Выбрать главу

– Na które?

– Jak to działa? Jaki jest mechanizm tego czytania w myślach. Potrafisz prześwietlić każdego, niezależnie od tego, gdzie jest? Jak to robisz? Czy reszta twojej rodziny…? – Czułam się dziwnie, wypytując o umiejętność rodem z filmów fantastycznonaukowych.

– To więcej niż jedno – wytknął mi Edward. Nie poprawiłam się, czekałam tylko na odpowiedź.

– Prócz mnie nikt z rodziny tego nie potrafi. Nie usłyszę też każdego niezależnie od jego oddalenia. Muszę znajdować się dość blisko Im lepiej dany „głos” znam, tym mi łatwiej. Mimo to maksymalna odległość to zaledwie parę mil. – Zamyślił się na chwile – Można by to przyrównać do przebywania w wielkiej, wypełnionej ludźmi sali. Słyszy się szmer setek rozmów, lecz każdej z nich z osobna się nie śledzi. Dopiero gdy się skupić na jednej, jej sens staje się jasny. Najczęściej po prostu się wyłączam, za dużo bodźców. Łatwiej też wtedy udawać „normalnego – Nachmurzył się, wymawiając to słowo. – Inaczej nawiązywałbym do myśli rozmówcy zamiast do jego wypowiedzi.

– Jak sądzisz, dlaczego mnie nie słyszysz?

Przyjrzał mi się z zagadkowym wyrazem twarzy.

– Nie wiem. Jedynym wytłumaczeniem, na które wpadłem, jest to, że twój umysł funkcjonuje inaczej niż umysły innych ludzi. Można by rzec, że nadajesz na falach krótkich, a ja odbieram tylko UKF. – Rozbawiło go to własne skojarzenie.

– Mój mózg nie pracuje normalnie? Jestem walnięta? – Przejęłam się tym bardziej, niżby wypadało. I nic dziwnego. Od zawsze podejrzewałam, że psychicznie coś jest ze mną nie tak, a teraz miałam na to konkretny dowód. Poczułam się nieswojo.

– Ja tu słyszę w głowic głosy, a ty się przejmujesz, że jesteś wariatką – zaśmiał się Edward. – Nie martw się, to tylko teoria. – Jego twarz nagle stężała. – Właśnie, a co z twoją teorią?

Westchnęłam. Od czego by tu zacząć?

– Myślałem, że już nic przed sobą nie ukrywamy – powtórzył mój wyrzut.

Zastanawiając się, co powiedzieć, po raz pierwszy oderwałam wzrok od jego twarzy i przypadkiem zerknęłam na szybkościomierz. Matko Boska! – zawołałam. – Natychmiast zwolnij!

– Coś nie tak? – zapytał zdumiony, ignorując moją prośbę, – Jedziesz sto sześćdziesiąt na godzinę! – Wciąż nie mogłam się uspokoić. Rozejrzałam się spanikowana, ale w ciemnościach niewiele było widać. Światła volvo odbijały się niebieskawo w odcinku szosy tuż przed kołami. Las po obu stronach drogi przypominał czarny mur – twardy jak stal, gdybyśmy mieli wbić się w niego przy tej prędkości.

– Spokojnie. – Nie miał najmniejszego zamiaru zwolnić.

– Chcesz nas zabić? Wywrócił oczami.

– Wierz mi, nic nam nie grozi.

– Dokąd ci się tak spieszy? – Wymusiłam na sobie bardziej opanowany ton.

– Zawsze tak jeżdżę – odpowiedział z szelmowskim uśmiechem.

– Patrz na jezdnię!

– Nigdy nie spowodowałem wypadku, Bello. Ba, nawet nie dostałem mandatu. – Popukał się w czoło. – Mam tu wbudowany wykrywacz radarów.

– Ha, ha, ha – rzuciłam z sarkazmem. – Pamiętaj, że Charlie jest gliniarzem. Zostałam wychowana w poszanowaniu dla prawa. Poza tym, jeśli zmienisz ten wóz w owinięty wokół drzewa precel, pewnie po prostu otrzepiesz się i pójdziesz do domu.

– Pewnie tak – przyznał prychając. – Ale ty nie – westchnął. Wskazówka szybkościomierza zaczęła przesuwać się ku liczbie sto dwadzieścia. Odetchnęłam z ulgą. – Zadowolona?

– Prawie.

– Nie cierpię się tak wlec – burknął pod nosem.

– To jest dla ciebie wleczenie?

– Skończmy już temat mojego stylu jazdy – zniecierpliwił się – Nadał czekam, aż zdradzisz mi swoją najnowszą teorię.

Przygryzłam wargę. Spojrzał na mnie niemalże z czułością. Tego się nie spodziewałam.

– Nie będę się śmiać – obiecał.

– Boję się raczej, że się rozgniewasz.

– Aż tak źle?

– Obawiam się, że tak.

Czekał. Wbiłam wzrok w dłonie, nie widziałam więc wyrazu jego twarzy. Do dzieła – zachęcił delikatnie.

– Nie wiem, od czego zacząć – odpowiedziałam szczerze. – Może od samego początku? Wspominałaś, że nie wpadłaś na to sama.

– Zgadza się.

– Co ci pomogło? Film? Książka?

– Pojechałam w sobotę nad morze. – Odważyłam się na niego zerknąć. Wyglądał na zaskoczonego.

– Spotkałam przypadkiem kolegę z dzieciństwa, Jacoba Blacka – ciągnęłam. – Nasi ojcowie przyjaźnią się od lat.

Nadal nie rozumiał, do czego zmierzam.

– Ojciec Jacoba jest członkiem starszyzny Ouileutów. – Edward zamarł. – Poszliśmy na spacer… – Postanowiłam nie wspominać nic o mojej intrydze. – Opowiadał mi różne miejscowe legendy – chyba chciał mnie nastraszyć. Jedna z nich była o… – zawahałam się.

– Mów dalej.

– O wampirach. – Zdałam sobie sprawę, że szepczę. Nie miałam już śmiałości patrzeć na swego towarzysza, ale dostrzegłam, że mocniej zacisnął dłonie na kierownicy.

– I od razu pomyślałaś o mnie? – Wciąż nie tracił panowania nad sobą.

– Nie. To Jacob zdradził mi tajemnicę twojej rodziny, Edward milczał, wpatrując się w jezdnię przed nami.

Nagle przestraszyłam się, że Jacobowi może grozić niebezpieczeństwo.

– Miał to wszystko za głupie przesądy – dodałam szybko. – Nie spodziewał się, że mu uwierzę.

- Nie brzmiało to dostatecznie przekonująco – musiałam się przyznać.

– To moja wina, to ja to od niego wyciągnęłam.

– Dlaczego?

– Lauren dokuczała mi, że nie przyjechałeś z nami, chciała mnie sprowokować. Wtedy jeden z Indian powiedział, że twoja rodzina nie zapuszcza się na teren rezerwatu, ale wyczułam, że za tym stwierdzeniem kryje się coś więcej. Postarałam się więc, żebyśmy zostali z Jacobem sam na sam i pociągnęłam go za język.

Edward zaskoczył mnie wybuchem śmiechu. Spojrzałam niego. Śmiał się, ale w jego oczach czaiło się napięcie.

– Ciekawe, jakich sztuczek użyłaś.

– Próbowałam z nim flirtować. Poszło zaskakująco łatwo – W moim głosie słychać było niedowierzanie.

– Szkoda, że tego nie widziałem. – Jego śmiech miał w sobie coś złowrogiego. – Biedny Black. A ty twierdzisz, że to ja mącę ludziom w głowach.

Wyjrzałam przez okno, żeby ukryć rumieniec.

– Co zrobiłaś potem? – spytał Edward po chwili milczenia.

– Szukałam informacji w Internecie.

– I twoje podejrzenia się potwierdziły? – Gdyby nie zaciśnięte kurczowo na kierownicy dłonie, można by było pomyśleć, że nic go to nie obchodzi.

– Nie. Nic nie układało się w logiczną całość. Roiło się tam od różnych głupot. Aż w końcu… – urwałam.

– Co w końcu?

– Doszłam do wniosku, że to i tak nie ma znaczenia – wyszeptałam.

– Nie ma znaczenia? – powiedział takim tonem, że podniosłam wzrok. Twarz Edwarda nareszcie zdradzała jakieś uczucia: niedowierzanie z niewielką domieszką gniewu.

– Nie – odparłam pogodnie. – Nie obchodzi mnie to, kim jesteś.

– Nawet jeśli nie jestem człowiekiem? – prychnął z sarkazmem. – Jeśli jestem potworem?

– To naprawdę nie ma znaczenia.

Milczał z ponurą, zaciętą miną.

– Zdenerwowałeś się – westchnęłam. – Nie powinnam była mówić.

– Nie – powiedział tonem pasującym do wyrazu twarzy. – To dobrze, że wiem, co o mnie myślisz. Chociaż to szaleństwo. – Ta hipoteza to bzdura? – Chciałam uzyskać jakieś potwierdzenie z jego strony. – Nie o to mi chodzi. „To nie ma znaczenia”! – zacytował wzburzony.

– A wiec mam rację?wyszeptałam podekscytowana.