Rzucił okiem na Jacka, który cały czas się na nas gapił. – Nie będziesz miała nic przeciwko temu, bym zamienił kilka słów z twoim asystentem na temat drobnej zmiany scenariusza?
– Nie – odrzekłam, czując się oderwana od rzeczywistości.
Loren przechodząc obok, otarł się o mnie, co odebrałam jako objaw zbliżenia. Czyżby to było tylko złudzenie, że on się do mnie zaleca? Popatrzyłam na adeptów tworzących krąg, wszyscy się we mnie wpatrywali. Z pewnymi oporami poszukałam wzrokiem Erika, który stał obok Stevie Rae. Uśmiechnął się i puścił do mnie oczko. Porządku, zatem Erik nie dostrzegł niczego niewłaściwego w zachowaniu Lorena wobec mnie. Spojrzałam z kolei na Erin i Shaunee. Gapiły się na niego głodnym wzrokiem. Musiały wyczuć, że na nie patrzę, bo z trudem oderwały oczy od jego tyłka. Znacząco poruszyły brwiami w moją stronę i wyszczerzyły się w uśmiechu. One także zachowywały się całkiem normalnie.
Widocznie tylko dla mnie zachowanie Lorena było nieco dziwne.
Weź się w garść, napomniałam sama siebie. Lepiej się skup…
– Zoey, ja jestem gotów, a ty? – zapytał Loren, stojąc już za moimi placami.
Wciągnęłam powietrze głęboko do płuc, by się uspokoić, i podniosłam głowę.
– Jestem gotowa.
Nasze oczy się spotkały.
– Pamiętaj, by zaufać swojemu instynktowi. Nyks przemawia do serc swoich kapłanek. – Po czym oddalił się w głąb Sali. – To jest noc radości! – zapowiedział. Jego głęboki głos nabrał tonów pełnych ekspresji, ale gdy mówił, brzmiało to również jak rozkaz. Miał taką samą jak Erik zdolność skupiania na sobie uwagi za pomocą wyłącznie głosu. Wszyscy natychmiast się uciszyli, wyczekując, co powie dalej. – Trzeba wam jednak wiedzieć, że radość tej nocy wynika nie tylko z hojnych darów, którymi Nyks zamanifestowała swoją łaskę. Dzisiejsza radość ma swoje źródło również w decyzji, która zapadła przed dwoma dniami, kiedy wasza nawa liderka zadecydowała o lepszej przyszłości, jaką widzi dla cór i Synów Ciemności.
Słysząc te słowa, lekko się zdziwiłam. Nie sądzę, by ktokolwiek pojął, o czym on mówi: że to ja, a nie Neferet, wystąpiłam z inicjatywą odnowienia Cór Ciemności, ale doceniła jego próbę ukazania tego we właściwym świetle.
– By uczcić Zoey Redbird i jej wizję przyszłego kształtu Cór i Synów Ciemności, mam zaszczyt otworzyć obchody święta Pełni Księżyca prowadzone przez nią pierwszy raz w charakterze waszej nowej przewodniczącej i przyszłej starszej kapłanki. Z tej okazji zaprezentuję klasyczny wiersz i narodzinach pierwszej radości, napisany przez mojego imiennika, Williama Blake’a. – Loren spojrzał na mnie i bezgłośnie wyszeptał: „Teraz ty!”, po czym skinął na Jacka, który natychmiast rzucił się do aparatury nagłaśniającej.
Salę wypełniły czerwone dźwięki orkiestrowej wersji „Aldebaran” Enki. Zrzuciłam z siebie ostatki tremy i zaczęłam z wolna przechadzać się na zewnątrz kręgu, tak jak robiły to Neferet i Afrodyta podczas prowadzonych przez siebie uroczystości. Tak jak one starałam się poruszać w takt muzyki, wykonując od czasu do czasu taneczne pas. Bałam się tej części rytuału, bo choć nie jestem niezdarą, nie nadawałabym się jednak na główną cheerleaderkę. Na szczęście okazało się to łatwiejsze, niż sobie wyobrażałam. Wybrałam właśnie tę muzykę ze względu na jej pięknie zaakcentowany rytm oraz dlatego, że – jak się dowiedziałam z Google’a – był to utwór na topie, poza tym piosenka sławiąca nocne niebo wydawała mi się bardzo odpowiednia na nasze święto. Dokonałam trafnego wyboru, ponieważ miałam wrażenie, że muzyka mnie unosi, wdzięcznie poruszałam się po Sali, zapomniawszy o początkowej tremie i skrępowaniu. Kiedy Loren zaczął deklamować poemat, on także trzymał się tej samej kadencji muzycznej, w rytm której się kołysałam, dzięki czemu czułam, że razem tworzymy magiczny spektakl.
Bezimienna
Mam zaledwie dwa dni.
Jak cię nazwać?
Jestem szczęśliwa,
Radość to moje imię,
Radość niech cię ogarnie!
Zachwyciły mnie słowa wiersza. Kiedy zmierzałam w stronę środka kręgu, czułam, że dosłownie uosabiałam to uczucie.
Śliczna radości,
Choć tylko dwudniowa
Uśmiech niech w tobie zagości…
Posłuszna słowom wiersza uśmiechnęłam się, zachwycona atmosferą magii i tajemnicy, które zdawały się przepełniać całą salę wraz z muzyką i głosem Lorena.
Wyśpiewuję tę chwilę,
Niech cię ogranie słodka radość.
Loren skończył dokładnie wtedy, gdy zbliżałam się do stołu Nyks znajdującego się w centrum kręgu. Tylko trochę zdyszana uśmiechnęłam się do wszystkich zebranych w kręgu i powiedziałam:
– Witajcie na pierwszej uroczystości Pełni Księżyca w odnowionym składzie Cór i Synów Ciemności.
– Bądź pozdrowiona – odpowiedzieli wszyscy machinalnie.
Nie pozwalając sobie na chwilę wahania, sięgnęłam po ozdobną zapalniczkę używaną do rytualnych uroczystości i nieprzypadkowo stanęłam przed Damienem. Powietrze było pierwszym żywiołem, który się przywoływało, i ostatnim, z którym się żegnało pod koniec rozwiązywania kręgu. Czułam, że Damien jest podekscytowany swoją nową rolą.
Uśmiechnęłam się do niego i odchrząknęłam, by pozbyć się nerwowej chrypki. Kiedy przemówiłam, starałam się modulować głos, tak jak robiła to Neferet. Nie wiem, do jakiego stopnia mi się to udało. Wystarczy powiedzieć, że byłam zadowolona, iż utworzyliśmy stosunkowo niewielki krąg, a sala zachowywała spokój.
– Pierwszym żywiołem, który przywołuję, jest powietrze. Proszę je, by nas pilnie strzegło. Powietrze, przybądź do nas!
Przytknęłam zapalniczkę do świecy Damiena, a ta natychmiast zapłonęła, mimo że staliśmy teraz smagani wiatrem, który burzył nam włosy i łopotał mają piękną spódnicą, jakby się nią bawił. Damien roześmiał się i szepnął do mnie:
– Wybacz, ale wszystko jest dla mnie takie nowe, że nie mogę opanować emocji.
– Doskonale cię rozumiem – odpowiedziałam również szeptem. Następnie zwróciłam się w prawą stronę i zaczęłam iść po obwodzie kręgu, zmierzając do miejsca, w którym stała Shaunee. Minę miała niezwykle poważną, jakby za chwilę miała przystąpić do egzaminu z matematyki. – Wyluzuj… – poradziłam jej szeptem, usiłując nie poruszać ustami.
Kiwnęła głową skwapliwie, ale nadal wyglądała na śmiertelnie przerażoną.
– Przywołuję do naszego kręgu żywioł ognia, proszę by palił się jasno, płomieniem mocy i namiętności, by nas strzegł i pomagał nam. Ogniu, przybywaj!
Ledwie zbliżyłam zapalniczkę do czerwonej świecy Shaunee, knot natychmiast zajął się trzaskającym płomieniem, który wystrzelił wysoko poza brzeg szklanej osłonki.