31.
Znajdowałam się na pięknej łące otoczonej zewsząd gęstym lasem. Łagodny wietrzyk niósł zapach bzu. Przez łąkę przepływał strumień, a jego krystaliczne wody szemrały melodyjnie na kamieniach.
– Zoey, słyszysz mnie? Zoey? – Natarczywy męski głos wdzierał się w mój sen.
Nachmurzyłam się, próbując zignorować ten głos. Nie chciałam się budzić, ale mój duch się zaniepokoił. P o w i n n a m się obudzić. P o w i n n a m pamiętać. O n a powinna mnie pamiętać.
Ale jaka ona?
– Zoey… – Tym razem głos odezwał się w moim śnie, zobaczyłam swoje imię napisane na błękitnym niebie. To był głos damski… znajomy… magiczny… wspaniały. – Zoey…
Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam boginię siedzącą na drugim brzegu strumienia, wdzięcznie opartą o głaz piaskowca, jakie się widuje w Oklahomie, przebierającą stopami w przejrzystej wodzie.
– Nyks! – zawołałam. – Czy ja umarłam? – Moje słowa szeleściły wokół mnie.
Bogini uśmiechnęła się.
– Czy za każdym razem kiedy cię odwiedzę, będziesz zadawała mi to pytanie?
– Nie, ojej, przepraszam. – Moje słowa nabrały różowego koloru, zapewne od zarumienionych z żenowania policzków.
– Nie przepraszaj, córeczko. Spisałaś się bardzo dobrze. Jestem z ciebie zadowolona. A teraz powinnaś się obudzić. Chcę ci też przypomnieć, że żywioły mogą równie dobrze odnawiać, jak i niszczyć.
Zaczęłam jej dziękować, choć nie miałam pojęcia, o czym ona mówi, ale ktoś gwałtownie potrząsał mnie za ramię, a nagły podmuch zimnego powietrza ostatecznie mnie obudził. Otworzyłam oczy.
Wokół wirował śnieg. Nade mną pochylał się detektyw Marx i potrząsał mnie za ramię. Umysł miałam jeszcze zamglony, ale potrafiłam wydobyć z tego zaciemnienia jedno słowo:
– Heath? – zaskrzeczałam.
Marx ruchem głowy wskazał na prawo, gdzie ładowano go do karetki.
– Czy on… – nie mogłam dokończyć.
– Nic mu nie będzie. Jest tylko trochę poturbowany. Stracił wiele krwi, więc dostał coś na uśmierzenie bólu.
– Poturbowany? – Z trudem próbowałam złożyć wszystko w sensowną całość. – Co mu się stało?
– Liczne rany szarpane, tak jak w przypadku tamtych chłopaków. Dobrze, że go znalazłaś i wezwałaś mnie, zanim wykrwawił się na śmierć – Ścisnął mnie za rękę. Sanitariusz próbował odsunąć go ode mnie, ale Marx powiedział: – Ja się nią zajmę. Trzeba ją tylko odstawić do Domu Nocy, tam wydobrzeje.
Zauważyłam, że sanitariusz spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, jakby chciał powiedzieć: wariatka, ale z pomocą silnych ramion Marksa właśnie zdołałam usiąść, a zza jego zwalistej sylwetki nie widziałam już sanitariusza, który burczał coś pod nosem.
– Możesz przejść o własnych siłach do mojego samochodu?
Skinęłam głową. Fizycznie czułam się trochę lepiej, ale w głowie miałam nadal mętlik. Samochód Marksa okazał się wielką terenówką z ogromnymi kołami i klatką bezpieczeństwa. Detektyw pomógł mi wsiąść na przedni fotel, a gdy sadowiłam się na ciepłym i wygodnym siedzisku, nagle coś mi się przypomniało, choć od tego intelektualnego wysiłku pękała mi głowa
– A co z Persefoną?
Przez chwilę Marx miał zdezorientowaną minę, ale zaraz się uśmiechnął.
– Mówisz o klaczy?
Kiwnęłam głową.
– W porządku. Jeden oficer zaprowadził ją do policyjnej stajni, gdzie zostanie, dopóki drogi nie będą przejezdne, i wtedy przewiezie się ją samochodem do Domu Nocy. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Domyślam się, że jesteś bardziej odważna niż policja w Tulsie. Żaden funkcjonariusz nie zdecydował się jechać na niej z powrotem.
Oparłam głowę o zagłówek, podczas gdy Marx włączył napęd na cztery koła w swojej terenówce i ruszył powoli przez zaspy, odjeżdżając coraz dalej od magazynów. Zebrało się tu chyba z dziesięć samochodów – policyjnych plus straż pożarna i karetka pogotowia – wszystkie stały zaparkowane wzdłuż drogi, migając kogutami na czerwono i niebiesko.
– Powiedz, Zoey, co to się dziś wydarzyło?
Wytężyłam pamięć, zmrużyłam oczy, ale jedyną reakcją był nagły i silny ból głowy.
– Nie pamiętam – wykrztusiłam, zmagając się z łupaniem w skroniach. Czułam na sobie jego badawczy wzrok. Spojrzałam mu w oczy i przypomniałam sobie, jak mi mówił o swojej siostrze bliźniaczce, która stała się wampirzycą, ale nadal go kochała. Powiedział, że mogę mieć do niego zaufanie, i rzeczywiście mu wierzyłam. – Coś złego się stało – przyznałam. – W każdym razie z moją pamięcią.
– Okay – odpowiedział z wolna. – Zacznij więc od ostatniej rzeczy, jaką sobie bez trudu przypominasz.
– Czyściłam Persefonę i nagle nabrałam pewności, że wiem, gdzie się znajduje Heath, i że jeśli go nie odnajdę, on umrze.
– Czy jesteście Skojarzeni ze sobą? – zapytał. Moje zaskoczenie musiało być bardzo widoczne, ponieważ uśmiechnął się i ciągnął: – Nieraz rozmawiam z siostrą, a że byłem ciekawy wielu rzeczy dotyczących wampirów, szczególnie w okresie następującym bezpośrednio po Przemianie, często o tym mówiliśmy. – Wzruszył ramionami, jakby to było normalne, że ludzie sporo wiedzą na temat wampirów. – Jesteśmy bliźniakami, więc na ogół nie mamy przed sobą tajemnic. To, że ona stała się wampirzycą, niewiele pod tym względem zmieniło. – Spojrzał na mnie z ukosa i raz jeszcze zapytał: – Zatem jesteście ze sobą Skojarzeni, prawda?
– Tak, ja i Heath jesteśmy Skojarzeni. Dlatego wiedziałam, gdzie on jest. – Nie wspomniałam o Afrodycie. Nie potrafiłabym mu wyjaśnić całej historii z wizjami Afrodyty, które okazały się prawdziwe, mimo że przeczyła temu Neferet…
Jęknęłam głośno, tak wielki poczułam ból głowy.
– Oddychaj głęboko, to ci przyniesie ulgę – poradził detektyw Marx, rzucając w moim kierunku pełne niepokoju spojrzenia, gdy tylko mógł odwrócić wzrok od drogi kryjącej wiele pułapek. – Powiedziałem, przypomnij sobie to, co pamiętasz bez większego wysiłku.
– Nie, dobrze. Chcę sobie przypomnieć pewne rzeczy.
Nadal miał zmartwioną minę, ale dalej zadawał mi pytania.
– Wiedziałaś więc, że Heath jest w opałach, i wiedziałaś też, gdzie się znajduje. Dlaczego w takim razie nie zadzwoniłaś do mnie i nie powiedziałaś, żebym przyjechał do magazynów?
Spróbowałam to sobie uświadomić, ale wraz z próbą przypomnienia sobie szczegółów wzmógł się ból głowy, co wywołało we mnie złość. Bo coś się stało z moją głową. K t o ś mi w niej namieszał. I to mnie strasznie wkurzyło. Potarłam skronie, zacisnęłam z bólu zęby.
– Może przerwiemy na chwilkę? – zaproponował Marx.
– Nie, nie. Muszę tylko pomyśleć – westchnęłam ciężko. Pamiętałam stajnię i Afrodytę. Pamiętałam, że Heath mnie potrzebował, a potem jazdę konną na Persefonie przez zaśnieżoną okolicę do podziemi nieużywanych magazynów. Ale kiedy próbowałam sobie przypomnieć, co się działo później w podziemiach, ostry, nie do zniesienia ból przeszywał mi czaszkę.
– Zoey! – zatroskany głos detektywa Marxa docierał do mnie przez pokłady bólu.
– Coś mi się stało z głową – poskarżyłam się, ocierając z policzków łzy, które dopiero teraz zauważyłam.