Выбрать главу

Zmarszczył czoło.

– Sądzę, że tak.

Czekałam z grzeczną minką na jakąś dalszą wypowiedz. Edward zatrzymał wóz. Zaskoczona wyjrzałam przez okno. No tak, staliśmy już pod domem Charliego, zaraz za furgonetka. Łatwiej mi było jeździć volvo bez spoglądania na drogę, Gdy przeniosłam wzrok z powrotem na Edwarda, przyglądał mi się badawczo.

– Nadal chcesz wiedzieć, czemu nie możesz zobaczyć, jak poluję? – Był poważny, choć wyczuwałam w jego glosie nutkę rozbawienia.

– Cóż, bardziej zaciekawiła mnie twoja reakcja na moją prośbę.

– Przestraszyłem cię? – Tak, to na pewno było rozbawienie.

– Nie – skłamałam, ale nie uwierzył.

– Przepraszam, że cię przestraszyłem. – Rozbawienie ustąpiło zatroskaniu, uśmiechał się jednak delikatnie. – Sama myśl, że mogłabyś się znaleźć w naszym pobliżu… – Spochmurniał.

– Groziłoby mi niebezpieczeństwo?

– Ogromne – wycedził.

– Bo…

Wziął głęboki oddech i wyjrzał przez okno na gęste zwały chmur, których masa zdawała się ciążyć ku ziemi niemal na wyciągnięcie ręki.

– Kiedy polujemy – zaczął wolno, niechętnie – nie jesteśmy w pełni świadomi, dajemy się porwać zmysłom. Zwłaszcza zmysłom powonienia. Gdybym w tym stanie wyczul, że jesteś gdzieś w pobliżu… – Zasępiony pokręcił głową, wpatrując się w szare niebo.

Zerknął na mnie ciekawy mojej reakcji, ale spodziewałam się tego i cały ten czas robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby zachować spokojny wyraz twarzy. Nie był wprawdzie w stanie czytać moich uczuć, ale gdy nasze oczy się spotkały, coś się zmieniło. To zaczęła mi bardziej ciążyć wisząca w powietrzu cisza, a od Edwarda znów popłynął ku mnie ów znany mi już prąd. Zaparło mi dech w piersiach, zakręciło mi się w głowie. Wreszcie, nabierając głośno powietrza do pluć, chcąc nie chcąc, przerwałam tę magiczna chwilę. Zamknął oczy. – Bello sądzę, że powinnaś już iść do domu – szepnął surowym tonem, wzrok wbił w chmury.

Gdy otworzyłam drzwiczki, nieco otrzeźwił mnie mroźny powiew wiatru, nie na tyle jednak, żebym nie bala się wywrotki. Wysiadłam ostrożnie, nie patrząc za siebie, i doszłabym tak do samego domu, gdyby nie dźwięk spuszczanej automatycznie szyby. – Bello, jeszcze coś – zawołał spokojniej. Siedział pochylony ku otwartemu oknu i uśmiechał się delikatnie. – Tak? – jutro moja kolej.

– Kolej na co?

Wyszczerzył zęby.

– Na zadawanie pytań. – Volvo znikło za rogiem, nim zdążyłam wymyślić ripostę. Uśmiechnęłam się. Jedno było pewne – mieliśmy się jutro zobaczyć.

Tej nocy Edward jak zwykle pojawił się w moich snach, ale zmieniła się panująca w nich atmosfera – były teraz przesycone ową elektryzującą aurą. Przewracałam się z boku na bok i często budziłam. Męczące majaki pozwoliły mi usnąć spokojnie dopiero przed świtem.

Rano byłam zmizerowana i podenerwowana. Z westchnieniem włożyłam brązowy golf i standardowe tu już dżinsy – tak bardzo Tęskniłam za szortami i bluzeczkami na ramiączkach. Do śniadania zasiedliśmy z Charliem, rzecz jasna, w milczeniu. Usmażył sobie jajka, a ja zabrałam się do mojej codziennej porcji płatków, zastanawiałam się, czy nie zapomniał o sobocie, ale sam podjął ten temat, wstawszy od stołu.

– Co do soboty… – zaczął, odkręcając kurek przy zlewie, A jednak, pomyślałam z niechęcią.

– Tak, tato?

– Nadal wybierasz się do Seattle?

– Taki był plan. – Miałam nadzieje, że nie zmusi mnie wypytywaniem do uwikłania się w sieć kłamstw.

Charlie zaczął szorować gąbką skropiony płynem do mycia naczyń talerz.

– Jesteś pewna, że nie uda ci się wrócić w porę na bal?

– Nie idę na bal. – Zaczynał działać mi na nerwy.

– Nikt cię nie zaprosił? – Próbował ukryć zatroskanie, płucząc swój talerz wyjątkowo starannie.

– Tym razem to dziewczyny wybierają – udało mi się wyplątać.

– Ach tak. – Zamilkł, zbity z tropu.

Rozumiałam jego ojcowskie rozterki, musiało być mu trudno. Z jednej strony żył w strachu, że znajdę sobie chłopaka, z drugiej martwił się, że go sobie nie znajdę. Jak strasznie musiałby się czuć gdyby zaczął choćby podejrzewać, w jakim typie mężczyzn, czy też raczej stworów, gustuję. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.

Charlie wyszedł, pomachawszy mi na pożegnanie, a ja poszłam na górę umyć zęby i zabrać rzeczy do szkoły. Gdy usłyszałam,, że odjeżdża, nie mogłam się powstrzymać i zaledwie po kilku sekundach doskoczyłam do okna. Nie zawiodłam się – miejsce samochodu ojca zajmowało już srebrne volvo. Czym prędzej zbiegłam na dół, zastanawiając się po drodze, jak długo jeszcze Edward ma zamiar wozić mnie do szkoły. Miałam nadzieję, że do końca świata. Byłam w takim stanie, że nawet nie zamknęłam drzwi na klucz.

Czekał w aucie, najwyraźniej nie patrząc, czy idę. Otworzyłam nieśmiało drzwiczki i wślizgnęłam się do środka. Jak zwykle poraził mnie swoją urodą. Był uśmiechnięty i rozluźniony.

– Dzień dobry – przywitał mnie aksamitnym głosem. – Jak się miewasz? – Przyjrzał mi się uważnie, jakby nie chodziło mu o zwykłą grzeczność, lecz konkretne informacje.

– Dobrze, dziękuję. – Przy nim zawsze czułam się dobrze, wręcz fantastycznie.

Zauważył, że mam podkrążone oczy.

– Wyglądasz na zmęczoną.

Nie spałam najlepiej – przyznałam, machinalnie zasłaniając mankamenty profilu włosami.

– Ja też nie – zażartował, odpalając silnik. Przyzwyczaiłam się do cichego pomruku volvo. Byłam pewna, że przestraszyłabym się warkotu furgonetki, gdybym miała się teraz do niej z powrotem przesiąść.

– Sądzę, że spałam tylko odrobinę dłużej niż ty.

– Założę się, że tak właśnie było.

– I co porabiałeś ubiegłej nocy? _ – O, nie, nie. Dzisiaj to ja zadaję pytania.

– Rzeczywiście. W takim razie, co chciałbyś wiedzieć? – Zachodziłam w głowę, co mogłoby go interesować.

– Jaki jest twój ulubiony kolor? – spytał ze śmiertelnie poważną miną.

Wywróciłam oczami.

– To zmienia się z dnia na dzień.

– No to, jaki jest twój ulubiony kolor dzisiaj?

– Chyba brązowy. – Miałam w zwyczaju ubierać się zgodnie ze swoim nastrojem.

Edward zarzucił powagę i prychnął.

– Brązowy?

– Czemu nie? To taki ciepły kolor. Tu w Forks bardzo mi go brakuje. Wszystko, co powinno być brązowe – pożaliłam się – pnie drzew, skały, ziemia… wszystko pokrywa taki zielony, wilgotny nalot. Mech czy inne paskudztwo.

Wydawał się zafascynowany moim zrzędzeniem. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, co powiedziałam, patrząc mi w oczy.

– Masz rację – stwierdził z powagą. – Brąz jest ciepły. – Szybkim gestem, choć jednak było w nim jakieś wahanie, odgarnął mi włosy za ramię, odsłaniając policzek.

Parkowaliśmy już przed szkołą.

– Jakie CD jest teraz w twoim odtwarzaczu? – spytał takim tonem jakby żądał ode mnie przyznania się do morderstwa.

Uświadomiłam sobie, że nie wyjęłam jeszcze albumu, który dostałam od Phila. Kiedy rzuciłam nazwę zespołu, Edward uśmiechnął się szelmowsko i tajemniczo zarazem, po czym sięgnął do schowka i podał mi jedną z około trzydziestu upchanych tam płyt. Był to ten sam album.

– To i Debussy? – spytał, unosząc jedną brew.

Trwało to cały dzień. Czy to przed angielskim, po hiszpańskim, na lunchu, nieprzerwanie zasypywał mnie błahymi pytaniami. Opowiadałam mu więc o swoich ulubionych i znienawidzonych filmach, o tych paru miejscach, w których byłam, i mnóstwie, które chciałabym zobaczyć, a przede wszystkim o książkach, po prostu bez końca.