Выбрать главу

– Wiesz co, tato – zaczęłam, przerywając jego rozmyślania.

– Co, Bell?

– Myślę, że masz rację z tym Seattle. Poczekam i zabiorę się z Jessiką czy jeszcze kimś innym.

– Och. – Zaskoczyłam go. – No, dobra. To co, mam zostać w domu?

– Nie, nie. Nie chcę, żebyś zmieniał plany. Mam masę rzeczy do załatwienia: lekcje, pranie… Muszę zrobić małe zakupy i iść do biblioteki. Będę wychodzić z domu… Naprawdę, jedź z kolegami i baw się dobrze.

– Jesteś pewna?

– Jedź, jedź. Poza tym w zamrażarce zaczyna już brakować ryb. Zapasy starczą na góra dwa, trzy lata.

– Nie ma co, łatwo się z tobą mieszka pod jednym dachem – Uśmiechnął się.

– I vice versa. - Udałam tylko, że się śmieję, ale nie.

Nie zwrócił na to uwagi. Poczułam tak silne wyrzuty sumienia, że niemal posłuchałam rady Edwarda i powiedziałam mu, z kim spędzę cały dzień. Ale nie puściłam pary z ust.

Po obiedzie zajęłam się składaniem ubrań i suszeniem kolejnych ich porcji w suszarce.

Niestety, praca ta zajmowała wyłącznie ręce. Moje myśli mogły hasać wolno, a emocje sięgały zenitu i zaczynałam tracić nad nimi kontrolę. Z jednej strony niecierpliwie wyczekiwałam jutra z drugiej mimo wszystko zaczynałam się bać. Musiałam sobie przypominać, że podjęłam decyzję, i nie zamierzałam się wycofywać. Częściej niż to było potrzebne sięgałam po liścik Edwarda, aby po raz kolejny rozważać jego słowa. Nie chce, żeby stała mi się krzywda, powtarzałam sobie bez końca. Musiałam wyrobić w sobie głębokie przekonanie, że właśnie to pragnienie przeważy. Bo i cóż mi innego pozostawało? Miałabym go ignorować? Byłoby to nie do zniesienia. Odkąd przeprowadziłam się do Forks, wokół Edwarda kręciło się cale moje życie.

A jednocześnie cichy głosik w zakamarkach mej duszy zadawał pytanie, czy będzie bardzo bolało, jeśli… coś pójdzie nie tak?

Ucieszyłam się, gdy zrobiło się na tyle późno, że wypadało mi już iść spać. Wiedziałam, że z nerwów i tak nie zasnę, posunęłam się, więc do czegoś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie robiłam. Zażyłam silny środek nasenny, taki, który miał mnie zmorzyć na pełne osiem godzin. W innej sytuacji nie pozwoliłabym sobie na podobne zachowanie, ale uznałam, że będzie lepiej, jeśli w tak ważnym dniu nie wstanę półprzytomna. Czekając, aż tabletka zacznie działać, wysuszyłam bardzo starannie włosy, obmyślają, w co by się tu ubrać.

Przygotowawszy wszystko na rano, położyłam się do lóżka ale byłam tak podekscytowana, że nie mogłam przestać się wiercić. W końcu wstałam, pogrzebałam chwilę w pudełku po butach, które służyło mi za pojemnik na CD, i wybrałam płytę z nokturnami Chopina. Nastawiwszy ją bardzo cicho, wróciłam do łóżka, gdzie próbowałam koncentrować uwagę na różnych częściach swojego ciała z osobna, i mniej więcej w połowie tego ćwiczenia odpłynęłam.

Dzięki zażytemu nieco lekkomyślnie środkowi nasennemu spałam jak zabita, bez snów czy zbędnych pobudek. Ocknęłam się o świcie. Przez chwilę czułam się mile wypoczęta, ale wkrótce wróciło znane mi z poprzedniego wieczora rozdygotanie.

Ubrałam się w pośpiechu, nerwowo wygładzając kołnierzyk i kilkakrotnie obciągając na sobie jasnobrązowy sweterek, tak żeby wreszcie leżał na dżinsach jak należy. Wyjrzałam przez okno.

Charliego już nie było, a niebo przesłaniała przejrzysta warstwa chmur, które wyglądały tak, jakby lada chwila miały się rozpierzchnąć.

Śniadanie zjadłam obojętna na smaki i zapachy, a zaraz potem zabrałam się do zmywania. Ponownie wyjrzałam przez okno. Nic się nie zmieniło. Dopiero, gdy umyłam zęby i schodziłam po schodach, usłyszałam od strony ganku ciche pukanie.

Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Rzuciłam się do drzwi.

Miałam pewien kłopot z zamkiem, ale w końcu udało mi się je otworzyć i zobaczyłam Edwarda. Zdenerwowanie znikło bez śladu. Odetchnęłam z ulgą – teraz, gdy stał przede mną, wszystkie wczorajsze obawy wydawały się bezzasadne.

Z początku minę miał pełną powagi, ale obejrzawszy mnie od stóp do głów, wyraźnie się rozpogodził.

– Dzień dobry – przywitał się chichocząc.

– Co jest – Zerknęłam w dół, żeby sprawdzić, czy czasem nie zapomniałam włożyć czegoś istotnego, takiego jak buty czy spodnie.

– Jesteśmy identycznie ubrani – wyjaśnił z uśmiechem. Rzeczywiście dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie błękitne Dżinsy i jasnobrązowy sweter, spod którego wystawał biały kołnierzyk koszuli. Też się zaśmiałam, choć jednocześnie zrobiło mi się trochę przykro – czemu on wyglądał jak model, AT ja w tym samym stroju nie?

Zamknęłam drzwi na klucz, a Edward podszedł do furgonetki. Czekał tam na mnie z miną męczennika. Nietrudno go było zrozumieć.

– Umówiliśmy się – przypomniałam, wskakując do szoferki i otwierając mu od środka drzwiczki od strony pasażera. – Dokąd jedziemy?

– Najpierw zapnij pasy. Już się denerwuję. Posłuchałam go, ale i zmroziłam wzrokiem.

– Sto jedynką na północ – poinstruował.

Nie spodziewałam się, że aż tak trudno będzie mi prowadzić, czując na sobie jego spojrzenie. Nie potrafiąc dostatecznie skoncentrować się na drodze, musiałam jechać ostrożniej niż zwykle, mimo że trasa o tej porze wciąż świeciła pustkami.

– Czy planując wyprawę do Seattle, liczyłaś na to, że uda ci się wyjechać z Forks przed zapadnięciem zmroku?

– Trochę więcej szacunku – odparowałam. – Moja furgonetka mogłaby być babcią twojego volvo.

Wbrew obawom Edwarda wkrótce przekroczyliśmy granice miasteczka, a przydomowe trawniki ustąpiły miejsca gęstej roślinności.

– Skręć w prawo w sto dziesiątkę – usłyszałam, gdy właśnie miałam się o to zapytać – i jedź tak długo, aż skończy się asfalt.

Wyczuwałam, że się uśmiecha, ale nie odważyłam się na niego zerknąć, by to sprawdzić, ze strachu, że zahaczę kołami o pobocze udowadniając tym samym, jaki ze mnie beznadziejny kierowca.

– A dalej?

– A dalej zaczyna się szlak.

– Będziemy chodzić po lesie? – Dzięki Bogu, miałam na nogach tenisówki.

– A co? – spytał takim tonem, jakby spodziewał się, że zaprotestuję.

- Nic nic. – Miałam nadzieję, że nie widać po mnie zdenerwowania. Myślał, że moja furgonetka jest powolna? Niech tylko zobaczy mnie na szlaku!

Nie martw się, to tylko jakieś osiem kilometrów i nigdzie nie będziemy się spieszyć. Osiem kilometrów? Milczałam, żeby nic wyczuł w moim głosie narastającej paniki.

– Osiem kilometrów zdradliwych korzeni i swobodnie leżących kamieni, które tylko czyhały na moje stopy i inne części ciał a – Zapowiadał się dzień pełen upokorzeń. Przez chwilę jechaliśmy w zupełnej ciszy. Rozmyślałam o tym, co mnie czeka. – 0 czym myślisz? – spytał zniecierpliwiony Edward. – Zastanawiam się, dokąd wiedzie ten szlak – skłamałam.

– Do pewnego miejsca, które lubię odwiedzać, gdy dopisuje pogoda. – Obydwoje spojrzeliśmy na niebo. Chmury stopniowo się przerzedzały.

– Charlie mówił, że będzie ciepło – przypomniało mi się.

– Powiedziałaś mu, jakie masz na dzisiaj plany?

– Nic.

– Ale jest jeszcze Jessica, prawda? – Edward próbował się pocieszyć. – Myśli, że pojechaliśmy razem do Seattle.

– Powiedziałam jej przez telefon, że się wycofałeś. Poniekąd nie skłamałam.

– Więc nikt nie wie, że jesteś teraz ze mną? – Był coraz bardziej rozzłoszczony.

– Czyja wiem… Zakładam, że powiedziałeś Alice?

– Naprawdę, bardzo mnie wspierasz, Bello.

Puściłam tę sarkastyczną uwagę mimo uszu.