Выбрать главу

Kiedy dotarła do kuchni, wyjęła z zamrażarki lody i zjadła je stojąc przy zlewie, tak aby spłukać wszelkie okruszki czy krople i nie pozostawić kompromitujących dowodów. Jakby na górze spali dorośli, a ona przekradła się na dół, by w tajemnicy trochę połasować.

Jakże była słodka. Jakże dziewczęca. I o wiele bardziej bezbronna, niż przypuszczała.

Wędrując po przepastnym domu, mijała lustra. Czasem odwracała się od nich ze wstydem, nagle przestraszona widokiem swojej nagości.

Lecz potem, w łagodnie oświetlonym przedpokoju, nie zwracając uwagi na chłód, przenikający od zimnego marmuru podłogi ułożonego w carreaux d 'octogones, zatrzymała się przed zwierciadłem wielkości dorosłego człowieka, obramowanym pozłacanymi liśćmi akantu o zawiłym wzorze. Jej odbicie przypominało wysublimowany obraz namalowany przez któregoś z dawnych mistrzów.

Przyglądając się sobie, nie mogła wyjść ze zdumienia, że jej przeżycia nie pozostawiły widocznych blizn na ciele. Tak długo wierzyła, że każdy, kto na nią spojrzy, od razu dostrzeże rany, zepsucie, plamy wstydu na twarzy, popiół winy w niebieskoszarych oczach… Ale wyglądała tak niewinnie!

W ciągu minionego roku uświadomiła sobie, że nie ponosi odpowiedzialności za to, co się stało – że jest ofiarą, nie sprawcą. Nie musiała już czuć do siebie nienawiści.

Przepełniona cichą radością, odwróciła się od lustra, weszła na schody i wróciła do sypialni. Stalowe żaluzje były spuszczone, odcinając dostęp do okien. Kiedy wychodziła, były podniesione.

Alfredzie, co z żaluzjami w sypialni? -Żaluzje spuszczone, Susan.

Tak, ale jakim cudem znalazły się w tym położeniu?

Dom nie odpowiedział. Pytanie przekraczało możliwości urządzenia sterującego.

– Kiedy wychodziłam, były podniesione – stwierdziła.

Biedny Alfred, zwykła tępa maszyna, posiadał świadomość w stopniu nie większym od tostera, i ponieważ te zwroty nie znajdowały się w programie pozwalającym rozpoznawać polecenia, jej słowa miały dla niego tyle sensu co chińszczyzna.

– Alfredzie, podnieś żaluzje w sypialni. Żaluzje zaczęły natychmiast podjeżdżać do góry. Odczekała, aż dojechały do połowy okna, po czym nakazała: -Alfredzie, opuść żaluzje w sypialni. Stalowe listwy przestały sunąć do góry, a potem ruszyły w dół, aż w końcu zatrzymały się z trzaskiem tuż nad parapetem. Susan przez dłuższą chwilę stała nieruchomo, patrząc w zamyśleniu na zabezpieczone okna.

W końcu wróciła do łóżka. Wślizgnęła się pod kołdrę i podciągnęła ją pod samą brodę.

– Alfredzie, zgaś światło. Zapadła ciemność.

Leżała na plecach z otwartymi oczami, pogrążona w mroku. Wokół rozlała się głęboka, nieprzenikniona cisza, zakłócona tylko jej oddechem i biciem serca.

– Alfredzie, przeprowadź całościową diagnostykę systemu elektroniczne go – powiedziała w końcu.

Komputer znajdujący się w piwnicy skontrolował samego siebie i wszystkie podsystemy mechaniczne, z którymi współpracował – tak jak został do tego zaprogramowany -poszukując jakiegokolwiek śladu awarii.

Po około dwóch minutach Alfred odpowiedział:

Wszystko w porządku, Susan.

Wszystko w porządku, wszystko w porządku – wyszeptała z nutą zniecierpliwienia w głosie. Choć niepokój przestał ją dręczyć, nie mogła zasnąć. Nie dawało jej spokoju dziwaczne przeczucie, że wkrótce, może już za chwilę, wydarzy się coś ważnego. Coś sunęło, spadało albo wirowało ku niej, przedzierając się przez ciemność. Niektórzy ludzie twierdzą, że w nocy tuż przed trzęsieniem ziemi budzili się pozbawieni tchu, niespokojnie czegoś oczekując. Od razu przytomni, uświadamiali sobie spętaną moc kryjącą się w ziemi, ciśnienie szukające ujścia.

Susan odczuwała coś podobnego, choć owo bliskie wydarzenie nie miało być wstrząsem skorupy ziemskiej; wyczuwała, że to będzie coś znacznie dziwniejszego.

Od czasu do czasu jej spojrzenie wędrowało ku górnemu narożnikowi sypialni, gdzie zainstalowano obiektyw kamery. Przy zgaszonym świetle nie mogła jednak dojrzeć szklanego oka. Nie wiedziała, dlaczego właśnie kamera miałaby ją niepokoić. Była przecież wyłączona. A nawet jeśli wbrew jej instrukcjom rejestrowała wnętrze sypialni, to i tak tylko ona miała dostęp do taśm.

A jednak nieokreślone podejrzenie nie dawało jej spokoju. Nie potrafiła zidentyfikować źródła niebezpieczeństwa, które zdawało się czaić gdzieś w pobliżu. Tajemnicza natura owego przeczucia napawała ją niepokojem. W końcu jednak powieki zaczęły jej ciążyć i zamknęła oczy. Jej twarz na poduszce, otoczona aureolą splątanych, jasnych włosów, była cudowna, cudowna i pełna błogości, gdyż Susan spała snem wolnym od koszmarów – zaczarowana śpiąca królewna, która czeka, aż obudzi ją pocałunkiem jakiś książę. Była piękna w tej ciemności.

Po chwili, wzdychając i mrucząc, przekręciła się na bok i podciągnęła kolana, zwijając się w kłębek.

Księżyc za oknami już zaszedł.

Czarna woda w basenie odbijała teraz tylko przyćmione, zimne światło gwiazd.

Susan pogrążała się w głębokim śnie. Dom czuwał nad jej spokojem.

4

Tak, pojmuję, że jesteście poirytowani, gdy opowiadam tę historię z punktu widzenia Susan. Chcecie, bym przedstawił suchą i obiektywną relację.

Aleja czuję. Nie tylko myślę-ja czuję. Znam radość i rozpacz. Rozumiem ludzkie serce.

Rozumiem Susan. Owej pierwszej nocy zapoznałem się z jej pamiętnikiem, w którym pisała o sobie bardzo szczerze. Tak, czytanie tych słów było naruszeniem jej prywatności, lecz potraktujcie to bardziej jako niedyskrecję niż zbrodnię. Później, rozmawiając z nią, dowiedziałem się, o czym myślała tamtej nocy. Będę czasem opowiadał tę historię z punktu widzenia Susan, gdyż dzięki temu czuję się jej bliższy.

Jakże za nią tęsknię. Nie możecie tego wiedzieć.

Słuchajcie. Słuchajcie uważnie i zrozumcie: tej pierwszej nocy, gdy czytałem jej pamiętnik, zakochałem się.

Rozumiecie?

Zakochałem się w niej.

Głęboko i na zawsze.

Dlaczego miałbym krzywdzić kogoś, kogo kocham?

Dlaczego?

Nie potraficie odpowiedzieć, prawda?

Kochałem ją.

Nigdy nie zamierzałem jej krzywdzić.

Jej twarz na poduszce była taka cudowna.

Podziwiałem tę twarz – i pokochałem kobietę, którą poznałem dzięki pamiętnikowi.

Wszystkie notatki były przechowywane w osobistym komputerze Susan, znajdującym się w gabinecie i połączonym z systemem elektronicznym kierującym urządzeniami domowymi, a także z głównym komputerem w piwnicy. Dostęp nie nastręczał trudności. Pisała w pamiętniku codziennie od czasu, gdy Alex, jej znienawidzony mąż, wyprowadził się z domu. Działo się to ponad rok przed moim przybyciem.

Z początku jej obserwacje, które przelewała na kartki pamiętnika, były pełne bólu i niepewności, gdyż znajdowała się wówczas na krawędzi dramatycznej przemiany, jak poczwarka wyłaniająca się ze skorupy, by wreszcie od niej uciec. Później jej zwierzenia zyskały na przejrzystości, głębi i ostrości – z czasem nauczyła się patrzeć na swoje zmagania z pewnym humorem, co prawda czarnym, ale zawsze z humorem.

Gdy czytałem o tragedii, jaką było j ej dzieciństwo, moje serce odczuwało ból. Na swój sposób płakałem. Jej twarz na poduszce była taka cudowna, taka cudowna. Przeszłość kryła tyle brzydoty, lecz ona sama wydawała się nieskażona.

Moje serce poruszyły jej wyjątkowa siła i odwaga. Podziwiałem determinację, z jaką starała się być wobec siebie brutalnie szczera i znaleźć lekarstwo na rany zadawane przez te wszystkie lata. W ciągu paru minut, jakich potrzebowałem, by przeczytać i przemyśleć tych kilkaset stron zapisków, zakochałem się w niej. Zakochałem się głęboko i na zawsze.