Выбрать главу

– Heath, nie ma czasu do stracenia. – Zaczął potrząsać odmownie głową. – Słuchaj co mówię! Mam szczególne zdolności. A te… – tu zawahałam się, nie wiedząc, jak nazwać tę grupę, w której, o ironio, znajdowała się moja najlepsza zmarła przyjaciółka. – Te „rzeczy” nie mogą mi zrobić krzywdy.

Heath nic na to nie odpowiedział, a tymczasem odgłos szczurów zdawał się dochodzić z coraz mniejszej odległości.

– Mówisz, że z powodu więzów, które nas łączą, potrafisz powiedzieć, kiedy kłamię. Powinno to zadziałać w obie strony. Możesz w takim razie poznać, kiedy mówię prawdę. – Zobaczyłam, że się waha, więc dodałam: – Pomyśl uważnie. Powiadasz, że niewiele pamiętasz z tej nocy, kiedy znalazłeś mnie u Philbrooka. Tamtej nocy ja cię ocaliłam. Nie policjanci, nie dorosłe wampiry, tylko ja. I mogę to zrobić raz jeszcze. – Zadowolona byłam, że mówię tonem bardziej przekonującym, niż wskazywałoby na to moje samopoczucie. – Powiedz mi, gdzie jesteś.

Chwilę się namyślał i już byłam gotowa na niego nakrzyczeć (znowu), kiedy wreszcie się odezwał:

– Wiesz, gdzie w śródmieściu są stare magazyny?

– Tak, widać je z Centrum Teatralnego, dokąd poszliśmy w zeszłym roku na moje urodziny obejrzeć Upiora.

– Aha. Zabrali mnie do piwnicy znajdującej się pod tym centrum. Weszli tam przez zakratowane drzwi. Są pordzewiałe i stare, ale dają się całkiem łatwo odemknąć. Tunel zaczyna się w miejscu, gdzie są kraty odpływowe.

– Dobrze…

– Czekaj, to nie wszystko. Tam jest bardzo dużo tuneli. Są jak jaskinie. Wcale nie są fajne, jak myślałem na lekcjach historii. Są ciemne, wilgotne i obrzydliwe. Pójdź pierwszym w prawo, a potem dalej trzymaj się prawej strony. Ja jestem na końcu jednego z nich.

– Dobrze. Przyjdę tam najszybciej, jak będę mogła.

– Uważaj na siebie, Zo.

– Dobrze. Ty też uważaj.

– Spróbuję. – Do dotychczasowych szczurzych odgłosów doszło jeszcze syczenie. – Ale lepiej się pospiesz.

28.

Kiedy otworzyłam oczy, znajdowałam się ponownie w stajni u boku Persefony. Spocona oddychałam ciężko, podczas gdy klacz delikatnie trącała mnie pyskiem i wydawała ciche, pełne zatroskania rżenie. Ręce mi się trzęsły, kiedy gładziłam ją po głowie i pysku, powtarzając, ze wszystko będzie dobrze, choć wiedziałam, że nie będzie. Stare magazyny usytuowane były w odległości około sześciu, może nawet siedmiu mil w niezamieszkanej części miasta, pod starym mostem łączącym jego dwie części. Kiedyś było to ruchliwe miejsce, gdzie pociągi towarowe i pasażerskie kursowały niemal bez przerwy. Ale w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci ruch pasażerski prawie zupełnie zamarł (pamiętam, że jak na moje trzynaste urodziny Babcia chciała mnie zabrać na przejażdżkę pociągiem, to musiałyśmy się wyprawić aż do Oklahomy), a ruch towarowy znacznie się zmniejszył. W normalnych warunkach wystarczyłoby kilka minut, by śmignąć z Domu Nocy do magazynów.

Ale tej nocy warunki nie były normalne.

W wiadomościach o dziesiątej mówili, że drogi stały się nieprzejezdne, a od tej pory upłynęło – sprawdziłam na zegarku – już kilka godzin. Nie mogłam więc pojechać samochodem. Może mogłabym tam dojść, ale sprawa stała się na tyle pilna, że to rozwiązanie nie wchodziło w rachubę.

– Weź konia.

Persefona i ja wzdrygnęłyśmy się na dźwięk głosu Afrodyty. Stała oparta o drzwi wahadłowe prowadzące do boksu, blada i smutna.

– Wyglądasz na zmarnowaną – powiedziałam.

Niemal się uśmiechnęła.

– Wizje wykańczają.

– Widziałaś Heatha? – Znów poczułam bolesny skurcz w żołądku. Wizjonerstwo Afrodyty nie uwzględniało zdarzeń radosnych i szczęśliwych. Zawsze widziała śmierć i zniszczenie. Zawsze.

– Aha.

– I co?

– Jeśli zaraz nie weźmiesz dupy w troki i nie dosiądziesz konia, by pojechać tam, gdzie przebywa Heath, to on umrze. – Przerwała, by spojrzeć mi prosto w oczy. – Oczywiście o ile mi wierzysz.

– Wierzę ci – odpowiedziała bez wahania.

– No to zabieraj się stąd.

Weszła do boksu i podała mi lejce, które trzymała w ręce, czego przedtem nie zauważyłam. Kiedy je zakładałam Persefonie, Afrodyta zniknęła, by po chwili wrócić z siodłem i derką. W milczeniu założyłyśmy uprząż klaczy, która zdawała się wyczuwać nasze napięcie, bo spokojnie poddawała się naszym zabiegom.

– Najpierw zawołaj swoich przyjaciół – polecił Afrodyta.

– Co?

– Nie dasz rady pokonać tamtych sama, w pojedynkę.

– Ale jak mam ich zabrać ze sobą? – Bolał mnie brzuch, ręce mi się trzęsły, nie bardzo rozumiałam, co do mnie mówi.

– Nie mogą jechać z tobą, ale mogą ci pomóc w inny sposób.

– Afrodyto, ja nie mam czasu na zagadki. Powiedz wyraźnie, co masz na myśli.

– Cholera, sama nie wiem. – Wyglądała na równie sfrustrowaną jak ja. – Po prostu wiem, że mogą ci pomóc.

Otworzyłam komórkę i idąc za swoim głosem wewnętrznym oraz szepcząc pod nosem modlitwę do Nyks, by mnie wspierała, wybrałam numer Shaunee. Odebrała po pierwszym sygnale.

– Co się dzieje, Zoey?

– Potrzebuję was. Chcę, żebyście się zebrali razem, ty, Damien i Erin, i w ustronnym miejscu zwrócili się do swoich żywiołów, tak jak zrobiliście to dla Stevie Rae.

– Nie ma sprawy. Chcesz się z nami spotkać?

– Nie. Idę do Heatha. – Shaunee zawahała się tylko na sekundę, co o niej dobrze świadczyło, i zaraz odrzekła: – Okay, co mamy robić?

– Po prostu bądźcie razem, przywołajcie swoje żywioły i myślcie o mnie. – Udało mi się mówić spokojnie, mimo że byłam tak podminowana, iż mogłam za chwilę eksplodować.

– Zoey, uważaj na siebie.

– będę uważać. Nie martwcie się. – Bo ja już dość się martwię o nas obie, dodałam w myśli.

– Nie wiem, czy Erikowi będzie się to podobało.

– Prawda. Powiedz mu… powiedz mu… powiedz, że jak wrócę, to z nim porozmawiam. – Nie miałam pojęcia co w tej sytuacji mogłam mu przekazać.

– Okay, powtórzę mu.

– Wielkie dzięki, Shaunee. Na razie. – Zakończyłam szybko rozmowę i zamknęłam telefon. Następnie zwróciłam się do Afrodyty: – Co to za stworzenia?

– Nie wiem.

– Ale widziałaś je podczas swojej poprzedniej wizji?

– To moja druga wizja z ich udziałem. Za pierwszym razem widziałam, jak zabijają tamtych chłopaków. – Afrodyta odgarnęła gruby kosmyk włosów spadających jej na twarz.

Natychmiast mnie zmroziło.

– I nie powiedziałaś o tym ani słowa, bo to były ludzkie nastolatki i nie chciałaś sobie nimi zawracać głowy.

W oczach Afrodyty zamigotały iskierki gniewu.

– Owszem powiedziałam o tym Neferet. Powiedziałam jej wszystko: o chłopakach i o tych stworzeniach, wszystko. Właśnie wtedy uznała, że moje wizje są fałszywe.

– Przepraszam – powiedziałam zwięźle. – Nie wiedziałam.

– Mniejsza o to. Musisz już iść, bo twój chłopak umrze.

– Były chłopak – poprawiłam ją.

– Mniejsza o to. Pomogę ci wsiąść na konia.

Pozwoliłam, by podsadziła mnie na siodło.

– Weź to Se sobą – powiedziała jeszcze, podając mi derkę. I zanim zdążyłam zaprotestować, dodała: – To nie dla ciebie, tylko dla konia. Jemu się przyda.

Owinęłam się kocem, z lubością wdychając jego przesycony ziemią koński zapach. Afrodyta rozsunęła tylne wrota, przez które wdarł się do stajni powiew mroźnego powietrza a tumanem śniegu, co sprawił, że zadrżałam, bardziej jednak z nerwów niż z zimna.