Nie zdążyliśmy dojść do drzwi, kiedy raptownie się otworzyły i ukazała się w nich Neferet, którą jakby wmiótł powiew wiatru ze śniegiem. Za nią pojawili się detektywi Marx i Martin. Ubrani byli w niebieskie kurtki puchowe zapięte szczelnie pod szyją. Na czapkach mieli śnieg, nosy czerwone. Neferet jak zawsze wyglądała bez zarzutu, zadbana, opanowana.
– A, Zoey, dobrze, że tu jesteś, zaoszczędziłaś mi czasu na szukanie ciebie. Panowie przynoszą niedobre wiadomości, poza tym chcieliby zamienić z tobą kilka słów.
Nie zaszczyciwszy Neferet spojrzeniem, zwróciłam się bezpośrednio do policjantów, co w widoczny sposób jej się nie podobało.
– Już słyszałam o tym, co się stało, wiem, że Heath zaginął. Jeżeli tylko mogę się na coś przydać, bardzo proszę.
– Czy możemy i tym razem przyjść do biblioteki? – zapytał detektyw Marx.
– Oczywiście – zgodziła się Neferet bez mrugnięcia okiem.
Zaczęłam iść za nią i policjantami, ale zatrzymałam się, by spojrzeć jeszcze na Erika.
– Będziemy tu czekali – obiecał.
– Wszyscy – dodał Damien.
Skinęłam głową. Z nieco lepszym samopoczuciem weszłam do biblioteki. Ledwo tam się znalazłam, a detektyw Martin zaraz zaczął mnie przesłuchiwać.
– Zoey, czy możesz nam powiedzieć, gdzie przebywałaś między szóstą trzydzieści a ósmą trzydzieści dziś rano?
Potaknęłam.
– Byłam na górze w swoim pokoju. Mniej więcej w tym czasie rozmawiałam przez telefon ze swoją babcią, a potem Heath i ja wymieniliśmy kilka SMS-ów. – Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam komórkę. – Nie usunęłam tych widomości. Jak pan chce, to może pan je zobaczyć.
– Nie musisz im dawać swojego telefonu – zauważyła Neferet.
Zmusiłam się do uśmiechu.
– Nie ma sprawy. Mnie to nie przeszkadza.
Detektyw Martin wziął moją komórkę i zaczął przeglądać SMS-y, zapisując je w notesiku.
– Widziałaś się dzisiaj rano z Heathem? – zapytał detektyw Marx.
– Nie. Pytał, czy może przyjść i zobaczyć się ze mną, ale odpowiedziałam mu, że nie.
– A ja tu widzę, że zamierzałaś spotkać się z nim w piątek – zwrócił uwagę detektyw Marx.
Poczułam na sobie ostre spojrzenie Neferet. Nabrałam powietrza głęboko do płuc. Najlepszym sposobem, aby przejść przez to, było trzymać się jak najbliżej prawdy.
– Tak, zamierzałam się z nim spotkać w piątek po meczu.
– Zoey, wiesz przecież, że zgodnie ze szkolnym regulaminem spotykanie się z ludźmi z poprzedniego etapu życia jest surowo wzbronione – powiedziała Neferet z niesmakiem w głosie, zwłaszcza kiedy wypowiadała słowo „ludzie”.
– Wiem. Przepraszam. – Mówiłam prawdę, tyle że nie wspominałam o smakowaniu jego krwi i okolicznościach naszego Skojarzenia ani o utracie zaufania do Neferet. – Chodzi o to, że od dawna wiele nas łączyło i trudno mi było całkowicie z nim zerwać, tak byśmy nawet nie rozmawiali ze sobą, chociaż wiedziałam, że tak właśnie powinnam zrobić. Pomyślałam, że łatwiej będzie spotkać się z nim i otwarcie mu powiedzieć, że nie możemy się dłużej widywać. Nie mówiłam ci o tym, bo chciałam sama załatwić tę sprawę.
– Więc nie spotkałaś się z nim dziś rano? – powtórzył pytanie detektyw Marx.
– nie. Po tym jak wymieniliśmy SMS-y, położyłam się spać.
– Czy ktoś może poświadczyć, że w tym czasie przebywałaś w swoim pokoju i spałaś? – zapytał detektyw Martin, oddając mi komórkę.
W głosie Neferet pobrzmiewały igiełki lodu, gdy się odezwała do policjantów:
– Panowie, już wam tłumaczyłam, jaką ciężką stratę poniosła zaledwie wczoraj. Umarła jej współmieszkanka. A zatem jak ktokolwiek mógłby zaświadczyć, że w tym czasie przebywała…
– Przepraszam, Neferet, ale w rzeczywistości nie spałam sama. Moje przyjaciółki, Erin i Shaunee, uznały, e nie powinnam zostać sama w pokoju, więc przyszły do mnie i spały razem ze mną. – Nie wspomniałam o Damienie. Po co biedaka w to mieszać?
– Och, jak to miło z ich strony. – Neferet błyskawicznie przestroiła się z groźnej wampirzycy w stroskaną mamuśkę. Wolałam nie myśleć o tym, jak się ustrzec przed nią i nie dać się zwieść jej nieszczerości.
– Czy pan się nie domyśla, gdzie może się podziewać Heath? – zapytałam detektywa Marxa (z nich dwóch ten mi się bardziej podobał).
– Nie. Jego ciężarówka została znaleziona w pobliżu szkolnego muru, ale pada tak gęsty śnieg, że na pewno zasypał ewentualne ślady.
– No cóż, zamiast tracić czas na przepytywanie mojej adeptki, policja powinna raczej zająć się przeszukiwaniem rynsztoków, by znaleźć tego młodzieńca – powiedziała Neferet tonem tak lekceważącym, że chciało mi się krzyczeć z oburzenia.
– Tak, proszę pani…? – zapytał wyczekująco detektyw Marx.
– Dla mnie jest jasne, co się wydarzyło. Chłopak próbował raz jeszcze zobaczyć się z Zoey. Zaledwie miesiąc temu on i jego dziewczyna wspięli się na szkolny mur, bo chcieli wyciągnąć ją ze szkoły. – Machnęła pogardliwie ręką. – Wtedy był pijany i pod wpływem narkotyków, przypuszczalnie dziś też był pijany i pod wpływem narkotyków. Do tego jeszcze tyle śniegu napadało, więc pewnie wpadł gdzieś do rynsztoka. Tam właśnie lądują pijacy, prawda?
– Proszę pani, przecież to młody chłopak, a nie pijak. Poza tym jego rodzice i koledzy twierdzą, że nie pije od miesiąca.
Cichy śmiech Neferet dowodził, że nie uwierzyła policjantowi. Marx jednak ku mojemu zdziwieniu zignorował ją, mnie zaś przyglądał się uważnie.
– A co ty co o tym powiesz, Zoey? Chodziliście ze sobą od kilku lat, zgadza się? Jak myślisz, gdzie on mógł pójść?
– nie tutaj. Gdyby jego ciężarówka zginęła spod domu przy Oak Grave Road, szukałabym tam, gdzie się odbywa piwne party. – Nie zamierzałam żartować, zwłaszcza po kąśliwych uwagach Neferet, ale śledczy usiłował powstrzymać się od uśmiechu, co sprawił, że natychmiast wydał mi się miły, a nawet przystępny. I zanim mogłabym się rozmyślić, wypaliłam: – Ale miałam nad ranem dziwny sen, który może nie był jedynie snem, tylko swego rodzaju wizją związaną z Heathem.
Wszyscy umilkli zdumieni, ale zaraz w tę ciszę wdarł się ostry głos Neferet:
– Zoey, przecież ty nigdy nie objawiałaś żadnej skłonności ku wizjom czy przepowiedniom.
– Wiem. – Świadomie nadałam swojemu głosowi ton niepewności, sprawiłam wrażenie lekko przestraszonej(co nawet nie było taką mistyfikacją). – Ale czy to nie dziwne, że śniło mi się, jak Heath znajduję się w pobliżu szkolnego muru i tam zostaje porwany?
– Zoey, kto go porwał? – zapytał niecierpliwie detektyw Marx. Przynajmniej on traktował mnie całkiem serio.
– Nie wiem. – I to na pewno nie było kłamstwem. – Wiem tylko, że to nie byli adepci ani wampiry. W moim śnie cztery zakapturzone postaci odciągnęły go na bok.
– Czy widziałaś, dokąd poszli?
– Nie, obudziłam się, wołając Heatha. – Nie musiałam udawać, że łzy stanęły mi w oczach. – Może powinniście przeszukać dokładnie cały teren wokół szkoły. Gdzieś w pobliżu, ale nie tutaj. Nikt z nas tego nie zrobił.
– Oczywiście, ze nikt z nas. – Neferet podeszła do mnie i matczynym gestem zaczęła mnie poklepywać po placach. – Panowie, wydaje mi się, że Zoey ma dość smutnych przeżyć jak na jeden dzień. Może poznam panów teraz z Shaunee i Erin, które potwierdzą alibi Zoey.