Выбрать главу

– Jacob? – zdumiałam się, usiłując dostrzec go przez deszcz W tym samym momencie, oświetlając twarze przybyszów, nadjechał Charlie.

Jacob już wysiadał, a jego szeroki uśmiech był widoczny nawet mimo mroku. Na miejscu pasażera siedział z kolei jakiś starszawy tęgi mężczyzna o zapadających w pamięć rysach twarzy – Policzki wylewały mu się na ramiona, a poorana zmarszczkami, miedzią skóra przywodziła na myśl znoszoną kowbojską kurtkę – No i te oczy, zaskakująco znajome, jednocześnie zbyt młode i zbyt sędziwe jak dla tej twarzy.

Mężczyzną tym był Billy Black, ojciec Jacoba. Chociaż nie widziałam go od ponad pięciu lat, a kiedy Charlie wspomniał po raz pierwszy o furgonetce, nie wiedziałam, o kogo chodzi, teraz poznałam go od razu. Przyglądał mi się uważnie, więc uśmiechnęłam się nieśmiało. Zorientowałam się jednak, że jest czymś bardzo poruszony, przestraszony lub zszokowany – i mój uśmiech szybko zgasł.

„Kolejna komplikacja” powiedział Edward. Billy nie spuszczał ze mnie wzroku. Zaczęłam się martwić. Czyżby rozpoznał Edwarda? Czy naprawdę wierzył w owe niesamowite legendy, z których śmiał się jego własny syn?

Tak właśnie było. Mina Indianina nie pozostawiała, co do tego najmniejszych wątpliwości.

12 Balansowanie

– Billy! – zawołał Charlie serdecznie, gdy tylko wysiadł z samochodu.

Skinąwszy na Jacoba, wślizgnęłam się pod daszek ganku, ojciec tymczasem witał głośno gości.

– Tym razem przymknę oko na to, że kierowałeś, Jake – powiedział do chłopca z dezaprobatą w głosie.

– W rezerwacie wydają prawko młodszym – zażartował Jacob. Przysłuchując się, otworzyłam drzwi i zapaliłam lampę nad wejściem.

– Jasne – zaśmiał się Charlie.

– Muszę się jakoś przemieszczać – usprawiedliwił syna Billy.

Jego głos z miejsca przeniósł mnie do krainy dzieciństwa. Mimo upływu tylu lat nic się nie zmienił.

Weszłam do środka, zostawiając za sobą otwarte drzwi.

A przed zdjęciem kurtki zapaliłam światło. Potem wróciłam na próg i widziałam, jak Charlie i Jacob sadzają Billy'ego na wózku inwalidzkim. Po chwili cała trójka była już w sieni i strząsała krople deszczu.

– Co za niespodzianka – powiedział ojciec.

– Za długo zwlekałem – przyznał Billy. – Mam nadzieję, że nie zjawiliśmy się nie w porę. – Nasze oczy znowu się spotkały, ale nie byłam w stanie stwierdzić, o czym myśli.

– Skąd, bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że zostaniecie na mecz.

– Poniekąd o to nam chodziło. – Jacob uśmiechnął się łobuzersko. – Telewizor już od tygodnia nie działa.

– No i rzecz jasna Jacob nie mógł się doczekać kolejnego spotkania z Bella – Billy odpłacił mu pięknym za nadobne. Chłopiec rzucił ojcu gniewne spojrzenie i zmieszany odwrócił głowę, ja zaś starałam się zdusić wyrzuty sumienia. Może na plaży byłam jednak zbyt przekonująca?

– Głodni? – spytałam, ruszając w kierunku kuchni. Nie miałam ochoty na to, żeby Billy dłużej mi się przyglądał.

– Nic, dzięki – odezwał się Jacob. – Jedliśmy tuż przed wyjściem.

– A ty, Charlie? – zawołałam już z kuchni.

– Jasne. – Słychać było, że przechodzi do saloniku, a w ślad za nim jedzie wózek Billy'ego.

Zrobiłam grzanki z serem, które wrzuciłam na patelnię, i kroiłam właśnie pomidora, kiedy zorientowałam się, że ktoś za mną stoi.

– Jak leci? – spytał Jacob.

– Nie narzekam. – Uśmiechnęłam się. Dobry nastrój chłopaka był zaraźliwy. – A co u ciebie? Wykończyłeś już ten samochód.

– Nie. – Spochmurniał. – Wciąż brakuje mi części. Ten czarny jest pożyczony. – Skinął głową w stronę podjazdu.

– Szkoda, że nie mamy tego tam… co to było?

– Cylinder. – Znów się szeroko uśmiechnął. – Z furgonetką wszystko w porządku?

– Tak, a co? – zdziwiłam się.

– Nic, zastanawiałem się tylko, dlaczego nią nic jeździsz – Wbiłam wzrok w patelnię, sprawdzając stan spodu grzanki.

– Kolega mnie podwiózł.

– Niezła bryka. – W glosie Jacoba słychać było szczery zachwyt. – Nie rozpoznałem kierowcy. Dziwne, myślałem, że znam wszystkich.

Machinalnie pokiwałam głową, obracając grzanki. – ale tato go chyba skądś zna – dodał Indianin. – Byłbyś tak miły i podał mi talerze? Są w szafce nad zlewem. – Już się robi.

Miałam nadzieję, że to koniec tematu. Kto to był, ten gość? – spytał Jacob, stawiając koło mnie dwa talerze.

Poddałam się z westchnieniem. – Edward Cullen.

Ku mojemu zdziwieniu chłopak parsknął śmiechem. Podniosłam wzrok. Wyglądał na nieco zażenowanego.

– To wszystko wyjaśnia – stwierdził. – Zachodziłem w głowę, czemu tato tak dziwnie na niego reaguje.

– No tak. – Udałam niewiniątko. – On przecież nic przepada za Cullenami.

– Jaki on, kurczę, przesądny – mruknął Jacob pod nosem.

– Jak sądzisz, nie powie nic Charliemu, prawda? – szepnęłam nie mogąc się powstrzymać.

Jacob przypatrywał mi się przez krótką chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Raczej nie – odpowiedział w końcu. – Ostatnim razem naprawdę porządnie się o tych Cullenów pokłócili. Prawie ze sobą nie rozmawiają od tamtego czasu. Ta nasza dzisiejsza wizyta to symboliczne wyciągnięcie ręki na zgodę. Małe szanse, żeby poruszył ten temat.

– Acha – rzuciłam niby to niezbyt zainteresowana.

Zaniósłszy Charliemu jedzenie, zostałam w saloniku i udawałam, że oglądam mecz, przysłuchując się paplaninie Jacoba, tak naprawdę śledziłam jednak rozmowę obu mężczyzn. Starałam się wyczuć moment, w którym Billy będzie chciał zdradzić moją tajemnicę zastanawiając się jednocześnie, jak go powstrzymać jeśli już zacznie.

Zaczynałam się już niecierpliwić. Robiło się późno, miałam dużo za dane, ale bałam się opuścić posterunek. Wreszcie mecz dobiegł końca.

– Wybierasz się może wkrótce znowu ze znajomymi na plażę? – spytał Jacob, manewrując wózkiem ojca nad progiem drzwi frontowych.

– Jeszcze nie wiem – wykręciłam się.

– Dzięki za miły wieczór, Charlie – powiedział Billy.

– Wpadnijcie i na następny mecz – zachęcił go tato.

– Z przyjemnością. No to jesteśmy umówieni. Dobranoc. – Indianin przeniósł wzrok na mnie, a uśmiech zniknął z jego twarzy.

– Uważaj na siebie, dziecko – doradził mi poważnym tonem.

– Jasne – wymamrotałam, patrząc gdzieś w kąt.

Gdy Charlie machał gościom na pożegnanie, ruszyłam w kierunku schodów.

– Bella, czekaj no – zawołał za mną.

Zamarłam. Czyżby Billy zdążył mu coś przekazać, zanim przyszłam z grzankami?

Obróciwszy się, zrozumiałam jednak, że nie o to chodzi. Zadowolona mina ojca świadczyła o tym, że nadal przeżywa niezapowiedzianą wizytę Blacków.

– Nie miałem okazji zamienić z tobą ani słowa. Jak ci minę dzień?

– Dobrze. – Poszukałam w pamięci jakiegoś neutralnego wydarzenia, o którym mogłabym mu opowiedzieć. – Moja drużyna badmintona wygrała wszystkie cztery mecze.

– No, no. Nic wiedziałem, że umiesz grać w badmintona.

– Tak właściwie to nie umiem, ale mój partner świetni radzi.

– A z kim jesteś w parze? – zapytał z wyraźnym zainteresowaniem.

– Z… z Mikiem Newtonem – odpowiedziałam niechętnie.

– Ach tak, wspominałaś, że się kolegujecie – ożywił się. – Porządna rodzina. – Zastanawiał się nad czymś przez chwilę, po czym dodał: – A może byś tak jego zaprosiła na ten bal? – Tato! – jęknęłam. – Mike kręci z Jessicą, są już niemal parą. A po za tym, wiesz dobrze, że nie umiem tańczyć.