Выбрать главу

Owszem, może nawet i był dokuczliwy, ale przecież wyrósł z tego. Między trzecią a jedenastą klasą zaczęłam go traktować poważnie. Pamiętam, jak po raz pierwszy pocałował mnie i jak wtedy się czułam, trochę mi to pochlebiało, ale i trochę podniecało. Pamiętam, jaki był kochany – nawet gdy byłam okropnie przeziębiona i miałam czerwony olbrzymi nos, przy nim czułam się jak skończona piękność. Zawsze dobrze wychowany, prawdziwy dżentelmen – od kiedy skończył dziewięć lat, nosił za mnie książki i przepuszczał przodem.

Potem przypomniałam sobie nasze ostatnie spotkanie. Nie podawał w wątpliwość faktu, że nadal jesteśmy ze sobą, i do tego stopnia się mnie nie bał, że sam się skaleczył i zaofiarował mi swoją krew. Zamknęłam oczy i przytuliwszy się do miękkiego boku Persefony, oddałam się wspomnieniom, które jak sceny z filmu przepływały pod powiekami. W pewnym momencie obrazki przeszłych z chwil ustąpiły wrażeniu ciemności, wilgoci i zimna; strach przejął mnie do szpiku kości.

Westchnęłam, nadal nie otwierając oczu. Chciałam na nim skoncentrować myśli, tak jak wtedy, gdy zobaczyłam go w wyobraźni jak leży w swoim łóżku, tyle że teraz moje myślenie o nim było inne. Mniej wyraźne, przesycone raczej mrocznymi uczuciami niż radosnym pożądaniem. Postarałam się skupić jeszcze bardziej i jak radził mi Erik, zawołałam Heatha.

Głośno zawołałam:

– Heath, przyjdź do mnie! Wołam cię. Chcę, żebyś teraz przyszedł. Gdziekolwiek jesteś, wyjdź stamtąd i przyjdź do mnie! – Wszystko we mnie, całe moje jestestwo przywoływało go, nie tylko mój głos.

Cisza. Żadnej odpowiedzi. Żadnego znaku. I żadnego innego wrażenia poza tym zimnym strachem. Zawołałam raz jeszcze:

– Heath, przyjdź do mnie! – Tym razem poczułam przypływ rozpaczy i żadnego obrazu. Wiedziałam, że nie może przyjść, ale nie widziałam, gdzie się znajduje.

Dlaczego przedtem mogłam bez trudu zobaczyć go w wyobraźni? Jak to robiłam? Myślałam o nim tak samo jak teraz. Myślałam o…

Właśnie, o czym myślałam? Gdy sobie uświadomiłam, co mnie w nim pociągało, poczułam, jak oblewa mnie fala gorąca. Bo nie myślałam, jaki z niego fajny chłopak ani jak dobrze się czułam w jego obecności. Myślałam tylko o tym, by napić się jego krwi, pożywić się nią… To pożądanie przywoływało jego obraz.

Cóż, w takim razie…

Wzięłam głęboki oddech i pomyślałam o jego krwi. Miała niesamowity smak, to była esencja pożądania, gorąca, gęsta, wciągająca. Sprawiała, że moje ciało wyrwało się do życia, tam gdzie przedtem wykazywało zaledwie lekkie podniecenie. Chciałam pić jego krew, podczas gdy on zaspokajałby moją tęsknotę za jego ciałem, dotykiem, smakiem…

Rozproszony obraz, jaki przedtem niewyraźnie rysował mi się przed oczami, nagle stał się bardzo ostry. Nadal było ciemno, ale to nie stanowiło dla mnie żadnej przeszkody. Początkowo nie bardzo rozumiałam, co to jest. Pomieszczenie było takie dziwne. Przypominało bardziej fragment tunelu albo ciasną altankę niż zwykły pokój. Na zaokrąglonych ścianach wykwitały ślady wilgoci. Zawieszona na zardzewiałym haku latarnia dawała skąpe światło. Reszta pogrążona była w całkowitej ciemności. Najpierw zauważyłam kupkę szmat, które poruszyły się i jęknęły. Tym razem widziałam wszystko wyraźnie, a nie jak przez zasłonę dymną. Unosiłam się w powietrzu, jakbym płonęła. Kiedy posłyszałam jęk, zbliżyłam się do miejsca, skąd dochodził.

Leżał na poplamionym materacu. Ręce i nogi miał spętane taśmą, z jego ramion i szyi, na których widoczne były skaleczenia, sączyła się krew.

– Heath! – zawołałam bezgłośnie, on jednak poderwał gwałtownie głowę, jakbym na niego wrzasnęła.

– Zoey, to ty? – Szeroko otwartymi oczami rozglądał się wokół. – Zoey, idź stąd! Oni są nienormalni. Zabiją cię, tak jak zabili Brada i Chrisa. – Zaczął się wyrywać, czyniąc rozpaczliwe wysiłki, by zerwać krępujące go więzy, ale osiągnął tylko tyle, że poranione przeguby zaczęły jeszcze bardziej krwawić.

– Heath, daj spokój. Mnie nic nie jest. Fizycznie nie ma mnie tutaj.

Przestał się szamotać i wytężył wzrok, starając się wypatrzeć mnie spod przymrużonych powiek.

– Ale ja ciebie słyszę.

– Słyszysz mnie w swojej głowie. Właśnie tam. To dlatego, że zostaliśmy Skojarzeni i przez to związani ze sobą.

Uśmiechnął się.

– To fajnie, Zo.

W wyobraźni wzniosłam oczy do nieba.

– Dobrze, Heath, skup się teraz. Gdzie jesteś?

– Nie uwierzysz, Zo, ale jestem pod Tulsą.

– To znaczy.

– Pamiętasz lekcje historii z Shadoxem? Opowiadał nam o tunelach, które zostały wydrążone pod Tulsą w latach dwudziestych z powodu tych zakazów alkoholu.

– Prohibicji – podpowiedziałam.

– No tak. Więc jestem w jednych z tych tuneli.

Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Z trudnością sobie przypomniałam, że uczyliśmy się na lekcjach historii o tunelach, zdumiało mnie, że Heath – wcale nie taki znowu pilny uczeń – tak dobrze to zapamiętał.

Jakby domyślając się powodów mojego wahania, wyjaśnił z uśmiechem:

– Podobało mi się to, bo chodziło o szmuglowanie gorzały.

Znów wzniosłam oczy ku górze.

– Powiedz mi tylko, Heath, jak mam tam dojść.

Potrząsnął głową i na jego twarzy pojawił się dobrze mi znany wyraz uporu.

– W żadnym razie. Oni by cię zabili. Idź na policję i powiedz, żeby przysłali tu grupę antyterrorystyczną albo coś w tym rodzaju.

Właśnie chciałam to zrobić. Sięgnąć do kieszeni po wizytówkę detektywa Marxa, zadzwonić do niego i niechby zadziałał.

Niestety, obawiałam się, że nie będę mogła tak postąpić.

– Kto to są ci „oni”? – zapytałam.

– Co?

– Ludzie, którzy cię tu zabrali. Kim są?

– To nie ludzie. Wampiry też nie, chociaż piją krew, ale nie są podobni do ciebie. Oni są… – przerwał i wzdrygnął się. – Są kimś innym. Złymi istotami.

– Czy pili twoją krew? – zapytałam. Już sama myśl o tym przyprawiała mnie o wściekłość, którą z trudem okiełznałam. Miałam ochotę krzyczeć: „On jest mój!”. Wzięłam kilka głębokich oddechów, podczas gdy Heath odpowiadał.

– Owszem, pili – powiedział niechętnie. – Ale narzekali, że im nie smakuje. Pewno głównie dlatego jeszcze żyję. – Przełknął z trudem, a jego twarz pobladła. – Z tobą, Zo, jest zupełnie inaczej. Sprawia mi przyjemność, kiedy ty ją pijesz, ale kiedy oni to robią, jest to obrzydliwe. Oni są obrzydliwi.

– Ilu ich jest? – zapytałam przez zęby.

– Nie jestem pewny. Zawsze panuje tutaj mrok, a oni za każdym razem przychodzą w grupie, jakby bali się chodzić osobno. Z wyjątkiem może trzech. Jeden nazywa się Elliott, druga Venus (czy to nie dziwne?), a trzecia Stevie Rae.

Poczułam uścisk w żołądku.

– Czy ta Stevie Rae ma krótkie, kręcone jasne włosy? – zapytałam.

– Tak. I jest jakby najważniejsza z nich.

Heath potwierdził moje obawy. Nie mogłam zawiadomić policji.

– Słuchaj, Heath. Zamierzam cię stąd wyciągnąć. Powiedz mi, jak trafić do tego tunelu.

– Czy zawołasz policję?

– Tak – skłamałam.

– Nieprawda. Kłamiesz.

– Nie kłamię!

– Zo, ja widzę, że kłamiesz. Czuję to. To kwestia naszego Skojarzenia. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Heath, nie mogę zawiadomić policji.

– W takim razie nie powiem ci, gdzie jestem.

Odgłos na końcu tunelu skojarzył mi się z odgłosem wydawanym przez doświadczalne szczury szukające dróg wyjścia z labiryntu, który wykonywaliśmy na dodatkowych zajęciach z biologii. Uśmiech zniknął z twarzy Heatha, a policzki znów stały się blade jak na początku.