Выбрать главу

23.

– Zoey, kochana, musisz pozwolić jej odejść.

Nie całkiem dotarło do mnie, co mówił Damien. Niby słyszałam jego głos, ale sens słów nie docierał do mojej świadomości, jakby mówił w obcym języku. Nie rozumiała ich.

– Zoey, może razem pójdziemy, co?

To mówiła Shaunee. Zaraz powinna zawtórować jej Erin. Ledwo to pomyślałam, odezwała się Erin:

– Tak, Zoey, powinnaś z nami pójść.

Aha, to Erin.

– Ona jest w szoku. Mówcie do niej spokojnie i spróbujcie pomóc jej wypuścić z objęć ciało Stevie Rae – odezwała się Neferet.

Ciało Stevie Rae. Te dziwne słowa odbijały się echem w mojej głowie. Coś obejmowałam, tyle mogłam powiedzieć. Oczy jednak miałam zamknięte i było mi bardzo zimno. Nie chciała otwierać oczu, nie wydawało mi się też, żeby kiedykolwiek znów mogło mi być ciepło.

– Mam pomysł. – Głos Damiena obijał mi się w czaszce jak piłeczki w maszynie do losowania liczb. – Wprawdzie nie mamy świec ani kręgu, ale przecież Nyks jest gdzieś tutaj wśród nas. Może nasze żywioły nam pomogą. Ja zacznę.

Poczułam, że czyjaś ręka chwyta mnie mocno za ramię, i posłyszałam, jak Damien mruczy coś, przywołując żywioł powietrza, alby rozwiał atmosferę śmierci i rozpaczy. Gdy wiatr zaraz zawiał wokół mojej głowy, zaczęłam drżeć.

– Teraz ja – powiedziała Shaunee. – Wygląda na to, że jest jej zimno.

Poczułam znów czyjś dotyk i po chwili ogarnęło mnie ciepło, jakbym znalazła się blisko kominka.

– Moja kolej – odezwała się Erin. – Przywołuję wodę i proszę, by obmyła moją przyjaciółkę i przyszłą starszą kapłankę ze smutku i bólu, w jakim jest pogrążona. Wiem, że żal nie może całkiem minąć bez śladu, ale proszę, ujmij go tyle, by mogła dalej iść swoją drogą.

Jej słowa dotarły do mnie wyraziściej niż poprzednie, nadal jednak nie miałam ochoty otwierać oczu.

– Pozostał jeszcze jeden żywioł do kręgu.

Ze zdziwieniem rozpoznałam głos Erika. Jakaś moja część chciała otworzyć oczy, ale reszta, ta większa, wolała się nie poruszać.

– Ale Zoey zawsze reprezentuje ducha – przypomniał Damien.

– Zoey nie może teraz reprezentować niczego poza sobą. Musimy jej pomóc. – Czyjeś mocne dłonie chwyciły mnie za ramiona, do nich dołączyły się też inne ręce. – Nie mam daru kontaktować się z żywiołami, ale obchodzi mnie, i to bardzo, co się będzie działo z Zoey. Ona zaś potrafi się dostrajać do wszystkich pięciu żywiołów – powiedział Erik. – Wy wszyscy więc poproście pozostałe żywioły, by pomogły jej obudzić się i przeboleć śmierć najlepszej przyjaciółki.

Jakby pobudzona wstrząsem elektrycznym poczułam, że wróciła mi przeraźliwie trzeźwa przytomność. Pod przymkniętymi jeszcze powiekami zobaczyłam uśmiechniętą Stevie Rae. Na jej twarzy nie było śladów krwi ani bladości, jak wtedy, gdy po raz ostatni uśmiechała się do mnie. Zobaczyłam zdrową i szczęśliwą Stevie Rae, idącą radośnie do pięknej znajomej mi kobiety, która czekała na nią z otwartymi ramionami.

To Nyks, pomyślałam. Stevie Rae znajduje się w objęciach bogini.

Wtedy otworzyłam oczy.

– Zoey! Wróciłaś do nas! – zawołał Damien.

– Zoey – przemówił do mnie poważnie Erik. – Będziesz musiała pozwolić jej odejść.

Przeniosłam wzrok z Damiena na Erika. A potem popatrzyłam na Erin i Shaunee. Cała czwórka obejmowała mnie i wszyscy płakali. Wtedy uświadomiłam sobie, co trzymam w objęciach. Powoli spojrzałam w dół.

Na twarzy Stevie Rae malował się spokój. Była bardzo blada, wargi miała sine, ale oczy zamknięte. Mino śladów krwi na policzkach wydawała się odprężona. Krew już nie kapała jej z oczu ani z nosa, poczułam nieświeży zapach, zapach stęchlizny, trupią woń.

– Z – odezwał się Erik – powinnaś ją puścić.

Nasze spojrzenia się spotkały.

– Ale obiecałam jej, że z nią zostanę. – Mój głos zabrzmiał obco, ochryple.

– Zostałaś z nią. Przez cały czas. Ale teraz ona już odeszła. Już nic dla niej nie możesz zrobić.

– Proszę cię, Zoey – dołączyła się Damien.

– Neferet musi ją umyć, żeby mama mogła ją zobaczyć – powiedziała Shaunee.

– Wiesz, ona na pewno by nie chciała, żeby mama i tata zobaczyli ją całą we krwi – dodała Erin.

– No dobrze, tylko że nie wiem, jak ją puścić. – Głos mi się załamał, poczułam, że łzy spływają mi po policzkach.

– Wezmę ją od ciebie, Zoey, ptaszyno – zaofiarowała się Neferet. Wyciągnęła ręce gotowa przejąć ode mnie dziecko.

Była tak smutna, a jednocześnie tak piękna i silna, zupełnie jak dawniej, że natychmiast zapomniałam o wszelkich zastrzeżeniach, jakie wobec niej miałam. Kiwnęłam posłusznie głową i odchyliłam się, by mogła wziąć ode mnie ciało Stevie Rae. Neferet podłożyła ręce pod jej plecy i wysunęła ją z moich objęć, po czym złożyła na sąsiednim pustym łóżku.

Popatrzyłam na siebie. Moja nowa czarna suknia tak była przesiąknięta krwią, która zaczęła zasychać, ze stała się sztywna. Srebrne nici nadal usiłowały migotać, ale splamione krwią rzucały tylko rdzawe refleksy. Nie mogłam na nie patrzeć. Zapragnęłam wydostać się stamtąd i czym prędzej zdjąć tę suknię. Spuściłam nogi z łóżka, chcąc stanąć na podłodze, ale zakręciło mi się w głowie, cały pokój zawirował przed oczami. Znów poczułam na ramionach mocna ręce swoich przyjaciół, którzy nie pozwolili mi upaść. Ciepło ich rąk sprawiło, że stanęłam pewnie na ziemi.

– Zaprowadźcie ją do pokoju. Pomóżcie jej zdjąć suknię i umyć się. Upewnijcie się, czy pójdzie do łóżka, i niech pobędzie w cieple i spokoju. – Neferet mówiła tak, jakby mnie nie było wśród nich, ale niewiele nie to obeszło. Chciałam stąd wyjść. Chciałam zostawić to wszystko za sobą. – Dajcie jej to do wypicia, zanim się położy. To pomoże jej zasnąć i nie mieć koszmarów. – Poczułam na swoim policzku ciepłą dłoń Neferet. Ciepło pochodzące od niej wniknęło w moje ciało, co odebrałam jako szok. Cofnęłam się gwałtownie. – Miej się dobrze – powiedziała łagodnym tonem Neferet. – Obiecuję ci, że wkrótce odzyskasz siły. – Nie patrzyłam na nią, ale domyśliłam się, ze zwraca się teraz do moich przyjaciół. – Pójdźcie z nią do internatu.

Szłam przed siebie. Z jednej mojej strony szedł Erik, na wszelki wypadek trzymając mnie za łokieć, z drugiej Damien, też służąc mi za asekurację. Tuż za nimi szły Bliźniaczki. Kiedy wychodziliśmy, nikt nie odezwał się ani jednym słowem. Obejrzałam się jeszcze za siebie, by po raz ostatni zobaczyć martwe ciało Stevie Rae spoczywające na łóżku. Wyglądała niemal na śpiącą, wiedziałam jednak, że tak nie jest. Wiedziałam, że ona nie żyje.

W piątkę wyszliśmy ze szpitala i zatopiliśmy się w śnieżnej nocy. Trzęsłam się z zimna, więc zatrzymaliśmy się na chwilę, bo Erik postanowił okryć mnie swoją marynarką. Podobał mi się jej zapach, starałam się zatrzymać myśli właśnie na tym, a nie na adeptach, którzy cichli na nasz widok, i bez względu na to czy szli w pojedynkę czy grupkami, ustępowali nam miejsca, schodząc z chodnika, schylając głowy i w milczeniu przykładając do piersi zwinięte w pięść dłonie gestem pozdrowienia.

Wydawało się, że minęło zaledwie kilka sekund a doszliśmy do internatu. Kiedy znaleźliśmy się w głównej Sali, w której dziewczęta oglądały telewizję, zapadła całkowita cisza. Nie spojrzałam w ich stronę. Erik i Damien podprowadzili mnie do schodów, ale drogę zastąpiła nam Afrodyta. Kilkakrotnie zacisnęłam i otwarłam powieki, by widzieć ją wyraźnie. Wyglądała na zmęczoną.