Выбрать главу

– Nikt nie ma gwarancji, e przeżyje Przemianę, nawet osoby obdarzone łaskami przez boginię – zauważył spokojnie Damien.

– A to oznacza, ze musimy się trzymać razem – oświadczyła Erin.

– Tylko w ten sposób możemy przez to przejść – podsumowała Shaunee.

– Więc róbmy tak, trzymajmy się razem – powiedziałam zdecydowanie. – Obiecajmy też, ze jeśli któreś z nas nie przeżyje Przemiany, pozostali go nie zapomną.

– Obiecuję – uroczyście oświadczyła cała trójka.

Teraz mogliśmy spokojnie ułożyć się do snu. Pokój nie wydawał mi się już tak bardzo opuszczonym miejscem. Zanim zasnęłam, wyszeptałam jeszcze: „Dziękuję, że nie zostałam sama”, nie będąc pewna, do kogo się zwracam: do swoich przyjaciół, Stevie Rae czy do bogini.

25.

W moim śnie też padał śnieg. Najpierw nawet mi się to podobało, ośnieżony świat wyglądał naprawdę pięknie, jak w Disneylandzie, gdzie nic złego się nie może zdarzyć, a w każdym razie wszystko kończy się dobrze.

Przechadzałam się wolno, nie czując zimna. Chyba zbliżał się świt, ale gdy pada śnieg i niebo jest szare, trudno ocenić porę dnia. Zadarłam głowę, by zobaczyć, jak śnieg oblepił gałęzie dębów, co sprawiło, że wschodni mur wyglądał nie tak ponuro.

Mur od wschodniej strony.

We śnie nie byłam najpierw całkiem pewna, gdzie się znajduję. Ale potem zobaczyłam zakapturzone i zawoalowane sylwetki stojące przed zamaskowaną furtką.

Nie! Pomyślałam we śnie. Nie chcę przebywać w tym miejscu. Nie tak od razu po śmierci Stevie Rae. Za każdym razem kiedy tu byłam ukazywały mi się duchy adeptów czy może ich ciała nie całkiem nieżywe, nie jestem pewna, jak nazwać ten stan. Nawet jeśli Nyks obdarzyła mnie zdolnością widzenia umarłych. Mam tego dość. Nie chcę…

Najmniejsza z zawoalowanych postaci odwróciła się, przerywając mój wewnętrzny monolog. To była Stevie Rae! Ona, a jednocześnie nie ona. Bledsza niż zazwyczaj i szczuplejsza. I jeszcze coś ją odróżniało od dawnej Stevie Rae. Wpatrywałam się w nią intensywnie, moja początkowa niepewność przemieniła się w nieprzepartą ochotę, przymus niemal, by zrozumieć to, co się dzieje. Bo jeżeli to była Stevie Rae, nie miałabym najmniejszego powodu jej się bać. Nawet zmieniona przez śmierć, czyż nie była nadal moją najlepszą przyjaciółką? Coś mnie pchało w ich stronę, zatrzymałam się dopiero kilka kroków przed tą grupą. Wstrzymałam oddech, czekając, aż się do mnie odwrócą, ale nikt mnie nie zauważył. W swoim śnie byłam dla nich niewidzialna. Podeszłam więc jeszcze bliżej, nie mogąc odwrócić wzroku od Stevie Rae. Wyglądała okropnie – upiornie – przy czym cały czas wierciła się niespokojnie, rozglądając się nerwowo, jakby była niezmiernie wystraszona albo zdenerwowana.

– Nie powinniśmy tu stać. Musimy stąd odejść.

Podskoczyłam na dźwięk głosu Stevie Rae. To był jej akcent, ale poza tym nic nie przypominało jej mowy. Ton jej głosu był ostry i pozbawiony jakichkolwiek uczuć z wyjątkiem zwierzęcego strachu.

– Ty za nas nie odpowiadasz – syknęła na nią jedna z postaci, obnażając groźnie kły.

O rany! To był Elliott, ta kreatura. Mimo że dziwnie zgarbiony, przyjął agresywną postawę wobec Stevie Rae. Jego oczy zaczęły połyskiwać brudną czerwienią. Bałam się o nią, ale ona nie dała się zastraszyć, przeciwnie, też obnażyła zęby i warknęła na niego ostrzegawczo, a następnie rzuciła gniewnie:

– Czy ziemia odpowiada na twoje wołania? Nie! – Postąpiła kilka kroków w jego stronę, a on machinalnie się cofnął. – A póki tak się nie stanie, będziesz mnie słuchał! Tak o n a powiedziała.

Namiastka Elliotta wykonała służalczy ukłon, którzy pozostali po nim powtórzyli. Następnie Stevie Rae wskazała na otwartą furtkę w murze:

– Teraz szybko tędy!

Zanim jednak ktokolwiek z nich zdążył się poruszyć, z drugiej strony muru rozległ się znajomy głos:

– Ej, wy. Znacie Zoey Redbird? Muszę jej powiedzieć, że jestem tutaj i…

Raptownie zamilkł, kiedy cztery postaci rzuciły się w jego kierunku.

– Zaczekajcie! Co do diabła robicie? – wrzasnęłam i pobiegłam za nimi, w ostatniej chwili dopadając zamykających się sekretnych drzwi.

Od szybkiego biegu serce waliło mi jak oszalałe. Zobaczyłam, jak trójka zakapturzonych postaci dopada Heatha. Usłyszałam jeszcze głos Stevie Rae:

– Widział nas, musi więc zostać z nami.

– Ale ona kazała nam przestać! – odkrzyknął Elliott, łapiąc szamoczącego się Heatha w żelazny uścisk.

– Kiedy on nas widział – powtórzyła Stevie Rae. – Pójdzie z nami, dopóki ona nam nie powie, co z nim zrobić.

Nie sprzeczali się z nią, ale powlekli go z nieludzką siłą. Śnieg stłumił jego krzyki. Usiadłam na łóżku spocona i rozdygotana, ciężko oddychając. Nala niezadowolona zamruczała. Rozejrzałam się dokoła i poczułam ogarniającą mnie panikę. Była w pokoju sama. Czyżby wszystko to, co wydarzyło się poprzedniego dnia, było tylko snem? Zobaczyłam puste łóżko Stevie Rae, jej rzeczy zostały wyniesione. Więc to nie był sen. Moja najlepsza przyjaciółka umarła. Znów ogarnął mnie przytłaczający smutek, który – wiedziałam – przez długi czas mnie nie opuści.

Ale przecież Damien i Bliźniaczki spali ze mną tutaj, w tym pokoju. Ciągle jeszcze zaspana przetarłam oczy i spojrzałam na budzik. Była piąta po południu. Poszłam spać około wpół do siódmej albo siódmej rano. Teraz chyba miałam już dosyć snu. Wstałam, podeszłam do okna, rozsunęłam ciężkie zasłony i wyjrzałam na zewnątrz. Nie do wiary, nadal padał śnieg i mimo że było jeszcze wcześnie, paliły się już gazowe lampy, przebijając wątłym światłem przez szarówkę, otoczone srebrzystą od płatków śniegu poświatą. Adepci bawili się jak dzieci, lepili bałwana i rzucali w siebie śnieżkami. Wśród nich rozpoznałam Cassie Kramme (tę, która tak ładnie wypadła w konkursie na monolog Szekspirowski), wraz z kilkoma innymi dziewczętami lepiła aniołki ze śniegu. Stevie Rae świetnie by się bawiła. Już dawno by mnie obudziła, kazała wyjść razem z nią na dwór i bawić się z resztą młodzieży (nieważne: podobałoby mi się to czy nie). Na myśl o tym nie wiedziałam, czy bardziej mi się chce płakać czy uśmiechać.

– Nie śpisz, Z? – zapytała ostrożnie Shaunee zza uchylonych drzwi.

Dałam jej znak, żeby weszła.

– Gdzieście wszyscy poszli?

– Wstaliśmy już kilka godzin temu. Oglądamy filmy. Chcesz do nas dołączyć? Ma też przyjść Erik i Cole, ten strasznie faaaajny chłopak. Jego kolega. – Ale zaraz zrobiła stropioną minę, jakby sobie przypomniała, że Stevie Rae odeszła, a ona zachowuje się jak gdyby nigdy nic, po prostu normalnie.

Poczułam, że muszę coś powiedzieć na ten temat.

– Shaunee, musimy żyć dalej. Umawiać się z chłopakami, radować się i żyć swoim życiem. Nie ma nic pewnego, śmierć Stevie Rae tego dowiodła. Nie wolno nam marnować czasu, jaki nam został dany. Kiedy powiedziałam, że zrobię wszystko, by o niej pamiętano, nie miałam na myśli tego, że powinnyśmy już zawsze chodzić smutne. Raczej chciałam powiedzieć, że będę pamiętała, ile radości nam sprawiała, a jej uśmiech będę nosiła w sercu. Zawsze.

– Zawsze – zgodziła się ze mną Shaunee.

– Daj mi chwilkę czasu, to wrzucę coś na siebie i zaraz do was zejdę.

– Dobra – odpowiedziała z uśmiechem.

Kiedy Shaunee wyszła, mina mi nieco zrzedła. Moje rady dla Shaunee znaczyły, że tak powinnyśmy się zachowywać co jednak wcale nie będzie takie łatwe. Poza tym nastroju mi nie poprawiał mój sen, z którego chciałam się otrząsnąć. Wiedziałam, że to tylko sen, ale jednak mnie dręczył. Krzyk Heatha brzmiał mi w uszach i odbijał się echem w nieznośnej ciszy pokoju. Poruszając się jak automat, włożyłam najwygodniejsze dżinsy, jakie miałam, i przepastną bluzę, którą kupiłam w szkolnym sklepiku przed kilkoma tygodniami. Z przodu bluzy nad sercem wyhaftowane były znaki Nyks, która stała z wyciągniętymi przed siebie rękoma, obejmując księżyc w pełni. Na ten widok jakoś lepiej się poczułam. Uczesałam się i westchnęłam nad swoim odbiciem w lustrze. Wyglądałam beznadziejnie. Wklepałam więc trochę korektora pod oczy, by zatuszować ciemne podkówki, pociągnęłam mascarą rzęsy i nałożyłam na wargi trochę błyszczyka o zapachu truskawkowym. Teraz od biedy mogłam pokazać się światu.