Выбрать главу

– A pozostali?

– Najczęściej to nomadowie. Zdarzało się, że i któreś z nas wędrowało samotnie, ale z czasem, jak zresztą wszystko inne, robi się to nużące. Chcąc nie chcąc musimy na siebie wpadać, bo większość preferuje północ. – Dlaczego północ?

Staliśmy już przed moim domem, silnik zamilkł. Było bardzo cicho i ciemno, nie świecił księżyc. Nikt nie zapalił lampy w ganku, miałam, więc pewność, że ojciec nie wrócił jeszcze do domu. – Gdzie miałaś oczy na łące? – zadrwił. – Czy sądzisz, że mógłbym wyjść na ulicę przy słonecznej pogodzie, nie powodując wypadków samochodowych? Wybraliśmy tę część stanu Waszyngton właśnie dlatego, że to jedno z najbardziej pochmurnych miejsc na świecie. Miło jest móc wyjść z domu w dzień. Nawet nic wiesz, jak bardzo można mieć dość nocy po niemal dziewięćdziesięciu latach.

– To stąd wzięty się legendy?

– Prawdopodobnie.

– Czy Alice, tak jak Jasper, była kiedyś członkiem innej rodziny? Nie, i tu jest pies pogrzebany. To dla nas zagadka. Alice nie pamięta w ogóle, żeby była wcześniej człowiekiem. Nie wie też, kto ją stworzył. Gdy się ocknęła, nikogo przy nie j nie było. Ktokolwiek to jej zrobił, odszedł w siną dal. Żadne z nas nie pojmuje, dlaczego nie mógł. Gdyby nie była obdarzona wyjątkowymi zdolnościami, gdyby nie przewidziała, że spotka Jaspera, a potem dołączy do nas, być może skończyłaby jako dzika bestia.

Tyle miałam teraz do przemyślenia, tyle nasuwało mi się pytań. Tymczasem, najzwyczajniej w świecie, zaburczało mi w brzuchu. Zawstydziłam się okropnie. Od nadmiaru wrażeń zapomniałam o głodzie. Zdałam sobie sprawę, że mogłabym zjeść konia z kopytami.

– Wybacz. Pewnie marzysz o kolacji.

– To nic takiego, nie przejmuj się.

– Rzadko, kiedy spędzam tyle czasu z kimś, kto odżywia się w tradycyjny sposób. Wyleciało mi to z głowy.

– Nie chcę się z tobą rozstawać. – Łatwiej było mi wyznać to w ciemności, choć wiedziałam, że mój glos i tak zdradzi to, jak bardzo jestem od Edwarda uzależniona.

– Może zaprosisz mnie do środka? – zaproponował.

– A chciałbyś? – Nie umiałam sobie tego wyobrazić: półbóg na odrapanym krześle w kuchni Charliego.

– Jeśli nie masz nic przeciwko.

Ledwie usłyszałam, jak cicho zamyka za sobą drzwiczki auta, a już otwierał przede mną moje.

– Cóż za ludzkie odruchy – pochwaliłam.

– Wraca to i owo.

Gdy ruszyliśmy w kierunku domu, co chwila musiałam na niego zerkać, bo stąpał bezszelestnie, jakby go wcale nie było przy moim boku. W mroku wyglądał o wiele normalniej. Nadal był blady, nadal piękny jak marzenie, ale jego skóra nie lśniła już w tak niesamowity sposób.

Dotarł do drzwi pierwszy i otworzył je przede mną. Chciałam już wejść, ale zatrzymałam się na progu.

– Drzwi były otwarte?

– Nie, użyłem klucza spod okapu.

Zapalałam właśnie w przedsionku lampę na ganku. Odwróciłam się z wyrazem zdziwienia na twarzy. Byłam przekonana, że nigdy nie pokazywałam mu, gdzie chowamy klucz. Byłem ciekawy, jaka jesteś – usprawiedliwił się.

– Podglądałeś mnie? – Jakoś nie umiałam należycie się oburzyć, pochlebiało mi jego zainteresowanie.

– Co innego pozostaje do roboty po nocy? – odparł bez cienia skruchy.

Postanowiłam na razie nie drążyć tego tematu i udałam się do kuchni. Edward wyprzedził mnie, nie potrzebując przewodnika, po czym usiadł na tym samym krześle, na którym próbowałam go sobie wcześniej wyobrazić. Jego uroda rozświetliła całe pomieszczenie. Potrzebowałam dłuższej chwili, by być w stanie oderwać od niego wzrok.

Zajęłam się przygotowaniem późnego obiadu. Wyjęłam z lodówki wczorajszą zapiekankę, przełożyłam porcję na talerz i wstawiam do mikrofalówki. Wkrótce kuchnię wypełnił aromat pomidorów i oregano. Nie spuszczając oczu z obracającego się talerza, spytałam obojętnym tonem:

– Jak często?

– Co, co? – Musiał właśnie rozmyślać, o czym innym.

– Jak często tu przychodzisz? – Nadal stałam odwrócona do Edwarda plecami.

– Niemal każdej nocy. Zaskoczona odwróciłam się.

– Dlaczego?

– Jesteś interesującym obiektem obserwacji – powiedział zupełnie poważnie. – Mówisz przez sen.

– O nie! – jęknęłam, zalewając się rumieńcem. Schwyciłam się blatu kuchennego, żeby nie stracić równowagi. Wiedziałam od mamy, że mówię przez sen. Nie sądziłam tylko, że tu, w Forks, będę musiała się tym przejmować.

– Bardzo się gniewasz? – spytał zaniepokojony.

– To zależy! – Byłam zbulwersowana i dało się to wyczuć.

Odczekał chwilę.

– Od czego? – spytał w końcu, nie mogąc się doczekać dalszych wyjaśnień.

– Od tego, co podsłuchałeś! – wykrzyknęłam zażenowana.

Nawet nie wiem, kiedy znalazł się u mojego boku. Ostrożnie ujął moje dłonie.

– Nie gniewaj się, proszę.

Pochylił się tak, by nie patrzeć na mnie z góry, i zajrzał mi w twarz. Poczułam się jeszcze bardziej skrępowana, Próbowałam odwrócić wzrok.

– Tęsknisz za mamą – wyszeptał. – Martwisz się o nią. Kiedy pada, od szumu deszczu rzucasz się w łóżku. Dawniej mówiłaś dużo o domu, ale ostatnio coraz rzadziej. A raz powiedziałaś „Tu jest za zielono!”. – Zaśmiał się łagodnie. Domyśliłam się, że sam z siebie nie powie mi wszystkiego, obawiając się, że mnie urazi.

– Co jeszcze? – zażądałam. Wiedział doskonale, do czego piję.

– No cóż, słyszałem parę razy swoje imię. Westchnęłam pokonana.

– Ile razy? Często?

– Co masz dokładnie na myśli, mówiąc „często”?

– O nie! – Zwiesiłam głowę.

Wziął mnie pod brodę, delikatnie, swobodnie.

– Nie przejmuj się – szepnął mi do ucha. – Gdybym mógł śnić, śniłbym tylko o tobie. I nie wstydziłbym się tego.

Naszych uszu jednocześnie doszedł dźwięk kół hamujących na podjeździe przed domem. W widocznych za przedsionkiem oknach od frontu błysnęły samochodowe światła. Zamarłam w jego ramionach.

– Czy chcesz mnie przedstawić ojcu? – spytał Edward.

– Nie wiem… – Próbowałam zebrać myśli.

– No to innym razem. I już go nie było.

– Edward! – syknęłam.

Zaśmiał się, ale nie zmaterializował. Charlie przekręcił klucz w zamku.

– Bella? – zawołał. Denerwował mnie tym dawniej – kogo innego mógł się spodziewać? Tymczasem okazało się, że jest ktoś taki. – Tu jestem! – Miałam nadzieję, że nie usłyszy w moim glosie histerycznej nuty. Wyjęłam swój talerz z mikrofalówki i gdy Charcie wszedł do kuchni, siedziałam już przy stole. Po całym dniu spędzonym z Edwardem jego kroki wydały mi się takie głośne.

– Mnie też odgrzejesz? Padam z nóg. – Oparłszy się o krzesło Edwarda, przydepnął sobie czubek jednego z butów, żeby się Charcie niego wyswobodzić, wyjęłam drugą porcję zapiekanki, a jedząc swoją, przy okazji oparzyłam się w język. Wstawiwszy talerz do mikrofalówki, nalałam dwie szklanki mleka i upiłam spory łyk, żeby złagodzić ból. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo trzęsą mi się ręce. Charcie usiadł na krześle, o które się wcześniej opierał. Był tak niepodobny do jego poprzedniego użytkownika, że niemal parsknęłam śmiechem.

– Wielkie dzięki – powiedział, gdy postawiłam przed nim parujący talerz.

– Jak ci minął dzień? – spytałam zniecierpliwiona. Marzyłam o tym, żeby jak najszybciej umknąć do swojego pokoju.

– Fajnie. Ryby brały. A co ty porabiałaś? Załatwiłaś wszystko to, co miałaś w planach?