22.
Kiedy znów zaczęłam mówić, wszyscy natychmiast się uciszyli.
– Każdy kto uważa, że potrafi sprostać ideałom Cór i Synów Ciemności, i będzie prawdomówny, wierny, zacny, otwarty na innych i dobry, może pozostać razem z nami. Ale musze was uprzedzić, że dołączą do nas nowi adepci, których nie będziemy oceniali po wyglądzie ani po tym, z kim się przyjaźnią. Zastanówcie się więc i podejmijcie decyzję, a potem powiadomcie mnie albo kogokolwiek z naszego zarządu, że chcecie zostać w tej grupie. – Pochwyciłam spojrzenia kilku koleżanek Afrodyty i dodałam: – Wasza przeszłość nie będzie miała znaczenia. Liczy się to, jacy będziecie od tej chwili.
Kilka dziewcząt odwróciło ode mnie wzrok z poczuciem winy, a kilka innych wyglądało, jakby się zaraz miały rozpłakać. Ze szczególną przyjemnością napotkałam wzrok Deino, która wytrzymała moje spojrzenie i poważnie pokiwała głową. Cóż, może w końcu nie była taka „Straszna”.
Ostawiłam fioletową świecę i sięgnęłam po służący do odprawiania obrzędów wielki puchar, który przedtem napełniłam czerwonym słodkim winem.
– A teraz wypijmy, by uczcić pełnię księżyca i koniec, który oznacza początek nowego.
Kiedy obchodziłam cały krąg, częstując winem każdego adepta, odmawiałam głośno modlitwę na obchody Pełni Księżyca, którą znalazłam w Mystical Wites of the Crystal Moon Fiony, właścicielki Lauru Poetyckiego Wampirów z początku dziewiętnastego wieku.
Skąpy blasku księżyca
Tajemnico głębi ziemi
Siło toczonych wód
Ciepło płomienia
W imieniu Nyks przyzywamy was!
Skupiłam się Masłowach pięknego dawnego wiersza i naprawdę uwierzyłam, że ta noc będzie początkiem czegoś wyjątkowego.
Uzdrawianie chorych
Prawda zamiast fałszu
Oczyszczenie nieczystych
Umiłowanie prawdy
W imieniu Nyks niech się stanie!
Przechodziłam szybko po obwodzie kręgu, szczęśliwa, że większość młodziaków po wypiciu łyka wina uśmiechała się do mnie i mówiła: „Bądź pozdrowiona”. I chyba nikomu nie brakowało w moim winie Samku krwi zwabionego adepta. (Nie chcę nawet myśleć, z jaką przyjemnością kosztowałabym takiego wina zmieszanego z krwią).
Wzroku kota
Słuchu delfina
Zręczności węża
Tajemnico Sfinksa
W imieniu Nyks przyzywam was
Bądźcie pozdrowieni wraz z nami!
Wypiłam resztę wina i odstawiłam puchar na stół. W odwrotnej kolejności podziękowałam wszystkim żywiołom i odesłałam je, skąd przyszły, podczas gdy Stevie Rae, Erin, Shaunee i na końcu Damien kolejno zdmuchiwali swoje świece. Zakończyłam rytuał słowami:
– Uroczystości obchodów Pełni Księżyca dobiegły końca. Bądźcie pozdrowieni.
Adepci odpowiedzieli chórem pożegnalną formułkę: „Bądźcie pozdrowieni”.
I tak oto zakończył się mój pierwszy obrzęd, który prowadziłam jako przewodnicząca Cór Ciemności.
Czułam się trochę jak wydrążona w środku, nawet może nieco smutna, tak to jest, kiedy na coś się długo czeka i robi wiele przygotowań, a potem wszystko to mija, zostawiając uczucie pustki. Ale prawdę mówiąc, trwało to najwyżej krótką chwilę, bo zaraz przyjaciele rzucili się do mnie, mówiąc jeden przez drugiego o odciskach dłoni w betonie, który zbyt szybko zaczął wysychać.
– Czekaj. My z Bliźniaczką musimy teraz dodać trochę wody do tego betonu, bo stwardniał, zanim zdążyłyśmy zrobić odciski swoich dłoni – powiedziała przejęta Shaunee.
Erin potaknęła.
– Po to tu jestem, Bliźniaczko. Jak również po to, by świecić przykładem dobrego smaku i wyczucia mody.
– I jedno, i drugie jest równie ważne, Bliźniaczko.
Damien wzniósł oczy do nieba.
– Słuchajcie, zróbmy w końcu te odciski i idźmy stąd. Z głodu rozbolał mnie żołądek i potwornie bili mnie głowa – powiedziała Stevie Rae.
Kiwnęłam głową na znak, że w pełni się z nią zgadzam. Obie poszłyśmy późno spać i nie zdążyłyśmy niczego zjeść przed wyjściem. Ja też umierałam z głodu. I pewnie też rozboli mnie głowa z powodu niedostatku kofeiny, jeśli wkrótce czegoś nie zjem i nie wypiję.
– Stevie Rae ma rację. Pospieszmy się, zróbmy odciski dłoni, a potem dołączymy do reszty na posiłek.
– Neferet zamówiła w kuchni taco. Udało mi się tam zajrzeć, pachnie naprawdę smakowicie – przyznał Damien.
– No to chodźmy wreszcie. Przestańmy bajdurzyć – burknęła Stevie Rae, o mały włos nie rozdeptując betonowej płytki.
– Co się z nią dzieje? – zapytał szeptem Damien.
– Pewnie cierpi na zespół napięcia przedmiesiączkowego – odpowiedziała Shaunee.
– Aha, zauważyłam już przedtem, że jest blada i obrzmiała, ale nie chciałam być złośliwa i nic nie powiedziałam – dodała Erin.
– Więc zróbmy te odciski i chodźmy jeść – zadecydowałam, biorąc swoją cegiełkę zadowolona, że Erik wybrał dla siebie sąsiednią płytkę.
– Wziąłem ręczniki, które zmoczyłem w kuchni, żebyście mogli sobie wetrzeć ręce – powiedział Jack, wyglądając wzruszająco, zarumieniony z przejęcia, niosąc stosik mokrych ręczników.
– To naprawdę bardzo ładnie z twojej strony – pochwaliłam go z uśmiechem. – No, do roboty!
Z bliska zauważyłam, że beton został wlany w coś, co przypominało kartonowe wytłoczki, więc uznałam, że najlepiej będzie oderwać karton, kiedy wszystko już zastygnie. Nadal podobał mi się pomysł Damiena, by zostawić nasze ślady na płytkach na dziedzińcu przed jadalnią.
Było wiele śmiechu i zabawy, kiedy wykonywaliśmy odciski rąk w miękkim jeszcze betonie, a potem gdy wydrapywaliśmy w nim nasze imiona patyczkami, po które Jack ochoczo pobiegł (ten dzieciak okazał się naprawdę gotów w każdej chwili do pomocy).
Kiedy wycieraliśmy ręce zabrudzone cementem i przyglądaliśmy się z zadowoleniem własnemu dziełu, Erik nachylił się i wyznał mi do ucha:
– Jestem naprawdę zadowolony, że Neferet wybrała mnie do zarządu.
Zacisnęłam usta i nic nie odpowiedziałam. Gdybym mu powiedziała, że to ja go wybrałam za zgodą Damiena, Stevie Rae i Bliźniaczek, pewnie miałby od razu mniej wiatru w żaglach. Decyzja Neferet to było coś znaczącego. A nikomu nie będzie przeszkadzać (nie licząc mojej zranionej miłości własnej), jeśli Erik będzie trwał w przekonaniu, że to kapłanka go wybrała. Już miałam zmienić temat i dać hasło do pójścia do jadalni, gdy z prawej strony doszedł mnie dziwny odgłos. Kiedy uświadomiłam sobie, co to za odgłos, zmartwiałam.
To Stevie Rae kaszlała.
Damien natychmiast znalazł się przy mnie. Zaraz potem podbiegły Bliźniaczki. Stevie Rae wybrała betonowy klocek leżący najdalej na prawo, a najbliżej wejścia do jadalni. Grupka adeptów już siedziała przy stołach, ale całkiem sporo młodziaków zostało na zewnątrz, by przyglądać się, jak zostawiamy odciski swoich dłoni, tak że kilka osób oddzielało mnie od Stevie Rae, jednak dostrzegłam, że ona nadal klęczy przed swoim betonowym bloczkiem. Musiała wyczuć mój wzrok, bo odchyliła się, przysiadła na piętach i popatrzyła na mnie. Usłyszałam, że stara się odchrząknąć. Uśmiechnęła się do mnie smutno, po czym wzruszyła ramionami i wyartykułowała bezgłośnie: „Mam w gardle żabę”. Pamiętam, że użyła tego samego określenia podczas występów uczestników konkursu na najlepiej zaprezentowany monolog. Znów zaniosła się kaszlem.