Выбрать главу

Sissi uniosła rękę.

– Nie powtarzaj tego nigdy więcej. Nie jestem w stanie już słuchać, że demon to zawsze demon.

Pedro miał wyrzuty sumienia, bo dokładnie to zamierzał jej powiedzieć.

I był wdzięczny losowi, że akurat w tym momencie przyleciał kolejny helikopter, a nawet dwa. Chociaż ten drugi musiał poczekać z lądowaniem, aż pierwszy odleci. Tym razem miała się z nim zabrać Juana, była bowiem tak zmęczona, że marzyła wyłącznie o łóżku. Och, cóż za rozkoszne marzenie!

Z drugiego helikoptera wysiedli policjanci oraz konserwator zabytków Asturii. Antonio postanowił odesłać Mortena, Sissi oraz Unni, a sam zostać, by złożyć wyjaśnienia. Tamci protestowali dosyć umiarkowanie. Bardzo, bardzo powściągliwie. W Panes czekała Gudrun, by przyjąć najpierw Juanę, a następnie całą resztę. Wydawało się to takie miłe. Cywilizacja. Wygody. Ludzie. Ciepło… A poza tym możliwość snu. Spać, spać!

Konserwator nie wierzył własnym oczom. Miał oto przed sobą Święte Serce Galicii. Złotego Ptaka z Ofir, w którego istnienie nikt nie wierzył. Ogromny klucz z kutego złota do miasta Stantillana del Mar, królewskie korony… nie mówiąc już o rozmaitych klejnotach, perłach i szlachetnych kamieniach, leżących dosłownie wszędzie, o tych wszystkich tiarach, diademach, wysadzanych rubinami krzyżach i w ogóle niewiarygodnych kosztownościach walających się po podłodze.

Odjeżdżający musieli przejść przez upokarzającą kontrolę osobistą przy wsiadaniu do helikoptera. Ich skromne bagaże zostały dokładnie przetrząśnięte. Antonio się na moment przestraszył, czy Morten nie włożył sobie czegoś do kieszeni, zaraz się jednak okazało, że nie, i Antonio musiał się wstydzić.

Wszyscy, rzecz jasna, rozumieli podejrzliwość policji. Zwłaszcza że potem policjanci szczerze przepraszali. Z pewnością imponowała im taka uczciwość pośród aż tylu pokus.

– Dostaną państwo znaleźne – obiecał konserwator. – Nagrodę za to wszystko.

– Dziękujemy – roześmiał się Antonio. – I przyjmujemy z radością, znajdziemy dla niej zastosowanie.

W końcu helikopter z trojgiem przyjaciół na pokładzie wzniósł się w powietrze. Antonio widział twarz Unni przyciśniętą do szyby, widział, jak z bezgranicznym smutkiem chłonie obraz tej zapomnianej przez Boga i ludzi doliny, po czym został znowu sam wobec próby wyjaśnienia wszystkiego, co się tu stało. Co prawda był z nim Pedro, który przynajmniej część problemów może wziąć na siebie. Ale to było tylko źdźbło, jedyna podpora, jaka mu została.

Antonio rozpaczliwie zapragnął znaleźć się jak najdalej stąd. Daleko od tych patetycznych kamiennych kolosów, które wkrótce znowu pogrążą się w swojej odwiecznej samotności. Daleko od groty, z której właśnie wynoszono Emmę. Mój Boże, jak zdoła zachować równowagę psychiczną? Jak wyjaśni to wszystko, nie wspominając o demonach? O Miguelu jednak będzie musiał powiedzieć. Ale gdzie on się teraz podziewa? Więc jak zdoła to wszystko wytłumaczyć i nie zostać uznanym za wariata?

Nie wiedział też, czy powinien wspomnieć o hrabim, który ma teraz nad sobą spory fragment zawalonego dachu, uznał jednak w końcu, że najlepiej będzie mówić szczerze. Opowiedzieć o wszystkich pułapkach. Poza tym w kieszeniach hrabiego znajdzie się pewnie sporo klejnotów. To będzie dowodem na kryminalną chciwość jego i jego kompanów. Wskaże, kto jest po złej stronie, a kto po dobrej.

Na takie pragnienie zemsty Antonio mógł sobie chyba pozwolić. Bo gdyby nie ci wstrętni, chciwi poszukiwacze skarbów, wszystko poszłoby dużo łatwiej.

No, może niekoniecznie…

W każdym razie oni nie mieliby na sumieniu tych wszystkich trupów.

Boże, jakże on by chciał znaleźć się daleko stąd! Od tych kamieni pogrążonych w ciszy. Od tego śniegu zapowiadającego nadejście zimy.

Do domu! Do domu, do Vesli i maleńkiego chłopczyka, którego dotychczas nie widział.

Antonio był potwornie zmęczony. Po prostu chciał już mieć to wszystko za sobą.

CZĘŚĆ DRUGA. POWITANIE W DOMU

5

W samochodzie z lotniska Gardermoen do domu, czyli do willi w Lierbakkene, pełen radosnych oczekiwań na spotkanie z rodziną Antonio nagle zesztywniał.

Boże drogi, wysłaliśmy Miguela w świat bez pieniędzy i w ogóle bez czegokolwiek! My wszyscy, jego jedyni przyjaciele, zdradziliśmy jedynego demona na ziemi, zostawiliśmy go własnemu losowi, który nie wiadomo co mu zgotuje. Przecież Miguel nie ma pojęcia, jak się obchodzić z ludźmi w tym pełnym stresujących sytuacji świecie współczesnym. Jak sobie poradzi? W najgorszym razie jego demoniczna natura znowu weźmie górę i Miguel popełni jakieś straszne przestępstwo tylko po to, by zdobyć coś tak podstawowego jak jedzenie.

Boże, Boże, co myśmy zrobili?

Antonio zatrzymał samochód, żeby zadzwonić do Pedra i Gudrun, którzy wciąż przebywali w Hiszpanii. Przedstawił starszemu przyjacielowi swoje zmartwienie.

– Masz rację – powiedział Pedro w zamyśleniu. – Nie będzie mu łatwo, gdy zechce zostać porządnym człowiekiem. Sissi nadal tu jest. Nie chce wyjechać z Hiszpanii, dopóki się nie dowie, gdzie przebywa Miguel.

– Tylko że Sissi, z tego co wiem, nie może się z nim spotkać, dopóki Miguel nie stanie się w pełni człowiekiem… jeśli kiedykolwiek do tego dojdzie.

– Spróbuj jej to wytłumaczyć!

– Tak, ja rozumiem – przyznał Antonio. – Mnie się to wydaje dziwne, że Urraca wysłała go gdzieś, by się doskonalił w człowieczeństwie, zanim znowu będzie się mógł spotkać z Sissi. Biedni ci ludzie, na których on zechce trenować nowe zachowania!

– Moim zdaniem Urraca ukryła go przed innymi demonami, żeby nie zrobiły z niego siekanego kotleta. Ale chyba masz rację, nasza szlachetna czarownica nie przemyślała sprawy do końca.

– Nikt z nas tego nie zrobił. Powinniśmy byli przynajmniej dać mu pieniądze.

– Oczywiście. A nie dostrzegliście jakichś śladów jego obecności, zanim opuściliście dolinę?

– Nie. Nikt niczego nie widział, chociaż krążyliśmy długo i oglądaliśmy różne doliny w okolicy. Sissi wypatrywała naturalnie jak szalona, ale ona też nic nie widziała.

– Ani ja. Jak myślisz, czy on mógł jeszcze wykorzystać swoje skrzydła?

– Nie – odparł Antonio zamyślony. – Nie, on zdecydowanie nie chciał już więcej występować jako Tabris.

– Antonio, w takim razie my weźmiemy samochód i pojedziemy w stronę Picos de Europa, jak daleko się da. Może gdzieś na niego natrafimy.

– Zróbcie tak, proszę. Bardzo się o niego martwię; Sissi pewnie pojedzie z wami?

– Ja nie wiem, gdzie ona teraz się podziewa, w każdym razie u nas jej nie ma. I Antonio… Jeśli my nie znajdziemy Miguela, to porozum się z Unni! Może uda jej się nawiązać kontakt z Urraca albo przynajmniej z rycerzami. Jest jedyną, która może próbować. Być może oni wiedzą, gdzie znajduje się Miguel?

– Tak zrobię. Tylko że Unni jest kompletnie pochłonięta myślą o Jordim. No ale nic, spróbuję z nią porozmawiać. I Pedro… Gdyby wam się udało go spotkać, to dajcie mu coś tak współczesnego, jak telefon komórkowy! W razie czego będzie mógł się z wami skontaktować. Albo z Sissi. To może wzmocnić jego wolę. Pedro się uśmiechnął.

– Cóż, Miguel zawsze traktował te nowoczesne wynalazki z wielkim sceptycyzmem, ale pomysł jest niezły. No to będziemy w kontakcie.

Nareszcie Antonio mógł pojechać do domu. Napięty niczym struna wyszedł na podjeździe z samochodu.

Jak dawno temu był tu po raz ostatni!

W rzeczywistości to nawet nie tak dawno, ale wydawało mu się, że minęła cała wieczność.