Выбрать главу

Alibi!… Na dźwięk tego słowa przeszły mnie dreszcze.

– Jeśli coś ci się przypomni albo będziesz miała jeszcze jakiś dziwny sen, zaraz się ze mną skontaktuj, o każdej porze dnia i nocy – powiedział detektyw Marx.

Wręczył mi swoją wizytówkę, już po raz drugi. Łatwo się nie poddawał, to pewne. Wzięłam wizytówkę i podziękowałam mu. A kiedy Neferet wyprowadzała policjantów z biblioteki, zawahał się i wrócił jeszcze do mnie.

– Piętnaście lat temu moja siostra bliźniaczka została Naznaczona i przeszła Przemianę – powiedział łagodnie. – Przez cały ten czas mamy ze sobą bliski kontakt, mino że miała zapomnieć o swoich ludzkich korzeniach. Kiedy więc mówię, ze możesz do mnie zadzwonić o każdej porze, to rzeczywiście tak jest. I możesz mieć do mnie zaufanie.

– Panie oficerze? – zawróciła się do niego nagląco Neferet, stojąc już w drzwiach.

– Chciałem jeszcze Ra podziękować Zoey i powiedzieć, jak mi przykro z powodu śmierci jej współmieszkanki – rzekł bez zająknięcia i wymaszerował.

Niw ruszyłam się z miejsca, starając się zebrać myśli. Więc jego siostra stała się wampirem? No cóż, w końcu co w tym dziwnego? Dziwne było to, że on nadal ją kochał. Może rzeczywiście powinnam mu zaufać.

Z zamyślenia wyrwał mnie lekkie szczęknięcie drzwi. W wejściu stała Neferet i bacznie mi się przyglądała.

– Czy Skojarzyłaś się z Heathem? – zapytała.

Oblał mnie zimny pot. Przecież ona potrafi czytać w myślach. Nijak nie mogłam się równać ze starszą kapłanką. Ale zaraz poczułam delikatny powiew wiaterku… ciepło niewidocznego ognia… świeżość wiosennego deszczu… zieloność traw na żyznej łące… i wlewającą się w moją duszę moc pochodzącą od żywiołów. Uzbrojona w nową siłę spojrzałam w oczy Neferet.

– mówiłaś, że się nie Skojarzyliśmy. Powiedziałaś, że to co zaszło między nami wtedy, na murze, nie wystarczyłoby na Skojarzenie. – Starałam się robić wrażenie niepewnej i zmieszanej.

Widać było, że odetchnęła z ulgą.

– Uważałam, że wtedy się z nim nie Skojarzyłaś. Zatem powiadasz, że od tamtej pory się z nim nie widziałaś? Nie karmiłaś się znów jego krwią?

– Znów?! – zawołałam, udając oburzenie, choć myśl o tym była równie pociągająca jak niepokojąca. – Przecież ja nie karmiłam się jego krwią, prawda?

– No nie, na pewno nie – zapewniła mnie Neferet. – To co zrobiłaś, było mało znaczące, to właściwie drobiazg. Jedynie twój sen naprowadził mnie na myśl, że może się powtórnie widziałaś ze swoim chłopakiem.

– Byłym chłopakiem – poprawiłam ją niemal automatycznie. – Nie, ale on tyle razy do mnie ostatnio dzwonił i esemesował, że pomyślałam sobie, iż najlepiej będzie, jak się z nim spotkam i osobiście spróbuję mu wytłumaczyć, że nie możemy się dłużej widywać. Przepraszam, że ci o tym nie powiedziałam, ale naprawdę chciałam to sama załatwić. Chodzi o to, że sama narobiłam sobie bigosu, więc sama chciałam z tego wyjść.

– No cóż, szanuję twoje poczucie odpowiedzialności, ale dać policjantom do zrozumienia, ze twój sen był proroczą wizją, to nie było mądre.

– Wydawał się tak realny – powiedziałam.

– Wierzę, że tak było. Powiedz mi, czy wzięłaś to lekarstwo, które wczoraj miałaś zażyć?

– Ten mleczny płyn? Tak, Shaunee mi go przyniosła. – Owszem, przyniosła, ale wylałam to świństwo do umywalki.

Neferet wydawała się jeszcze bardziej odprężona.

– Jeśli nadal będziesz miała takie męczące sny, przyjdź do mnie, to dam ci mocniejszą miksturę. Po niej nie powinnaś już mieć koszmarów, bo teraz chyba przeliczyłam się z dawką, która rzeczywiście by ci pomogła.

W sowich szacunkach przeliczyła się nie tylko co do dawki lekarstwa.

– Dziękuję, Neferet, jestem ci wdzięczna – powiedziałam z uśmiechem.

– Chyba powinnaś już wrócić do przyjaciół. Są bardzo opiekuńczy, więc pewnie martwią się teraz o ciebie.

Pokiwałam głową i skierowałam się do wyjścia, ale odprowadziła mnie Az do wietlicy, gdzie ostentacyjnie mnie uściskała jak troskliwa mamusia. W gruncie rzeczy Neferet postępowała tak samo jak mamusia, moja mamusia, Linda Heffer. Kobieta, która zdradziła mnie dla mężczyzny, która dbała bardziej o siebie niż o mnie. Podobieństwo między nią a Neferet stawało się coraz większe.

27.

Kiedy policjanci wyszli, znów rozbiliśmy się na małe grupki i na pozór wszystko wróciło do normy. Zauważyłam, że nikt nie wyłączył lokalnej stacji. Gwiezdne wojny trzeba było odłożyć co najmniej na następny wieczór.

– W porządku? – zapytał troskliwie Erik. Objął mnie ramieniem, a ja przytuliłam się do niego.

– Chyba tak. Przynajmniej tak mi się wydaje.

– Czy gliniarze mają jakieś wieści na temat Heatha? – chciał wiedzieć Damien.

– Nic poza tym, co my już wiemy – odparłam. – W każdym razie mnie nie powiedzieli nic nowego.

– Co możemy zrobić? – zapytała Shaunee.

Pokręciłam głową.

– Posłuchajmy wiadomości o dziesiątej, może powiedzą coś więcej.

Zgodzili się ze mną i w oczekiwaniu na wiadomości zaczęli oglądać powtórkę Pary nie do pary. Patrzyłam w ekran, ale głowę miałam zaprzątniętą Heathem. Czy w związku z nim miałam złe przeczucia? Z pewnością tak. Ale czy takie same jak w przypadku Chrisa Forda i Brada Higeonsa? Nie, chyba nie. Nie widziałam jak to wyjaśnić. Coś mi w środku mówiło, że Heath znajduje się w niebezpieczeństwie, ale nie grozi mu śmierć. Jeszcze nie.

Im dłużej o nim myślałam, tym większy ogarniał mnie niepokój. Zanim zaczęły się ostatnie wiadomości, niemal nie mogłam usiedzieć w miejscu, słuchając don doniesień na temat śnieżycy w Tulsie i okolicy, oglądając widoki śródmieścia i autostrady, które wyglądały niczym po wybuchu bomby atomowej albo po uderzeniu meteorytu.

Żadnych nowych informacji na temat Heatha, z wyjątkiem ubolewania, jak to śnieżyca utrudniła penetrację terenu.

– Wychodzę – oświadczyłam, wstając, mimo że nie miałam pojęcia, dokąd to chcę wyjść i jak mam się tam dostać.

– Gdzie chcesz pójść, Zoey? – zapytał Erik.

Moja myśl zatoczyła krąg, zanim znalazła miejsce, które było może nie wyspą szczęśliwości, ale azylem z dala od zamętu, stresu i niepewności tego świata.

– Idę do stajni – oświadczyłam. Erik tak jak pozostali popatrzył na mnie nierozumiejącym wzrokiem. – Leonobia powiedziała mi, że mogę czyścić Persefonę, kiedy tylko zechcę. – Wzruszyłam ramionami. – To działa uspokajająco, a właśnie teraz to by mi się przydało.

– Dobrze. Czemu nie. Lubię konie. Chodźmy oporządzić Persefonę – powiedział Erik.

– Chcę być sama. – Słowa te zabrzmiały znacznie bardziej szorstko, niżbym chciała, więc usiadłam z powrotem obok niego i wzięłam go za rękę. – Przepraszam. Chodzi tylko o to, że potrzebuję chwili skupienia, bym mogła spokojnie zebrać myśli. A do tego niezbędna jest samotność.

Popatrzył na mnie smutno, ale uśmiechnął się.

– Więc może odprowadzę cię do stajni, a potem tu wrócę i będę słuchał wiadomości, żeby ci je przekazać, kiedy już skończysz rozmyślania.

– Dobry pomysł.

Bardzo nie lubię, kiedy moi przyjaciele są czymś zmartwieni, ale niewiele mogłam zrobić, by go pocieszyć. Wychodząc, nie wzięliśmy wierzchnich odkryć, stajnie nie były daleko. Zimo nie zdąży nam dokuczyć.

– Niesamowity jest ten śnieg – zauważył Erik, kiedy już przeszliśmy kawałek drogi. Ktoś musiał go już odgarnąć, bo na chodniku było znacznie mniej śniegu niż na drodze, ale padało tak obficie, że odgarnianie go nie nadążało za nowymi opadami. Brnęliśmy w zaspach, które sięgały nam już do pół łydki.