Выбрать главу

Potem był już tylko płacz, rozpacz i chaos. W końcu głośno wciągnęła powietrze i oznajmiła, szlochając:

– Oni go złapali. Pojmali go.

– Nie, Unni – odparł jej przodek, don Sebastian. – Nie, oni go nie pojmali.

Podniosła nań wykrzywioną bólem twarz i zapłakane czerwone oczy.

– No to gdzie się w takim razie znajduje?

– Teraz Jordi jest w naszym świecie.

Unni zaniosła się znowu przejmującym szlochem.

– Nie żyje? – pisnęła.

Rycerz tylko czekał z odpowiedzią.

– Posłuchaj no, moje dziecko. Jeśli Jordi zdołał pozamykać wszystkie wyjścia demonów, i także to tutaj, rzecz jasna, i jeśli wy przesuniecie sarkofag do tamtych dwóch, to jesteśmy wolni. My, i doña Urraca, i królewskie dzieci. Ty i don Morten, i doña Sissi również. Wkrótce się o tym dowiemy. Ale Jordi… Doña Urraca mówi, że ponieważ te dane mu dodatkowo pięć lat kończą się w dniu jego trzydziestych urodzin, co wypada za dwa i pół miesiąca, to do tej chwili nic mu nie grozi. W dniu urodzin jednak musi umrzeć. Unni zerwała się z miejsca.

– A jeśli ja go odnajdę przedtem?

Don Sebastian uśmiechnął się z głębokim smutkiem. I – Nie odnajdziesz go, moje dziecko. On znajduje się w krainie granicznej. Tej samej, w której jesteśmy i my. A to nie jest przyjemne miejsce.

– Ale skoro Jordi jest w waszym świecie, to musicie chyba wiedzieć, gdzie dokładnie?

– Ach, to nie takie proste. Ten nasz świat jest amorf…? Amorf? No, pozbawiony formy.

– Bez granic?

– Można tak powiedzieć. On jest wszędzie i nigdzie.

– A cóż to za okropne miejsce? – spytała Unni z pewną irytacją.

– To świat tych, którzy nie mogą umrzeć i świat upiorów.

Unni zadrżała. Nie zamierzała jednak ustąpić.

– Ale jeśli go odnajdę?

– To jest myślenie życzeniowe! Gdybyś jednak zdołała go uratować i przywrócić do życia… to niemożliwy pomysł! Ale gdyby, to tak, wtedy on zostanie z tobą.

– Jako istota żyjąca?

– Tak. Wszystkie otaczające go cienie śmierci znikną. Nie rozumiem tylko, jak mogłabyś tego dokonać.

– My jej pomożemy – wtrącił pospiesznie Antonio. Sissi, Morten i Juana przyłączyli się do niego z zapałem.

– Dziękuję, ale nie. Wystarczy, że jedno z was narażać będzie życie – powiedział don Federico z wyrzutem. – Ale wy czegoś nie pojmujecie. Jakim sposobem macie zamiar dotrzeć do niego w tej sytuacji?

Unni nie ustępowała.

– No a sam Jordi? Gdyby on nam pomógł?

– Możesz być pewna, że pomoże. On zrobiłby wszystko, żeby tylko wyrwać się z tego obrzydliwego świata i wrócić tu do was, a zwłaszcza do ciebie, wybranki swego serca.

Aż tak romantycznie to dzisiaj chyba już nikt się nie wyraża.

– Czy moglibyśmy jednak spróbować przesunąć sarkofag? – zakończył don Federico.

Ludzie kulili się. Rzucali niespokojne spojrzenia w stronę ciemnego kąta.

Pierwszy otrząsnął się Antonio.

– Tak jest. Musimy skoczyć na głęboką wodę. Gdzie on powinien stać?

Rycerze się ożywili.

– W każdym razie nie między sarkofagami obojga młodych – rzekł don Garcia. – Najpierw zestawmy razem ich trumny!

Łatwo powiedzieć, pomyślała Unni cierpko. Zwłaszcza że żaden z was, rycerzy, nawet palcem nie ruszy, żeby nam pomóc.

Unni była oczywiście niesprawiedliwa. Rycerze po prostu im pomóc nie mogli.

Nagle Unni zdała sobie sprawę z tego, jak w gruncie rzeczy niewiele jest w ich gronie osób, które mogą się zająć przesuwaniem sarkofagów. To Antonio, Morten i Sissi. Wkład Juany, a także jej samej, nie będzie zbyt wielki. „Słyszałeś, jak strasznie dudniło, kiedy przechodziliśmy przez most”? – spytała pchła swojego towarzysza słonia.

Nie, nie, to nie czas ani miejsce na żarty. Tęskniła za Jordim tak, że ból rozsadzał jej piersi, a z oczu znowu pociekły łzy.

Brakowało jej też Miguela. Podeszła do niej Sissi z zapłakaną twarzą i słowami pocieszenia.

– Odnajdziemy ich, Unni! Nigdy się nie poddamy! Unni z zapałem kiwała głową i mocno ściskała rękę Sissi.

– Odnajdziemy ich. Obie. Tego możesz być pewna!

2

Z największym trudem zdołali przesunąć sarkofag infantki Elviry, po czym przeszli do miejsca spoczynku infanta Rodrigueza. Byli już naprawdę zmęczeni, tym bardziej że głód trawił resztki ich sił. Antonio poważnie się martwił o drogę powrotną z gór. Jeśli w ogóle dotrwają do czegoś takiego jak powrót z gór. Pozostało przecież jeszcze największe wyzwanie: odsunięcie od górskiej ściany wielkiego sarkofagu króla.

Rycerze ustalili, gdzie powinien stać. Na szczęście niezbyt daleko od miejsca, w którym się dotychczas znajdował.

Sissi, która nie musiała się już starać, by w obecności Mortena zachowywać się jako istota na wskroś kobieca, znacznie od niego słabsza, stanęła przy jednym końcu kamiennej trumny, Antonio przy drugim. Na szczęście sarkofag miał coś w rodzaju uchwytów. Pozostała trójka bez najmniejszego szacunku odgarniała zamaszystymi kopniakami perły i wszelkie klejnoty z podłogi, po czym ustawiła się z tyłu za trumną, by w stosownej chwili ją popychać i – jeśli się uda – przesuwać.

Wszyscy byli bladzi i spięci, Urraca i rycerze także, Unni słyszała odmawiane szeptem modlitwy, widziała składane i rozprostowywane ręce.

– Jesteś gotowa, Sissi? – spytał Antonio cicho.

Dziewczyna kiwnęła głową. Ledwo była w stanie oddychać.

– No to już. Raz, dwa trzy!

Sarkofag na szczęście nie został przytwierdzony ani do podłogi, ani do ściany. Pchnęli go oboje równocześnie i ciężka trumna przesunęła się o jakieś pół metra do przodu. Antonio i Sissi odskoczyli w tył, tak jak ich Urraca upominała. Reszta ukryła się już wcześniej.

Oboje zdążyli jednak zauważyć, że skała za sarkofagiem jest gładka, nienaruszona.

– Dziura została zatkana – powiedział Antonio, starając się, by jego głos brzmiał obojętnie.

Przez grotę przetoczyło się głębokie westchnienie ulgi. Wszyscy podeszli, by zobaczyć to na własne oczy. Z tamtej strony, zza ściany, nie docierał żaden dźwięk.

– Zrezygnowali z tego wyjścia – powiedziała Urraca. – Jordi to zrobił! Udało mu się! – wołał Antonio w zachwycie i oszołomieniu.

Unni nigdy nie widziała, by twarze rycerzy były takie rozpromienione, takie radosne.

– Dziękujemy ci, Jordi, gdziekolwiek jesteś – wyszeptał don Federico wzruszony. – Dziękujemy wam wszystkim, naszym wyjątkowym, ofiarnym młodym przyjaciołom, a także waszym pomocnikom. Dziękuję, z całego serca dziękuję!

Urraca też się uśmiechała, chociaż z pewnym smutkiem.

Unni spostrzegła, że don Galindo, niemal się zataczając, wyszedł z groty i podszedł do swojego wierzchowca. Długo stał z twarzą wtuloną w końską grzywę. Mrugała, żeby powstrzymać uparte łzy.

Teraz ich tracimy, pomyślała. Są już wolni. Świadomość tego mąciła jej radość zwycięstwa. Ale cóż, wspólnymi siłami ustawili sarkofag na miejscu.

Nieoczekiwanie, dosłownie z powietrza, pojawił się król Agila w towarzystwie obojga infantów. Nie mogli wprawdzie uściskać swoich wyzwolicieli, ale dziękowali każdemu po kolei. Antonio obiecał, że zostanie im zorganizowany godny pogrzeb, tak by wszyscy mieszkańcy kraju się o nim dowiedzieli, pogrzeb celebrowany przez biskupa.

W następnym momencie, przerażony, pytał sam siebie, czy Agila w ogóle był ochrzczony oraz czy nie powinien był wspomnieć raczej kardynała niż biskupa. Ale to nic. Oni i tak wiedzieli, że ma najlepsze intencje.

Unni patrzyła w oczy obojgu królewskim dzieciom, widziała szczęście rozpromieniające ich szlachetne, arystokratyczne twarze i nie mogła opanować wzruszenia. Zresztą dlaczego miałaby to robić?