Widok za oknem przesłaniała mgła, co bardzo mnie ucieszyło – Edward nie miał powodu, by nie zjawić się w szkole. Ubrałam się ciepło, pamiętając, że kurtkę odzyskam dopiero na lekcjach. Był to zresztą kolejny dowód na prawdziwość moich wspomnień.
Gdy zeszłam na dół, Charlie pojechał już do pracy. Nie wiedziałam, że jest tak późno. Za śniadanie musiał mi, zatem wystarczyć batonik zbożowy popity mlekiem wprost z kartonu. Zamykając za sobą drzwi frontowe, miałam nadzieję, że przed moim spotkaniem z Jessicą nie zacznie padać.
Gdyby nie lodowata wilgoć oblepiająca mi twarz, pomyślałabym, że podjazd przed domem spowija dym z szalejącego gdzieś pożaru. Nie mogłam się już doczekać włączenia ogrzewania w furgonetce. Mgła była tak niezwykle gęsta, że dopiero po kilku krokach dostrzegłam drugie auto. Srebrne. Moje serce zadrżało, stanęło na moment, a potem zaczęło bić dwa razy szybciej niż zwykle.
Nagle znikąd pojawił się Edward. Stal przy drzwiczkach pasażera, uchylając je zapraszająco.
– Chciałabyś może pojechać dziś ze mną? – spytał rozbawiony.
– W ciągu kilku sekund zdążył mnie dwukrotnie zaskoczyć. W jego głosie wyczułam niepewność. Przyjechał, nie mogąc się opanować, ale teraz dawał mi wolną rękę, licząc na to, że to ja, że to odmówię. Przeliczył się jednak.
– Chętnie – odpowiedziałam, starając się opanować emocje.
Wsiadając do nagrzanego samochodu, zauważyłam przewieszoną przez zagłówek pasażera skórzaną kurtkę, którą nosiłam wczoraj. Edward zatrzasnął za mną drzwiczki i w nadprzyrodzony sposób niemal od razu zasiadł za kierownicą.
– Przywiozłem ci kurtkę – oświadczył. – Nic chciałem, żebyś się przeziębiła. – Sam miał na sobie tylko obcisły szary podkoszulek z dekoltem w serek i długimi rękawami, podobnie jak golf, podkreślający idealną muskulaturę właściciela. Tylko dzięki wyjątkowej urodzie twarzy Edwarda byłam w stanie oderwać wzrok od jego umięśnionego ciała.
– Nie jestem znowu taka delikatna – odparłam hardo, ale mimo to sięgnęłam po okrycie. Byłam ciekawa, czy nie idealizowałam we wspomnieniach owej woni przesycającej podszewkę, ale okazało się, że jest jeszcze bardziej zachwycająca, niż myślałam.
– Doprawdy? – mruknął Edward tak cicho, jakby mówił tylko do siebie.
Pędziliśmy przez mgłę z zawrotną szybkością. Czułam się nieco zakłopotana. Czy i dzisiaj mogliśmy być wobec siebie szczerzy?
Nie mając pewności, nie wiedziałam, co powiedzieć. Czekałam, aż on się odezwie.
– Uśmiechnął się drwiąco. – Koniec przesłuchania? – Odetchnęłam w duchu z ulgą.
– Denerwują cię te wszystkie pytania? – Nie tak bardzo, jak twoje odpowiedzi.
– Trudno było mi stwierdzić, czy tylko żartuje. Zmarszczyłam czoło. – Irytują cię moje reakcje?
– W tym cały problem. Przyjmujesz każdą rewelację ze stoickim spokojem, to nienaturalne. Nie wiem, co naprawdę myślisz.
– Zawsze ci mówię, co, o czym sądzę.
– Ale jesteś przy tym wybiórcza – wypomniał mi.
– Nie za bardzo.
– Dość, żeby doprowadzać mnie do szalu.
– O pewnych rzeczach nie chcesz słyszeć – przypomniałam cicho i natychmiast ugryzłam się w język. Słychać było w moim głosie, jak bardzo mnie tymi słowami zranił – mogłam mieć tylko na dzieję, że przeoczy tę nutę rozżalenia.
Nie odpowiedział, więc przestraszyłam się, że popsułam mu humor. Jego twarz pozostawała nieodgadniona. Na szczęście, wjeżdżaliśmy już na szkolny parking i inny szczegół przykuł moją uwag.
– A gdzie twoje rodzeństwo? – Cieszyłam się, że jesteśmy sami, ale przecież zazwyczaj volvo było pełne po brzegi.
– Przyjechali wozem Rosalie. – Skinął głową w stronę lśniącego czerwienią kabrioletu z postawionym dachem, obok którego zamierzał właśnie zaparkować. – Robi wrażenie, prawda?
– A niech mnie – gwizdnęłam. – Jeśli ma coś takiego, po co jeździ twoim?
– Zwraca uwagę. Staramy się nie rzucać w oczy.
– Nie za bardzo wam to wychodzi – zaśmiałam się, kręcąc głową. Wysiadłam bez pośpiechu, bo dzięki szaleńczemu stylowi jazdy Edwarda spóźnienie na lekcje zupełnie mi już nie groziło. – Czemu Rosalie wzięła dziś swój wóz, skoro jest taki szpanerski.
– Nie zauważyłaś? Łamię teraz wszystkie zasady. – Ruszyliśmy w stronę budynków szkolnych ramię w ramię. Pragnęłam czegoś więcej, chciałam go dotknąć, objąć, ale bałam się, że nie będzie z tego zadowolony.
– Czemu w ogóle macie takie auta, skoro zależy wam na unikaniu rozgłosu? – To taka słabostka – przyznał z uśmiechem chochlika – Wszyscy uwielbiamy szybką jazdę.
– Jasne – mruknęłam pod nosem.
Pod okalającym stołówkę daszkiem czekała Jessica z moją kurtką. Na nasz widok o mało, co nie dostała apopleksji. Cześć, Jess – rzuciłam z daleka. – Dzięki, że pamiętałaś. – Wręczyła mi kurtkę w milczeniu.
– Dzień dobry, Jessico – przywitał się grzecznie Edward. To, co wyczyniał swoim głosem i rzęsami, to naprawdę nic była jego wina. – Ehm…Hej – wydukała, przenosząc wzrok na mnie, żeby łatwiej pozbierać myśli. – Do zobaczenia na trygonometrii. – Spojrzała na mnie znacząco. Powstrzymałam westchnienie. Co, u licha, miałam jej powiedzieć? – Na razie.
Odeszła, dwukrotnie zerkając w naszą stronę przez ramię, ja tymczasem przebrałam się w moją kurtkę. – Co zamierzasz jej powiedzieć? – spytał cicho Edward.
– Hej! Myślałam, że nie potrafisz czytać w moich myślach!
– Nie potrafię – zdziwił się, ale zaraz zrozumiał i wyjaśnił: – Ona też tak sobie pomyślała. Chce wycisnąć z ciebie wszystko.
Jęknęłam z rozpaczą.
– No to co zamierzasz jej powiedzieć?
– Może jakaś podpowiedz? – poprosiłam. – Co ją najbardziej interesuje?
– Pokręcił przecząco głową, szczerząc zęby w uśmiechu.
– To nie fair.
– Nie, nie. Nie fair jest to, że mi odmawiasz, Zastanawiał się chwilę, aż doszliśmy pod budynek, w którym miałam pierwszą lekcję.
– Jess zachodzi w głowę, czy jesteśmy parą – Oświadczył w końcu. – Jest też ciekawa, co do mnie czujesz. Kurczę. I co mam jej powiedzieć? – Udałam niewiniątko. Mijający nas uczniowie pewnie się gapili, ale ledwie byłam świadoma ich obecności.
– Hm… – Zamyśliwszy się, schwycił w dwa palce niesforny kosmyk moich włosów i wplótł go we właściwe miejsce. Serce zaczęło mi bić jak szalone. – Sądzę, że na jej pierwsze pytanie, odpowiedź może brzmieć „tak”, rzecz jasna, jeśli nie masz nic przeciwko. To najprostsze wytłumaczenie z możliwych.
– Nie ma sprawy – odparłam słabym głosem.
– A co do tego drugiego pytania… z chęcią posłucham waszej rozmowy w jej myślach i zobaczę, jak sobie poradzisz. – Obdarzył mnie kolejnym szelmowskim uśmiechem. Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Edward odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
– Zobaczymy się w stołówce – zawołał na pożegnanie Trzy osoby, które właśnie wchodziły do klasy, stanęły jak wryte.
Zarumieniona i podirytowana weszłam za nimi. Ach ten Edward. Teraz tym bardziej nie wiedziałam, co powiedzieć Jess Przy swoim krześle ze złością rzuciłam torbą o podłogę.
– Cześć, Bella. – Mike siedział jak zwykle tuż obok. Wydal mi się jakiś nieswój, jakby czymś podłamany. – I co, fajnie było w Port Angeles?