Выбрать главу

– Ważę trochę więcej niż przeciętny plecak – ostrzegłam.

– Też mi coś! – prychnął, zapewne wywracając oczami. Jeszcze nigdy nie widziałam go w tak dobrym humorze.

Nagle schwycił moją dłoń i przycisnął sobie do twarzy. Serce podskoczyło mi do gardła.

– Idzie mi coraz lepiej – szepnął, biorąc kilka głębokich oddechów. Zrozumiałam, że Edwardowi chodzi o mój zapach.

A potem, bez ostrzeżenia, puścił się biegiem. Jeśli kiedykolwiek wcześniej drżałam w jego obecności o swoje życie, było to niczym w porównaniu z tym, co czułam teraz.

Pędził niczym pocisk, niczym strzała, świadczyły o tym jednak tylko migające po obu stronach pnie drzew. Moich uszu nie dochodził żaden dźwięk, który byłby dowodem na to, że stopy Edwarda w ogóle dotykają ziemi. Wydawał się wcale nie męczyć, nawet nie zaczął szybciej oddychać.

Cudem mijał o milimetry kolejne przeszkody. Byłam tak przerażona że zapomniałam zamknąć oczy, choć twarz smagał mi boleśnie chłodny, leśny wiatr. Czułam się tak, jakbym wystawiła głowę przez okno, lecąc samolotem, i po raz pierwszy w życiu marzyłam o zażyciu aviomarinu.

Gdy już chciałam błagać o litość, Edward zatrzymał się raptownie. Powrót z łąki, do której szliśmy całe przedpołudnie, zajął mu ledwie kilkanaście minut.

– Świetna zabawa, nieprawdaż? – wykrzyknął rozochocony.

Czekał, aż z niego zejdę, ale nie mogłam się ruszyć. Ruszało się za to wszystko wokół mnie. A raczej wirowało.

– Bello? – zaniepokoił się.

– Chyba muszę się położyć – jęknęłam.

– Oj, przepraszam. – Stał dalej nieruchomo, ale kończyny wciąż odmawiały mi posłuszeństwa.

– Raczej sama nie dam rady – wyznałam.

Zaśmiawszy się cicho, Edward delikatnie rozplatał moje dłonie zaciśnięte na jego szyi – poddały się do razu. Następnie przesunął mnie sobie na brzuch, tuląc do siebie niczym małe dziecko, potrzymał tak przez chwilę, po czym ostrożnie położył na kępie paproci.

– Jak się czujesz?

Trudno mi to było ocenić, tak bardzo kręciło mi się w głowie.

– Mam zawroty głowy.

– To schowaj ją między kolana.

Zastosowałam się do tej rady i rzeczywiście trochę pomogło. Oddychałam powoli, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów a mój towarzysz usiadł tuż obok. Po pewnym czasie poczułam się pewniej i wyprostowałam. Dzwoniło mi jeszcze tylko w uszach.

– To chyba nie był najlepszy pomysł – stwierdził Edward zawstydzony.

Chciałam go jakoś pocieszyć, ale głos miałam wciąż słaby.

– Skąd, bardzo ciekawe doświadczenie.

– Akurat, jesteś blada jak ściana. Jak ja!

– Coś mi się wydaje, że powinnam była jednak zamknąć oczy.

– Następnym razem już nie zapomnisz.

– Następnym razem?!

Edward zaśmiał się. Dobry humor nadal mu dopisywał.

– Szpanować się mu zachciało – mruknęłam.

– Otwórz oczy, Bello – poprosił cicho.

Niemal dotykaliśmy się nosami. Jego uroda mnie oszałamiała – nie mogłam przyzwyczaić się do nadmiaru piękna.

– Biegnąc, pomyślałem sobie, że chciałbym… – Nie dokończył.

– Że chciałbyś nie trafić w jakieś drzewo?

– Głuptasku, taki bieg to dla mnie pestka. Wymijam je instynktownie.

– Znowu się popisujesz.

Uśmiechnął się.

– Pomyślałem sobie – dokończył – że chciałbym spróbować czegoś jeszcze. – Po raz drugi tego dnia ujął moją twarz w dłonie.

Zaparło mi dech w piersiach.

Zawahał się – ale nie tak, jak zwykły człowiek.

Nie jak chłopak, który nie jest pewien, czy ma pocałować dziewczynę, i bada, jak ona reaguje na jego zachowanie, żeby wiedzieć, czy nie zostanie odrzucony. Albo jak chłopak, który świadomie przedłuża moment oczekiwania, wiedząc, że ta słodka chwila potrafi być czasem bardziej ekscytująca niż sam pocałunek.

Edward odczekał chwilkę, by upewnić się, że nic mi nie grozi, że jest w stanie trzymać swoje pragnienie w ryzach.

A potem jego chłodne, marmurowe wargi powoli, delikatnie dotknęły moich.

Żadne z nas nie przewidziało jednak mojej reakcji.

Krew we mnie zawrzała, moje usta zapłonęły, wargi rozwarły się. Zaczęłam niemalże dyszeć, a palcami wpięłam się we włosy by przyciągnąć go jeszcze bliżej do siebie. Jego cudowny zapach mącił mi w głowie.

Zamarł natychmiast i delikatnie, acz stanowczo mnie odsunął. Otworzyłam oczy. Był bardzo spięty.

– Oj – szepnęłam przepraszająco.

– „Oj” to mało powiedziane. Oczy miał dzikie, a szczęki zaciśnięte, ale nadal potrafił się zgrabnie wysłowić. Nasze usta dzieliło ledwie parę centymetrów. Byłam gotowa mdleć z zachwytu.

– Może lepiej będzie… – Spróbowałam wyrwać się z jego objęć żeby mógł w spokoju dojść do siebie, ale jego silne ręce nie pozwoliły mi się ruszyć ani o milimetr.

– Nie, nie, poczekaj – powiedział spokojnym, opanowanym głosem. – Wytrzymam.

Obserwowałam, jak w jego oczach z wolna wygasa podniecenie. Nagle uśmiechnął się zaskakująco figlarnie.

– No i proszę – stwierdził, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.

– Wytrzymasz?

Zaśmiał się głośno.

– Mam silniejszą wolę, niż przypuszczałem. To miło.

– Szkoda, że o mnie tego nie można powiedzieć. Przepraszam z to co się stało.

– No cóż, w końcu jesteś tylko człowiekiem.

– Wielkie dzięki – wycedziłam.

Podniósł się nie wiadomo, kiedy i wyciągnął ku mnie rękę, by pomóc mi wstać. Cały czas zaskakiwał mnie takimi gestami, bo przyczaiłam się do tego, że unika kontaktów cielesnych. Dopiero, gdy schwyciłam jego lodowatą dłoń i spróbowałam wstać, poczułam jak bardzo potrzebowałam asysty. Wciąż z trudem utrzymywałam równowagę.

– To jeszcze po biegu, czy tak doskonale całuję? – Edward zachowywał się teraz przy mnie zupełnie swobodnie – widać było, jak bardzo przedtem musiał się kontrolować. Był taki rozluźniony, taki pogodny, taki przy tym ludzki. Czułam, że jestem nim jeszcze bardziej oczarowana. Gdybyśmy mieli się teraz rozstać sprawiłoby mi to fizyczny ból.

– Sama nie wiem. I to, i to. Nadal kręci mi się w głowie.

– Sądzę, że powinnaś dać mi poprowadzić.

– Oszalałeś? – zaprotestowałam.

– Co tu dużo kryć, jestem lepszym kierowcą od ciebie – zaczął ze mnie żartować. – Nawet w najbardziej sprzyjających warunkach masz ode mnie gorszy refleks.

– Zgadzam się w zupełności, nie wiem tylko, czy moje nerwy i moja furgonetka zniosą twój styl jazdy.

– Bello, okażże mi choć trochę zaufania.

Włożyłam rękę do kieszeni, wymacałam kluczyki i zrobiwszy minę rozkapryszonego dziecka, pokręciłam głową.

– Nie ma mowy.

Uniósł w zdumieniu brwi.

Zrobiłam pierwszy krok w kierunku drzwiczek od strony kierowcy. Kto wie, może Edward nawet by mnie przepuścił, gdybym nie zachwiała się odrobinkę. A może nie. W każdym razie zachwiałam się i natychmiast chwycił mnie w talii.

– Bello, nie po to przechodziłem samego siebie, ratując cię z licznych opresji, żeby pozwolić ci zasiąść za kierownicą, kiedy ledwo się trzymasz na nogach. A poza tym jazda po pijanemu to przestępstwo.

– Po pijanemu? – obruszyłam się.

– Sama moja obecność działa na ciebie upajająco – powiedział – po raz kolejny uśmiechając się kpiarsko.

Cóż mogę powiedzieć – westchnęłam. Byłam bezsilna, nie umiałam mu niczego odmówić. Upuściłam kluczyki, wyciągnąwszy wpierw rękę wysoko w górę. Edward schwycił je z szybkością jastrzębia, nawet nie brzęknęły. – Tylko spokojnie – upomniałam. Moja furgonetka ma już swoje lata.