Выбрать главу

– Płaczesz? – Wydawał się tym faktem zgorszony. Nie zdawałam sobie sprawy, że łzy, które jakiś czas temu napłynęły mi do oczu, ściekały już po policzkach, zdradzając mój stan ducha. Otarłam je prędko wierzchem dłoni.

– Nie – burknęłam łamiącym się głosem.

Wyciągnął ku mnie powoli rękę, ale wstrzymał się i odłożył ją z powrotem na kierownicę.

– Wybacz. – Przemawiała przez niego ogromna żałość. Wiedziałam, że przeprasza za coś więcej niż tylko raniące słowa.

Za oknami auta przesuwała się w ciszy ciemność.

– Wyjaśnij mi coś – odezwał się po paru minutach. Słychać było, że zmusza się do przybrania lżejszego tonu.

– Tak?

– Powiedz mi, o czym myślałaś tam, na ulicy, tuż przed tym, jak wyjechałem zza rogu? Twoja mina mnie zaskoczyła. Nie wyglądałaś na wystraszoną, tylko jakbyś próbowała się na czymś intensywnie skoncentrować.

– Usiłowałam przypomnieć sobie, jak unieszkodliwić napastnika – no wiesz, podstawy samoobrony. Zamierzałam wgnieść temu gościowi nos w mózg. – Wspomnienie bruneta przepełniło mnie nienawiścią.

– Chciałaś się z nimi bić? – zdenerwował się. – Mogłaś po prostu rzucić się do ucieczki.

– Często się potykam i przewracam – wyznałam.

– A co z krzyczeniem „ratunku”?

– Właśnie się do tego zabierałam.

Pokręcił głową z dezaprobatą.

– Miałaś rację. Sprzeciwiam się przeznaczeniu, próbuj utrzymać cię przy życiu.

Westchnęłam. Gdy minęliśmy granicę miasteczka, Edward wreszcie zwolnił. Trasę z Port Angeles pokonaliśmy w niespełna dwadzieścia minut.

– Jutro będziesz już w szkole?

– Będę, będę. Też mam wypracowanie do oddania. – uśmiechnął się. – Zajmę dla ciebie miejsce w stołówce.

– Było mi głupio, że po tym wszystkim, co razem przeszliśmy owego wieczora, właśnie ta błaha obietnica poruszyła mnie najbardziej Na chwilę zaparło mi dech w piersiach.

Podjeżdżaliśmy już pod dom Charliego. W oknie świeciła lampa, na podjeździe stała moja furgonetka – wszystko to było takie realne, takie normalne. Poczułam się jak osoba wybudzona z głębokiego snu. Edward zatrzymał wóz, ale nie było mi spieszno wysiadać.

– Słowo honoru, że będziesz jutro w szkole?

– Słowo.

Zastanowiwszy się nad tym przez chwilę, pokiwałam głową, po czym zdjęłam pożyczoną kurtkę, wąchając ją po raz ostatni.

– Zatrzymaj ją. Nie będziesz miała, w co się rano ubrać – przypomniał mi Edward.

– Nie chcę się tłumaczyć przed Charliem – wyjaśniłam.

– Jasne – prychnął.

Nadal nie wysiadałam, choć trzymałam już dłoń na klamce, próbując jakoś przedłużyć nasz wspólny wieczór.

– Bello? – spytał zmienionym, poważnym tonem. Znów nie był pewien, czy może być wobec mnie szczery.

– Tak? – odwróciłam się w jego stronę z przesadną gorliwością.

– Obiecasz mi coś?

– Oczywiście. – Natychmiast pożałowałam tej przedwczesnej zgody. Co, jeśli pragnął, żebym trzymała się od niego z daleka? Takiej obietnicy nie potrafiłabym dotrzymać.

– Nie chodź sama po lesie, dobrze. – Tego się nie spodziewałam.

– Ale dlaczego?

– Nie jestem jedyną niebezpieczną istotą w okolicy. Nic więcej nie musisz wiedzieć Wzdrygnęłam się, ale i poczułam ulgę. Tego zalecenia łatwo było mi przestrzegać.

– Nie ma sprawy.

– Do jutra – rzucił. Zrozumiałam, że mam już sobie iść.

– Cześć. – Z niechęcią zabrałam się do otwierania drzwi.

– Bello? – Odwróciłam się. Pochylił się w moją stronę, aż nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Zamarłam.

– Miłych snów – powiedział i owionął mnie jego oddech. Poczułam ten sam cudowny zapach, który wydzielała kurtka, tyle, że jeszcze bardziej intensywny. Oszołomiona przez chwilę nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Tymczasem Edward powróci do poprzedniej pozycji.

Musiałam poczekać, aż mój mózg zacznie ponownie działać. Potem wysiadłam niezdarnie, wspierając się na stopniu. Wydawało mi się, że usłyszałam za sobą chichot, ale dźwięk był zbyt cichy by mieć całkowitą pewność.

Edward zapalił silnik, gdy dowlokłam się do ganku. Obserwowałam, jak srebrne auto znika za rogiem. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo jest mi zimno.

Machinalnie sięgnęłam po klucz i otworzyłam drzwi.

– To ty, Bella? – zawołał Charlie z saloniku.

– Cześć, tato. – Weszłam do pokoju, żeby się przywitać. Oglądał mecz baseballowy. – Wcześnie wróciłaś.

– Naprawdę? – odparłam zdziwiona.

– Jeszcze nie ma ósmej. I co, bawiłyście się dobrze?

– Tak, było super. – Nadal kręciło mi się w głowie. Spróbowałam sobie przypomnieć, co właściwie robiłam z dziewczynami. – Obie kupiły sukienki.

– Wszystko w porządku?

– Jestem tylko zmęczona. Dużo chodziłam.

– Może połóż się dziś wcześniej – doradził z troską w głosie. Zastanowiłam się, jak też musi wyglądać moja twarz.

– Tylko zadzwonię do Jessiki.

– Przecież przed chwilą się z nią widziałaś.

– Tak, ale… zostawiłam w jej aucie kurtkę. Muszę jej przypomnieć, żeby przyniosła mi ją jutro do szkoły.

– No cóż, może najpierw daj jej wrócić do domu?

– No tak – przyznałam mu rację.

Poszłam potem do kuchni i padłam na krzesło. Nadal nie mogłam dojść do siebie. Może to spóźniony szok powypadkowy, pomyślałam. Ach, weź się w garść, dziewczyno.

Nagle zadzwonił telefon i aż podskoczyłam. Halo? – wybąkałam sparaliżowana.

– Bella, to ty?

– Cześć, Jess. Właśnie miałam do ciebie dzwonić.

– Już w domu? – Zdawała się pokrzepiona tą wiadomością, ale i… zaskoczona.

– No tak. Wiesz, zostawiłam u ciebie w samochodzie kurtkę. Przyniosłabyś mi ją może jutro?

– Jasne. Ale błagam, zdradź mi teraz trochę szczegółów.

– Ehm, lepiej w szkole. Na trygonometrii? Co powiesz? Zrozumiała od razu.

– Ach, twój tata? – Właśnie.

– Dobrze, w takim razie pogadamy jutro. Hej! – Słychać było jednak, że jest zniecierpliwiona.

– Cześć.

Weszłam powoli po schodach, coraz bardziej zamroczona, i jak automat zaczęłam się szykować do snu. Dopiero parząca woda prysznica otrzeźwiła mnie na tyle, że ponownie poczułam przenikający mnie chłód. Stałam tak kilkanaście minut targana gwałtownymi dreszczami, czekając, aż wysoka temperatura rozluźni moje zesztywniałe mięsnie. I tak byłam zbyt zmęczona, by ruszyć się z miejsca.

W końcu musiałam wyjść, bo skończyła się ciepła woda. Owinąwszy się zaraz starannie ręcznikiem, licząc na to, że nie stracę szybko ciepła, więc dreszcze nie wrócą. W tym samym celu, przebrawszy się pospiesznie w piżamę, skuliłam się niczym embrion pod kołdrą. Zadrżałam jeszcze kilkakrotnie, ale słabiej.

Głowę wypełniał mi chaotyczny korowód obrazów i faktów, z których części nie zrozumiałam, a o części pragnęłam jak najszybciej zapomnieć. Z początku nic nie układało się w logiczną całość, ale przekraczając granicę snu, byłam już absolutnie pewna kilku rzeczy.

Po pierwsze, Edward pochodził z rodziny wampirów po drugie, dręczyło go pragnienie – na ile był je w stanie pohamować, tego nie wiedziałam – pragnienie, by posmakować mojej krwi. Po trzecie wreszcie, byłam w tym wampirze bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana.

10 Przesłuchania

Rano z wielkim trudem przekonywałam trzeźwiejszą część mojej osoby, że to, co stało się wczoraj, nie było jedynie snem. Zapamiętane wydarzenia przeczyły zdrowemu rozsądkowi. W argumentacji pomagały jednak takie szczegóły, jak na przykład ów cudowny zapach, którego z pewnością nie byłabym w stanie wymyślić.