Выбрать главу

– No, dawajcie, pokraki!

Nie powiem, żebym nie doceniała tej cechy Heatha, kiedy odgrywał macho, ale tym razem mógł przeszarżować. Wstałam, żeby się skoncentrować.

– Ogniu, znów jesteś mi potrzebny! – Tym razem słowa te wypowiedziałam tonem rozkazującym, godnym starszej kapłanki. Płomienie ogarnęły najpierw moje dłonie, a stamtąd popłynęły wzdłuż ramion. Chciałabym mieć więcej czasu, by zgłębić tajemnicę ognia, dociec, jak to się dzieje, że płonie na mnie, ale nie parzy. Nie było jednak czasu do stracenia. – Posuń się, Heath – powiedziałam tylko.

Spojrzał do tyłu i oczy zrobiły mu się okrągłe ze zdumienia.

– Zo? – zapytał niepewnie.

– Nic mi nie jest, po prostu odsuń się.

Odskoczył, gdy cała w płomieniach zrobiłam krok do przodu. Potwory cofnęły się, nadal usiłując dosięgnąć Heatha.

– Przestańcie! – wrzasnęłam. – Wycofajcie się i zostawcie go! I to już! Jeżeli spróbujecie nas zatrzymać, zabiję was, a coś mi się zdaje, że tym razem wasza śmierć będzie ostateczna.

Szczerze mówiąc, nie chciałam nikogo zabijać. Jedyne na czym mi zależało, to wyciągnąć Heatha całego i zdrowego, po czym znaleźć Stevie Rae i skłonić ją do wytłumaczenia mi, jak to możliwe, że adeptka, która rzekomo umiera, chodzi sobie z pałającymi na czerwono oczami, śmierdzi stęchlizną i przejawia złe skłonności.

Kątem oka zauważyłam jakiś ruch. Odwróciłam się w samą porę, by zobaczyć, jak jedna ze zjaw rzuca się na Heatha. Podniosłam ręce i skierowałam na nią ogień tak, jak się rzuca piłką. Krzycząc, stanęła w płomieniach, a wtedy rozpoznałam w niej Elizabeth Bez Nazwiska, miłą dziewczynę, która przed miesiącem umarła. Teraz jej płonące ciało wiło się na podłodze, wydzielając odór zepsutego mięsa i zgnilizny. I tyle zostało z jej pośmiertelnej powłoki.

– Wietrze i wodo! Wzywam was! – zawołałam i zaraz wiatr zawirował wokół mnie i zapachniało wiosennym deszczem.

Mignął mi widok Damiena i Erin siedzących po turecku obok Shaunee. Mieli zamknięte oczy dla lepszej koncentracji, w rękach trzymali akcesoria w kolorze symbolizującym żywioły. Skierowałam palec w stronę dymiących szczątków Elizabeth i zaraz obmył je deszcz, następnie wiatr rozwiał zielonkawy dym i przeniósł go wysoko ponad nasze głowy, a smród wywiał do dalszych odcinków kanału i stamtąd dalej na zewnątrz.

Zwróciłam się wprost do potworów.

– Każdy, kto spróbuje nas zatrzymać, skończy jak ona – zapowiedziałam, dając znak Heathowi, by szedł przodem, podczas gdy ja będę ubezpieczać nas z tyłu.

Szły za nami. Nie zawsze mogłam je widzieć, szczególnie kiedy skręcaliśmy w pogrążone w ciemności tunele, ale przez cały czas słyszałam ich szuranie i stłumione pomruki. Wtedy zaczęłam odczuwać wyczerpanie, niczym telefon komórkowy, który zbyt długo nie był ładowany, a rozmowa niebezpiecznie się przeciąga. Ogień na mym ciele zagasł prawie całkowicie, jedynie mały płomyk jarzył się jeszcze w prawej ręce. Bez tego Heath nie mógłby dostrzec drogi, a ja nadal szłam z tyłu, gotowa w każdej chwili powstrzymać atak potworów. Kiedy minęliśmy dwa odgałęzienia korytarzy, dałam znak Heathowi, by się zatrzymał.

– Musimy się spieszyć, Zo. Wiem, że masz tę swoją moc, ale ich jest mnóstwo, nie tylko te, które widzieliśmy. Nie wiem, jak wielu możesz dać radę. – Dotknął moich policzków. – Nie chcę cię urazić, ale wyglądasz jak gówno.

Bo też samopoczucie mam gówniane, pomyślałam, ale nie chciałam się do tego głośno przyznawać.

– Mam pewien pomysł.

Właśnie doszliśmy do miejsca, gdzie korytarz zwężał się tak, że wyciągnąwszy w bok ręce, mogłam dosięgnąć obu jego ścian. Cofnęłam się do najwęższej jego części. Heath zaczął iść za mną, ale kazałam mu przejść naprzód. Nachmurzył się, ale zrobił to, o co prosiłam.

Odwróciłam się plecami do Heatha i spróbowałam się skupić. Podniosłam ręce do góry i wyobraziłam sobie świeżo zorane pola, malownicze łąki, jakie spotyka się w Oklahomie, pokryte niezżętą na zimę trawą. Pomyślałam o ziemni, na której stoję… otoczona przez…

– Ziemio! Przywołuję ciebie!

Gdy uniosłam ręce, obraz Stevie Rae mignął mi pod powiekami. Nie wyglądała tak jak kiedyś, z miłą twarzyczką, poważna i skoncentrowana nad zieloną świecą. Teraz skulona leżała w kącie ciemnego tunelu. Wychudzona, blada, z czerwonymi oczami. Jej twarz jednak już nie była bezduszną karykaturą dawnej twarzy ani okrutną maską. Stevie Rae płakała, jej mina wyrażała bezbrzeżną rozpacz. To dopiero początek, pomyślałam. Potem zdecydowanym ruchem opuściłam ramiona i zawołałam głośno:

– Zamknąć!

Tuż nade mną i z boków zaczęły spadać najpierw drobne kamienie wymieszane z ziemią, a następnie większe, w końcu ciała kamienna lawina zasypała korytarz, tłumiąc piski i syki uwięzionych potworów.

Przeniknęła mnie fala słabości, zachwiałam się. Heath objął mnie w pasie mocnym uściskiem, bym nie upadła.

– Trzymam cię, Zo – uspokoił mnie. Oparta o niego pozwoliłam sobie na chwilę odpoczynku. Kilka jego ran otworzyło się podczas naszej ucieczki i zaczęło krwawić, zapach krwi wabił moje zmysły.

– W rzeczywistości nie są tak całkiem uwięzieni – przemówiłam do niego łagodnie, starając się nie myśleć, jak z wielką ochotą zlizałabym krew, która sączyła się po jego policzkach. – Minęliśmy kilka innych odgałęzień korytarzy. Jestem pewna, ze w końcu trafią do wyjścia.

– W porządku, Zo. – Nadal obejmował mnie w pasie, ale odsunął się lekko, by móc spojrzeć mi w oczy. – Wiem, czego ci potrzeba. Czuję to. Gdybyś się posiliła moją krwią, nie byłabyś taka osłabiona. – Uśmiechnął się, jego niebieskie oczy pociemniały. – W porządku – powtórzył. – Zrób to, ja też tego chcę.

– Heath, sam tyle przeszedłeś. Kto wie, ile straciłeś krwi. To nie jest najlepszy pomysł, żebym jeszcze ja ci jej ujmowała. – Mówiłam „nie”, ale głos mi drżał od skrywanego pożądania.

– Nie żartuj. Ja, taki wielki facet, piłkarz i mocarz? Mam wiele krwi do stracenia – żartował. Zaraz jednak spoważniał. – Dla ciebie mogę wszystką stracić. – Patrząc mi w oczy, przeciągnął palcem po jednym ze skaleczeń na policzku, a potem po dolnej wardze. Wtedy pochylił się i pocałował mnie.

Poczułam słodki smak jego krwi, który rozszedł się w moich ustach, przyprawiając mnie o spazm rozkoszy i wlewając w moje ciało zastrzyk nowej energii. Heath przesunął moją głowę tak, bym ustami dotknęła jego skaleczenia na policzku. Kiedy mój język dotknął, Heath jęknął i przytulił mnie mocniej. Zamknęłam oczy i przyssałam się do niego…

– Zabij mnie! – Głos Stevie Rae wdarł się w ciszę i czar prysł.

30.

Twarz paliła mnie ze wstydu, kiedy wyrywałam się z objęć Heatha, zdyszana wycierając usta. Zaledwie kilka metrów od nas w podziemnym korytarzu stała Stevie Rae. Łzy nadal spływały jej po policzkach, a rozpacz malowała się na twarzy.

– Zabij mnie – powtórzyła, szlochając.

– Nie. – Pokręciłam głową i postąpiłam naprzód, by stanąć bliżej, ale ona cofnęła się, wyciągając przez siebie rękę, jakby chciała mnie powstrzymać. Zatrzymałam się, parę razy głęboko odetchnęłam, starając się znów zapanować nad sobą. – Wróćmy razem do Domu Nocy. Wyjaśnimy wszystko, co zaszło. Będzie dobrze, Stevie Rae, nie bój się. ważne, że żyjesz, i tylko to się liczy.

Stevie Rae zaczęła potrząsać głową, gdy tylko się odezwałam.