Выбрать главу

– Dlaczego?

– Rozpowiada na prawo i lewo, że idziemy razem na bal absolwentów. Albo zwariował, albo chce mi jakoś wynagrodzić to, co się stało… No, sam wiesz, kiedy. Uważa widocznie, że ten bal to idealna okazja. Wydedukowałam, że jeśli narażę jego życie na niebezpieczeństwo, to sobie odpuści, bo wyrównamy rachunki. Może gdy zobaczy to Lauren, też mi przy okazji odpuści – naprawdę, nie potrzebuję wrogów. Ha, będę musiała się przyłożyć. Jeśli jego nissan trafi na złomowisko, Tyler na pewno nikogo nie zaprosi na bal, bo jak to tak, bez samochodu…

– Słyszałem, jak się chwalił. – Jego głos był już spokojniejsi.

– Naprawdę? – spytałam z niedowierzaniem. Poczułam napływ irytacji. – Hm – mruknęłam, planując coś lepszego. – Jeśli będzie sparaliżowany od szyi w dół, to też z balu absolwentów nici.

Edward westchnął i otworzył wreszcie oczy.

– I co, lepiej ci?

– Nie za bardzo.

Odczekałam chwilę, ale się nie odezwał. Oparł głowę o zagłówek i wbił wzrok w dach auta. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć.

– Co ci jest? – szepnęłam.

– Widzisz, Bello – odpowiedział cicho – czasami mam problem z porywczością. – Zacisnął usta i wyjrzał przez okno. – Tylko napytałbym sobie biedy, gdybym dopadł tych… – Przerwał, żeby ponownie się opanować. – A przynajmniej to próbuję sobie wmówić.

– Och. – Powinnam była dodać coś jeszcze, ale nic nie przychodziło mi do głowy.

Zapanowała cisza. Zerknęłam na zegar na desce rozdzielczej. Było już wpół do siódmej.

– Jessica i Angela będą się o mnie martwić – wymamrotałam. – Jesteśmy umówione.

W milczeniu zapalił silnik, zawrócił i ruszył w kierunku miasta, nadal nie zważając na ograniczenie prędkości. Wkrótce pojawiły się pierwsze uliczne latarnie. Na biegnącym wzdłuż promenady bulwarze zgrabnie wymijał powolniejsze pojazdy, by w końcu parkować między innymi autami przy krawężniku. Nigdy bym pomyślała, że zmieści się tam volvo, ale Edward wślizgnął się w wolną przestrzeń bez żadnych dodatkowych manewrów kierownicą. Przez okno dostrzegłam rozświetloną włoską knajpkę, z której wychodziły właśnie moje zatroskane koleżanki. Skąd wiedziałeś, gdzie…? – zaczęłam, ale w końcu tylko pokiwałam głową. Edward otworzył drzwiczki po swojej stronie. – Co robisz? – zdziwiłam się.

– Zabieram cię na kolację. – Uśmiechnął się delikatnie, ale jego oczy pozostały poważne. Gdy wysiadł, wyplątałam się pospiesznie pasów bezpieczeństwa i dołączyłam do niego na chodniku. Odezwał się pierwszy:

– Biegnij złapać dziewczyny, zanim ich też będę musiał szukać. Jeśli znów wpadnę na tych typków, nie będę umiał się pohamować.

Zadrżałam, słysząc agresję w jego głosie.

– Jess! Angela! – krzyknęłam. Pomachałam, kiedy się odwróciły. Podbiegły natychmiast. Malująca się na ich twarzach ulga ustąpiła zaskoczeniu, gdy zobaczyły, kto mi towarzyszy. Zawahały się i stanęły kilka kroków od nas.

– Gdzie się podziewałaś? – spytała Jessica podejrzliwie.

– Zgubiłam się – przyznałam ze wstydem. – A potem – wskazałam na niego – wpadłam na Edwarda.

– Czy mogę do was dołączyć? – odezwał się swoim popisowym aksamitnym głosem, któremu nikt nie potrafił się oprzeć, sądząc po minach dziewczyn, jeszcze nigdy go na nich nie wypróbował.

– Ehm… Jasne – wydukała Jessica.

– Tak właściwie to już jesteśmy po, Bello – wyznała Angela. – Przepraszam, tak długo na ciebie czekałyśmy.

– Nie ma sprawy. Nie jestem głodna. ~ Uważam, że powinnaś coś zjeść – powiedział Edward cicho, ale stanowczym tonem. A zwróciwszy się do Jessiki, dodał głośniej: – Zgodzisz się, żebym odwiózł Belle? Nie będziecie musiały czekać, aż skończy.

– Czy ja wiem, chyba to dobry pomysł… – Dziewczyna usiłowała odczytać z mojej miny, czy nie mam nic przeciwko. Puściłam perskie oko. O niczym tak nie marzyłam, jak o rozmowie w cztery oczy z moim etatowym wybawcą. Tyle pytań cisnęło mi się na usta.

– No to załatwione. – Angela szybciej od koleżanki połapała się, co jest grane. – Do jutra. – Chwyciła Jessicę za rękę i pociągnęła w kierunku samochodu, który stał nieopodal. Gdy wsiadały do środka, Jess pomachała mi na pożegnanie. Widać było, że umiera z ciekawości. Odmachałam jej i odwróciłam się do Edwarda dopiero, gdy wreszcie odjechały.

– Naprawdę nie jestem głodna. – Próbowałam odgadnąć, o czym myśli, ale bez rezultatu.

– Zrób to dla mnie. – Podszedł do drzwi restauracji, otworzył je przede mną i spojrzał na mnie wyczekująco. Nie było mowy o dalszej dyskusji. Weszłam do środka, wzdychając ciężko.

Knajpka, jak to poza sezonem, świeciła pustkami. Właścicielka zmierzyła Edwarda spojrzeniem od stóp do głów, po czym przywitała nas z przesadną serdecznością. Ku swojemu zdziwieniu poczułam ukłucie zazdrości. Kobieta miała farbowane na blond włosy i dobrze ponad metr siedemdziesiąt.

– Prosimy stolik dla dwojga. – Nie wiedziałam, czy było to zamierzone, ale mój towarzysz znów użył swego aksamitnego głosu. Właścicielka przeniosła teraz wzrok na mnie i wyraźnie ucieszyła ją moja pospolitość oraz fakt, że nie trzymamy się za ręce. Zaprowadziła nas do stołu w najbardziej tłocznej części restauracji, przy którym swobodnie mogłyby biesiadować cztery osoby. Chciałam usiąść, ale Edward pokręcił przecząco głową.

– Zależałoby nam na większej prywatności – oświadczył właścicielce. Nie byłam pewna, ale chyba niezwykle dyskretnie wręczył jej napiwek. Poza starymi filmami nigdy przedtem nie widziałam, żeby ktoś nie zaakceptował stolika.

– Oczywiście. – Kobieta była najwyraźniej równie zdumiona jak ja. Podążyliśmy za nią za przepierzenie, gdzie stoliki, wszystkie puste, stały w przytulnych wnękach. – Czy to państwu odpowiada?

– Idealnie – Posiał jej oszałamiający uśmiech, – Ehm – Blondynka spojrzała na boki i zamrugała nerwowo. – Kelnerka zaraz przyjdzie. – Odeszła niepewnym krokiem. Nie powinieneś wykręcać ludziom takich numerów – zganiłam Edwarda – To nie fair.

– Jakich numerów?

– Twoje zachowanie mąci ludziom w głowie. Biedaczka ma pewnie teraz palpitacje.

Nie wiedział, o co mi chodzi.

– Nie powiesz mi chyba, że nie zdajesz sobie z tego sprawy?

– Przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie zaciekawiony.

– Mącę w głowach?

– Nie zauważyłeś? A dlaczego niby wszyscy tańczą, jak im zagrasz?

Puścił te pytania mimo uszu.

– Tobie też mącę?

– Bardzo często – przyznałam.

W tej samej chwili pojawiła się podekscytowana kelnerka. Właścicielka musiała jej widocznie opowiedzieć to i owo. Cóż, dziewczyna nie wyglądała na zawiedzioną. Zatknęła za ucho niesforny kosmyk i wyszczerzyła zęby.

– Dobry wieczór, mam na imię Amber i będę dziś państwa obsługiwać. Co mogę podać państwu do picia? – Nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi.

Edward spojrzał na mnie pytająco.

– Dla mnie colę.

– Dwie cole – uściślił.

– Już się robi – zapewniła go kelnerka, nadal uśmiechając się przesadną uprzejmością. Nie widział tego jednak. Patrzył na mnie.

– Co jest? – zapytałam, gdy dziewczyna odeszła.

– Jak się czujesz?

– Dobrze – odparłam, speszona nieco tym natarczywym spojrzeniem.

– Nie jest ci niedobrze, nie kręci ci się w głowie…?

– A powinno?

Prychnął, słysząc moje zadziwienie.

– Cóż, czekam na jakieś objawy szoku. – Uśmiechnął się tak szelmowsko, że aż zaparło mi dech w piersiach.

– Chyba się nie doczekasz – odpowiedziałam po krótkiej chwili. – Mam talent do tłumienia w sobie takich rzeczy.