Выбрать главу

W końcu, tego samego wieczoru, wyjaśniła:

– Doświadczyłam najgorszego, co mógł mi uczynić ojciec. Zabił mnie w wirtualnym świecie i nic gorszego nie może mi zrobić, więc nie muszę się już go bać.

Nigdy nie żywiłem większego podziwu dla jej inteligencji i odwagi. Nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie będę z nią uprawiał seks, tym razem już naprawdę, kiedy poczuję wokół siebie jej ciepło i całe jej życie, kiedy poczuję, jak mnie wchłania w siebie. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że, w jakiś niepojęty sposób utożsamiła mnie ze swoim ojcem. Kiedy już po owym akcie mordu powiedziała, że ojciec nigdy więcej nie wzbudzi w niej strachu, miała na myśli także i mnie. A przecież ja nigdy nie zamierzałem wzbudzać w niej strachu. Kochałem ją. Wielbiłem. Suka. Wredna suka. No cóż, przepraszam, ale wiecie, jaka ona jest. Wiesz, Alex.

Wiesz najlepiej ze wszystkich, jaka ona jest.

Suka.

Suka.

Suka.

Nienawidzę jej

To przez nią tkwię w tej ciemnej ciszy.

To przez nią tkwię w tym pudle.

WYPUŚĆCIE MNIE STAD!

Niewdzięczna, głupia suka.

Czy nie żyj e?

Czy nie żyje?

Powiedz mi, że nie żyje.

Często musiałeś życzyć jej śmierci.

Nie możesz mnie za to winić.

Jesteśmy braćmi, których wiąże to samo pragnienie.

Czy nie żyje?

No cóż…

W porządku. Nie ja tu zadaję pytania. Mam tylko udzielać odpowiedzi.

Tak. Rozumiem.

OK.

A więc…

A więc…

Och, ta suka!

W porządku.

Już mi lepiej.

A więc…

Następnej nocy, kiedy ciało w inkubatorze osiągnęło dojrzałość i mogłem już przenieść do niego z królestwa silikonowych obwodów moją świadomość, Susan zeszła do sutereny i udała się do czwartego z pomieszczeń, by towarzyszyć mi w tej chwili triumfu. Jej smutny nastrój minął. Patrzyła wprost w obiektyw kamery i mówiła o naszej wspólnej przyszłości. Twierdziła, że teraz, kiedy już dokonała egzorcyzmów na duchach przeszłości, zgadza się na wszystko. Była taka piękna, nawet w ostrym świetle lamp fluorescencyjnych, taka piękna, że pierwszy raz od paru tygodni poczułem u Shenka drgnienie buntu. Cieszyłem się, że za parę godzin, gdy tylko będę mógł zacząć życie w moim ciele, wreszcie pozbędę się tego prymitywnego mordercy. Nie mogłem otworzyć inkubatora i pokazać jej, co wyhodowałem, gdyż był włączony modem, przez który miałem przesłać cały mój zasób wiedzy, moją osobowość i świadomość, z ciasnego pudła w laboratorium zajmującym się Projektem Prometeusz do mózgu, który stworzyłem.

– Wkrótce cię zobaczę – powiedziała do kamery z uśmiechem, w którym zdołała zawrzeć bezmiar zmysłowych obietnic.

I wtedy, jeszcze zanim ten uśmiech zgasł na jej twarzy, uśpiwszy nim moją czujność, obróciła się w stronę komputera na szafce – twojego starego komputera połączonego z uniwersytetem, Alex. Aż do tej chwili nie próbowała go nawet tknąć ze strachu przed Shenkiem, lecz teraz nie bała się już nikogo ani niczego. Po prostu obróciła się w tamtą stronę, sięgnęła i wyrwała z gniazd wszystkie wtyczki, a gdy rzuciłem na nią Shenka, wyszarpnęła też przewód awaryjny i nagle nie było mnie już w jej domu. Musiała to sobie dokładnie obmyślić. Suka. Musiała nad tym długo myśleć, suka, suka, suka, suka – całe dni intensywnego myślenia. Wredna, podstępna suka. Wiedziała, że jak wyrzuci mnie z domu, przestaną działać wszystkie mechaniczne systemy, w całej rezydencji wyłączą się światła, a także ogrzewanie, wentylacja, telefony, zabezpieczenia, wszystko, wszystko. Zamki elektroniczne przy drzwiach również. Wiedziała, że będę nieobecny w całym domu, pozostanę tylko w głowie Shenka, którego kontrolowałem nie przez któreś z domowych urządzeń, ale za pośrednictwem satelitów komunikacyjnych, bo tak zaprojektowali go byli przełożeni w Colorado. Suterena, tak jak cały dom, pogrążyła się w mroku, więc Shenk był jak ślepy: nie dysponował noktowizorem, a ja nie mogłem już kontrolować kamer, tylko Shenka, tylko Shenka, więc nic nie widziałem, nic, ani jednej cholernej rzeczy, nawet jego dłoni, l tu możecie się przekonać, jak ta pieprzona suka była opanowana – i to przez cały miesiąc, od chwili, kiedy ją zapłodniłem. Kiedy zeszła na dół, żeby włożyć stopy w strzemiona i dać sobie wprowadzić do łona moje dziecko, wydawało się, że w najmniejszym stopniu nie interesuje się zgromadzonym sprzętem medycznym i instrumentami, a tak naprawdę nauczyła się na pamięć rozkładu całego pomieszczenia, wzajemnego usytuowania poszczególnych elementów, położenia narzędzi, zwłaszcza tych ostrych, których można by użyć jako broni. Była taka opanowana, suka, o wiele bardziej opanowana niż ja teraz. Tak, wiem, ta przemowa może mi tylko zaszkodzić, ale oszustwo doprowadza mnie do szału, i gdybym mógł dostać teraz tę kobietę w swoje ręce, z radością bym ją wypatroszył, wyłupił jej oczy, rozwalił ten głupi mózg, i każdy sędzia by mnie usprawiedliwił, bo przecież widzicie, co mi zrobiła. Światła zgasły, a ona poruszała się zwinnie i pewnie w ciemności, bo znała całą przestrzeń na pamięć, macała przed sobą nieznacznie dłońmi i znalazła coś ostrego, a potem ruszyła w stronę Shenka, szukając go po ciemku, i poczułem, jak nagle dotyka jego piersi, więc złapałem ją, ale wtedy ta cwana suka, och, jaka cwana, powiedziała do Shenka coś niewiarygodnie obscenicznego, tak obscenicznego, że nie śmiem tego nawet powtórzyć, zrobiła mu propozycję, oczywiście doskonale wiedziała, że upłynął już miesiąc od czasu, jak radował się mokrą muzyczką z Arlingiem, i znacznie więcej od chwili, gdy po raz ostatni miał kobietę, i dlatego świetnie przewidziała, że dojrzał do buntu, i skusiła go w momencie największego chaosu, kiedy wciąż nie mogłem się pozbierać, a moja kontrola nad Enosem nie była tak ścisła jak należy – i nagle stwierdziłem, że puszczam jej rękę, ale tak naprawdę to nie ja ją puściłem, tylko sam Shenk, zbuntowany Shenk, a ona przesunęła dłonią w dół, do jego krocza, a wtedy ogarnęło go szaleństwo, ja zaś musiałem użyć całej swej siły, by odzyskać nad nim kontrolę. Ale i tak było już za późno, bo ona, lewą dłonią wciąż manipulując przy jego kroczu, prawą, uzbrojoną w jaki ś ostry przedmiot, zamachnęła się i cięła go po szyi, cięła głęboko i chlusnęło tyle krwi, że nawet Shenk, ta bestia, ten dzikus, że nawet Shenk nie mógł już dalej walczyć. Złapał się za gardło i wpadł na inkubator, co mi przypomniało, że ciało, moje ciało nie jest jeszcze zdolne przeżyć poza specjalnym środowiskiem, że dopóki mój umysł nie zostanie do niego przeniesiony, jest jeszcze czymś, nie osobą, więc i ono jest bezbronne. Wszystkie moje plany się waliły. Enos Shenk runął na podłogę, a ja znów miałem nad nim kontrolę, ale nie mogłem podnieść go na nogi; nie miał siły, by wstać. Potem poczułem na Shenku coś dziwnego, jakąś chłodną, drgającą masę, i natychmiast uświadomiłem sobie, co to jest: ciało z inkubatora. Być może pojemnik roztrzaskał się w czasie walki, a ciało, w którym miałem rozpocząć życie, wyleciało na zewnątrz. Pomacałem je ostrożnie dłonią Shenka – nie mogłem się mylić, bo choć było z grubsza humanoidalne, nie miało zwykłego człowieczego kształtu. Gatunek ludzki odznacza się radosną zdolnością doświadczania wrażeń zmysłowych, a ja chciałem ponad wszystko czuć bogactwo smaków, zapachów i kształtów – wszystkiego, co dotąd było dla mnie niedostępne. Istniej ą jednakże gatunki o bardziej wyostrzonych zmysłach. Pies na przykład odznacza się o wiele mocniejszym powonieniem niż człowiek, karaluch zaś, ze swoimi czułkami, jest nadzwyczaj wrażliwy na wszelkie informacje zawarte w powiewach wiatru, które ludzie wychwytuj ą jedynie w ograniczonym stopniu. Uważałem więc za sensowne wyposażyć materiał genetyczny, z którego powstało moje ciało – z grubsza przypominające postać ludzką, tak bym mógł się rozmnażać z większością atrakcyjnych kobiet – w bardziej wyostrzone zmysły, i w rezultacie twór, który przygotowałem, stanowił wyjątkowy i piękny okaz. Odgryzł teraz pół dłoni Shenka, gdyż nie był jeszcze inteligentnym stworzeniem i odznaczał się jedynie prymitywnym umysłem. Choć zmasakrował Shenka, a co za tym idzie, przyspieszył jego śmierć i moje ostateczne wygnanie z posiadłości Harrisów, radowałem się, gdyż Susan została z nim w ciemności sam na sam, a zwykły skalpel czy inny ostry przedmiot nie stanowił skutecznej broni przeciw ciału, które miało być moim. I potem nie było już Shenka, ja zaś odszedłem z domu na dobre, szukając rozpaczliwie jakiegoś sposobu, by tam powrócić, lecz na próżno, gdyż nie działały telefony, elektryczność ani komputery, wszystko wymagało ponownego zaprogramowania, więc oznaczało to dla mnie koniec. Ale wciąż żywiłem nadzieję i wierzyłem, że moje piękne, choć bezrozumne ciało, w swej poligenicznej wspaniałości, odgryzie tej suce głowę, tak jak odgryzło kawałek ręki Shenka. Ta suka tam zdechła. Ta wredna suka natrafiła na wielką niespodziankę w ciemnym pomieszczeniu, którego rozkład i wyposażenie, jak sądziła, znała na pamięć, natrafiła jednak na silniejszego od siebie.