Zatrzymałam się na dole schodów. Niby wszystko wyglądało jak zwykle, a jednak inaczej. Dzieciaki siedziały grupkami przy telewizorach z płaskim ekranem. Powinien panować gwar, tymczasem owszem, tu i ówdzie prowadzono rozmowy, ale przyciszonym głosem. Grupka moich przyjaciół usadowiła się w swoim ulubionym miejscu: Bliźniaczki na miękkich jednakowych krzesłach, Damien i Jack (który wyglądał milutko) siedzieli na podłodze przy dwuosobowej kanapce oraz, co zauważyłam ze zdziwieniem, Cole przyciągnął swoje krzesło do Bliźniaczek i usiadł między nimi. Był więc albo bardzo odważny, albo ciężko myślący. Wszyscy rozmawiali półgłosem, z pewnością nie patrząc na film Mumia powraca, którego sceny właśnie migały na ekranie. Wszystko byłoby jak zawsze, gdyby nie dwie rzeczy. Pierwsza – adepci zachowywali się nazbyt spokojnie. I druga – brakowało
Stevie Rae, która siedziałaby na dwuosobowej kanapce z podwiniętymi nogami i napominała zebranych, żeby byli cicho, tak by mogła oglądać film.
Przełknęłam palące łzy, które znów zbierały mi się w gardle. Powinnam iść naprzód i robić swoje. Wszyscy powinniśmy.
– Cześć, wiara – powiedziałam, starając się nadać swojemu głosowi normalne brzmienie.
Tym razem na mój widok nie zapadła niezręczna cisza. Przeciwnie, wszyscy zaczęli – co było równie niezręczne – mówić z ożywieniem jeden przez drugiego.
– Cześć, Z!
– O, Zoey!
– Jak się masz, Z!
Opanowałam się, by nie wznieść oczu do góry z niemym wołaniem o cierpliwość, i zajęłam miejsce obok Erika. Otoczył mnie ramieniem i przytulił, co trochę poprawiło mi nastrój, ale napełniło też poczuciem winy. Poprawiło – bo Erik był naprawdę słodki i kochany (nadal w głębi duszy się dziwiłam, że tak mu się podobam). A powód poczucia winy można by ująć jednym słowem: Heath.
– Świetnie. Skoro Zoey już jest, możemy zaczynać nasz maraton – powiedział Erik.
– Chyba „baraton”, dobry dla baranów – skomentowała Shaunee, prychnięciem wyrażając swoje lekceważenie.
– Weekendowe atrakcje – dorzuciła Erin w tym samym duchu.
– Czekaj, niech zgadnę. Przyniosłeś DVD?
– Aha, zgadłaś!
Rozległ się przesadny jęk.
– Co oznacza, że będziemy oglądali Gwiezdne Wojny, tak? – upewniłam się.
– Och, znowu – jęknął Cole.
Shaunee uniosła swoją idealnie wycieniowaną brew i zapytała Cole’a:
– Czy mam to rozumieć, że nie jesteś wielkim fanem Gwiezdnych wojen?
Cole uśmiechnął się do Shaunee. Nawet ze swojego miejsca dostrzegłam uwodzicielskie błyski w jego spojrzeniu.
– Nie przywiodła mnie tu perspektywa oglądania po raz tysięczny pełnej wersji Gwiezdnych wojen, jestem fanem, ale na pewno nie Dartha ani Chewbaki.
– Chcesz powiedzieć, że to dla księżniczki Lei tu przyszedłeś? – zażartowała Shaunee.
– Nie, gustuję w bardziej kolorowych – odpowiedział, pochylając się do niej.
– Ja też przyszedłem tutaj nie po to, by podziwiać Gwiezdne wojny - dostroił się do zalotnej tonacji Jack, spoglądając z uwielbieniem na Damiena. Erin zachichotała.
– W takim razie wiemy, że to nie dzięki księżniczce Lei.
– Na szczęście – wtrącił się Damien.
– Chciałbym, żeby tu była Stevie Rae – powiedział Erik. – Zaraz by wam powiedziała: „Ej, wy, nie jesteście znowu tacy miiiiili”.
Na te słowa wszyscy zamilkli. Spojrzałam na niego i zobaczyłam, że się czerwieni, tak jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, co mówi dopóki nie usłyszał własnych słów. Uśmiechnęłam się i oparłam głowę na jego ramieniu.
– Masz rację. Stevie Rae strofowałaby nas jak mamuśka.
– A potem zrobiłaby wszystkim popcorn i powiedziała, żebyśmy się nim g r z e c z n o częstowali – dodał Damien. – Chociaż powinna powiedzieć: grzecznie.
– Lubiłam, jak ona wyrażała się czasem niepoprawnie – powiedziała Shaunee.
– Aha, na modłę oklahomską – sprecyzowała Erin.
Wszyscy się uśmiechnęli na te wspomnienia, a mnie się zrobiło ciepło na sercu. To na początek, tak właśnie będziemy pamiętali Stevie Rae – z uśmiechem i miłością.
– Ej, mogę do was się przysiąść?
Podniosłam głowę i zobaczyłam, że to Drew Partain stanął niepewnie obok nas. Był blady i smutny, miał zaczerwienione oczy, jakby płakał. Przypominało mi się, jak spoglądał na Stevie Rae, i poczułam do niego przypływ sympatii.
– No pewnie – odpowiedziałam serdecznie. – Przysuń sobie krzesło. – A potem nowa myśl mi przyszła do głowy i dodałam: – Przy Erin jest miejsce.
Erin na moment otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, ale zaraz się opanowała:
– Jasne, Drew, weź sobie krzesło. Ale ostrzegamy cię, że oglądamy Gwiezdne wojny.
– Dla mnie może być – zgodził się Drew, uśmiechając się niepewnie do Erin.
– Mały, ale udały – usłyszałam, jak Shaunee szepnęła do Erin, i miałam wrażenie, że policzki Erin lekko się zaróżowiły.
– Wiecie co, zrobię nam trochę popcornu. Poza tym muszę sobie przynieść…
– Piwka! – wykrzyknęli jednocześnie Erin, Damien i Bliźniaczki.
Wysunęłam się z objęć Erika i poszłam do kuchni. Poczułam się odrobinę lepiej po raz pierwszy od czasu, kiedy Stevie Rae zaczęła kaszleć. Wszystko będzie dobrze. Dom Nocy był moim domem. Przyjaciele stanowili moją rodzinę. Posłuchałam własnej rady i zacznę się zadowalać małymi kroczkami – najpierw jeden dzień, jedno zadanie. Wybrnę jakoś z zagmatwanej sytuacji ze swoimi chłopakami. Będę starała się unikać Neferet (nie robiąc tego ostentacyjnie), dopóki się nie dowiem, co ona robi z tym nie całkiem martwym dziwolągiem Elliottem (z jego tylko powodu można by śnić koszmary, nie więc dziwnego, że miałam taki straszny sen ze Stevie Rae i Heathem).
Wzięłam najlepsze masło i pierwszy gatunek popcornu, po czym porozkładałam składniki równo do wszystkich czterech kuchenek mikrofalowych, a kiedy zaczęły podskakiwać, przygotowałam duże miseczki. Może powinnam urządzić następny prywatny krąg, zaprosić na obrzęd Neferet i zapytać ją, jak mamy rozumieć przypadek tego okropnego Elliotta. Poczułam uścisk w dołku, uświadomiłam sobie, że będzie nam brakowało Stevie Rae. Kogo wybrać na jej miejsce? Słabo mi się robiło na samą myśl o konieczności zastąpienia jej kimś innym, ale przecież trzeba to będzie załatwić. Jeśli jeszcze nie teraz, na mój prywatny obrzęd, to na pewno na następne obchody Pełni Księżyca. Przymknęłam oczy, chcąc stłumić w ten sposób dojmującą tęsknotę za nią i żal, że bez niej będziemy musieli żyć dalej. Proszę, powiedz mi, co mam robić, pomodliłam się w duchu do Nyks.
– Zoey, musisz przyjść do świetlicy.
Na dźwięk głosu Erika otworzyłam natychmiast oczy. Wyraz jego twarzy sprawił, że poziom adrenaliny skoczył mi jak szalony.
– Co się stało?
– Chodź – powtórzył Erik. Wziął mnie za rękę i wyprowadził pospiesznie z kuchni. – Nadają wiadomości.